Czym dla mnie jest Wasabi? Blogiem kulinarnym, notatnikiem, pamiętnikiem...nie wiem. Czasami zaglądam na bloga jako do dużego, publicznego notatnika, czytam przepis, zamykam komputer. Ale innym razem, wpadam tylko na chwilę a zaczynam przeglądać stare posty i wracają wspomnienia. Moje, Moniki, nasze wspólne. Chwile radosne, smutne, śmieszne, ważne i błahe. I chociaż nie żyję po to aby jeść, a jem po to aby żyć, to gotowanie ma dla mnie kontekst i wypełnione jest wspomnieniami. Są chwilę, że z konieczności zjadam zupę z torebki i zagryzam batonikiem - bo tak trzeba. Ale prawda jest taka, że wolę aby te dni nie istniały. Wolę mieć czas i energię bo gotować dla siebie i dla bliskich. Prosto, szybko i smacznie i po domowego. Bez półśrodków i dodatków z "torebki".
Chyba...chyba, że jest to gorący kubek pomidorowy jedzony z Moniką pod namiotem, w trakcie wakacji nad morzem (całe 2 tygodnie na takim jedzeniu przeżyłyśmy). To "zupa", po która nadal zdarza mi się sięgnąć w sklepie, tylko i wyłącznie po to, aby wypić ją przeglądając gruby album zatytułowany "Łeba". Albo mielonka z puszki, która była podstawą najlepszego sosu "bolonese" na świecie, a tylko dlatego, że gotowaliśmy to na łódce i zjedliśmy na środku jeziora. Po mielonkę nie sięgam w domu, bo tak między nami, to bez dodatku mazurskiego powietrza i przechyłów to nie da jej się jeść. Da się za to jeść, siedząc na krawężniku, suchą kajzerkę i zapijać ją kefirem. Kolejny wakacyjny hit, który uprawiam w wiosenne i letnie poranki. Biorę psa, idziemy na długi spacer, po drodze kupuję bułę i kefir. Wybieram punkt na Sadach, Cytadeli albo Kępie Potockiej, pies biega a ja to śniadanie zjadam z głową pełną wspomnień.
Ciasteczka, na które przepis dziś zaprezentuje, też mają swoją historię. Robione rano, wiezione wiele kilometrów, tylko po to, by spędzić razem kilka godzin z okazji ważnego dnia. By usiąść w świetle lamp, gdy zmrok za oknem i rozmawiać. Ciepła herbata, gorzka kawa i czekoladowe ciasteczka. A wcześniej rosół i sałatka jarzynowa. Rok temu w tym dniu mama podała flaki, parę lat wcześniej zerwałam się z wujkiem, tatą i ciotecznym bratem na piwo, jeszcze wcześniej była impreza na której rozpijaliśmy domowe wino i zajadaliśmy paluszki. Masa wspomnień, żywych i wibrujących kolorami.
Dlatego też chyba piszę o jedzeniu, bo jest ono nośnikiem bardzo silnych wspomnień, które chcę zachować, które chcę dopieszczać i obracać w głowie raz po raz. I dla mnie na Wasabi jedzenie jest tylko dodatkiem do tego wszystkiego co przeżyłam, z kim się spotkałam i gdzie byłam.
A wracając do ciasteczek - są przepyszne. Maślane, nie za słodkie, przypominają w konsystencji shortbread. W ciemnej wersji pachną kakao i masłem, w jasnej maślano-waniliowo. Ja dodałam jeszcze wodę z kwiatów pomarańczy oraz wodę różaną by nadać im słodko-pudrowy charakter. W głowie pasuje mi dodatek lawendy albo skórki pomarańczowej a do kakaowej wersji suszonych wiśni z chilli albo podprażonych orzechów laskowych. Wariacji jest bez końca.
Rzecz ważna - robi się je w jednym naczyniu - malakser, mikser. Bez zagniatania, bez odstawiania, bez drżenia o bałagan! Cudownie!
Przepis pochodzi z książki "Nigella świątecznie", ciasteczka są jednak uniwersalne i nie trzeba świąt aby sprawić sobie przyjemność. Nigella oblewała je polewą czekoladową i obsypywała posypką, ja to pominęłam. Aby uzyskać wersję jasną i ciemną, podwajałam ilość składników. Przygotowując wersję jasną zamiast kakao dodałam zwiększyłam ilość mąki. W przepisie podaje składniki na 1 porcję.
Ciasteczka maślane świątecznej Nigelli
Źródło: Nigella świątecznie
Składniki:
250g miękkiego masła
150g drobnego cukru
40g kakao
300g mąki
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Wersja jasna:
Zamiast 40g kakao dodałam 40g mąki, Dodatkowo dodałam po jednej łyżeczce esencji waniliowej, wody z kwiatów pomarańczy i wody różanej (opcjonalnie)
Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzewamy do 175 stopni, blachy wykładamy papierem do pieczenia.
W mikserze/melakserze umieszczamy wszystkie składniki i miksujemy aż do uzyskania jednolitej miękkiej, lepkiej masy. Ja postawiłam misę melaksera na wadze i używając tarowania dodawałem kolejne składniki a Nigella robi to tak -> klik
Z masy toczymy kulki wielkości średniego orzecha włoskiego i układamy je na blasze. Na jednej powinno zmieścić się 12 (ja upychałam po 16), tak by ciastka miały miejsce się rozlać.
Ciastka pieczemy 15 min, wyjmujemy i zostawiamy na 15 minut do przestygnięcia, po tym czasie przekładamy je na kratkę do całkowitego wystygnięcia.
Zimne ciastka przekładamy do szczelnego pojemnika i trzymamy do 5 dni...chociaż po 5 dniach to na dnie pozostają resztki zapachu i okruszki.
Smacznego!
7 komentarzy:
Wyglądają pysznie ! Uwielbiam takie ciastka :)
Bardzo podoba mi się Twój dzisiejszy wpis.
Jeść, żeby żyć, a jednocześnie z gotowaniem łączyć wspomnienia - robię podobnie. Dobrze jest przypomnieć sobie coś miłego, robiąc jakąś potrawę - zyskuje ona nawet i miano comfort food, chociaż z pozoru jest całkiem przeciętna.
A ciasteczka? Musiały być przepyszne! Może zrobię je właśnie na święta?
Wspomnienia mają smaki, zgadzam się. I czasem "coś" smakuje tylko ze względu na okoliczności, na ludzi dookoła. W innym miejscu, z innymi ludźmi to już nie jest ten sam smak.
Natalie: Są przepyszne i tak mało wymagające :)
whiness: Dziękuję. Myślę, że ciasteczka warto przetestować jeszcze przed świętami ;)
Magda: dokładnie tak :)
wyglądają bardzo smacznie:)
Siema, ale masz fajną stronę. Chodze sobie i podziwiam bo zależy mi na tym aby jak najlepiej wyglądały moje mobilne strony internetowe wrocław to jest moje miasto. Przyjechałem tu na studia ale tak już zostałem. I nie anrzekam w sumie bo to naprawdę niezła sprawa.
Lubię tego typu ciasteczka. Te wydają się być proste i szybkie do wykonania. Chyba się skuszę :)
Prześlij komentarz