niedziela, 20 listopada 2011

Słodko-słone brownie

Jedzenie to kwestia towarzystwa. Nawet gdy gotuje tylko dla siebie, to jednak by umilić sobie ten czas z samym sobą. Tym razem jedzenie dla kogoś bardzo specjalnego, kto swoim ciepłem, mądrością życiowa i FANTASTYCZNYM poczuciem humoru wzbogaca moje życie od 15 lat!!! Wszystkiego najlepszego Kochana KaBePe !!


Co może sprawić radość 4 kobietom które spotykają się by uczcić urodziny jednej z nich, obejrzeć głupi (bardzo, bardzo głupi) film i mają zamiar rozmawiać do późnej nocy. Coś co ma masę kalorii i pachnie czekoladą. Coś słodko słonego (jak życie?).
Tego wieczoru był popcorn, wino i film a potem słodko-słone brownie, ser, kolejne wino i moje 3 kochane Dziewczyny. Wśród głupkowatych śmiechów i chichów, rozmów, wzruszeń, cennych uwag, wyjadane łyżeczką ciasto prosto z foremki. I co z tego, że nieelegancko, jeśli to takie cudowne, że nie da się tego zastąpić niczym innym.


Słodko-słone karmelowe brownie
Źródło: znalezione na White Plate

Karmel:
1 szklanka* cukru
2 łyżki syropu kukurydzianego
1/4 szklanki wody
1/2 szklanki śmietany 36%
1 łyżeczka soli morskiej
1/4 szklanki kwaśnej śmietany (użyłam 18%)

Ciasto:
1 i 1/4 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka soli morskiej
2 łyżki ciemnego kakao
300 g gorzkiej czekolady 70%
200 g masła, pokrojonego w kostkę
1,5 szklanki cukru białego (użyłam 1 szklanki)
1/2 szklanki cukru brązowego trzcinowego
5 dużych jajek, w temp. pokojowej
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

Przygotowanie:

Najpierw robimy karmel
W średnim rondelku podgrzewamy cukier, syrop i wodę. Gotujemy na dużym ogniu do czasu, aż płyn będzie bursztynowy (ok. 6-8 minut, należy uważać, bo karmel bardzo łatwo spalić), jeśli dysponujemy termometrem cukierniczym, to karmel jest gotowy, kiedy osiągnie temp. 350 st F.
Zdjąć z ognia, wmieszać śmietanę 36% (ostrożnie, będzie pryskać), później sól, na końcu śmietanę kwaśną. Dokładnie wymieszać i odstawić.

A następnie ciasto:
Formę o wymiarach: 22,5 x 32,5 cm (u mnie 24 na 24), wyłożyć papierem, posmarować masłem.
Piekarnik nagrzać do 175 st C.
Czekoladę i masło rozpuścić w kąpieli wodnej (włożyć do naczynia, które ustawić na garnku z gotującą się wodą tak, by naczynie nie dotykało do wody). Wyłączyć ogień. Wmieszać oba rodzaje cukru, następnie wbijać po jednym jajku i dokładnie mieszać (nie wolno miksować). Na końcu dodać wanilię.

W drugiej misce połączyć mąkę, sól i kakao i dodać je do masy energicznie mieszając.

Połowę masy wlać do blaszki. 3/4 szklanki** karmelu rozprowadzić po cieście - karmel nie powinien dotykać ścianek blaszki, bo podczas pieczenia się spali, wlać drugą polowe masy i wstawić do piekarnika.

Piec 30 minut.

Wyjąć z piekarnika i ostudzić.
Gotowe pokroić na kwadraty, można oprószyć płatkami soli i cukrem.
Podawać z karmelem..i jeść w doborowym towarzystwie :D

Smacznego!

* filiżanka o pojemności 220 ml
** karmelu będzie więcej niż 3/4 szklanki, ale resztą polewamy ciasto przed podaniem

sobota, 19 listopada 2011

Zupa z soczewicy z szpinakiem

Pod koniec października opadły wszystkie liście rozpoczynając okres oczekiwania na pierwszy śnieg. Mało tego zaraz po zniknięciu ozdób z dyń i liści w centrach handlowych i na ulicach pojawiły się pierwsze ozdoby świąteczne. Ciekawe kiedy w tym roku zagrają po raz pierwszy "Last Christmas"? Na szczęście poza centrum panuje jeszcze późna jesień, zza oknem czarne ptaki przysypiają na pustych już gałęziach a góry złotych i brązowych liści czekają aż je ktoś wywiezie. Podobno od wtorku zapowiadają śnieg...czyżby zima?


Jeśli listopadowa jesień to w menu musi gościć zupa (albo gulasz, ale dziś nie o tym). Koniecznie gorąca, koniecznie z czymś wyrazistym. Nie ma nic lepszego na umęczone dniem ciało i duszę. Zupa w mig dociera do każdego zakamarka, rozgrzewa i stawia na nogi - rosół, pomidorowa, warzywna, barszcz, niedługo grzybowa. Wszelkie fasolowe i fasolowo podobne. A że zupa to danie proste i mało pracochłonne, nie marnuje się krótkich jesienno-zimowych wieczorów.


Dziś zupa z soczewicy - rozgrzewająca siłą chilli i imbiru, ale lekka bez zbędnych dodatków. Szpinak jest super, nawet się nie spodziewałam :) Poza posiekaniem warzyw i imbiru robi się sama. Czego można chcieć więcej?

Zupa z soczewicy i szpinaku.
Źródło: J. Oliver "Każdy może gotować"

Składniki na 6-8 porcji
2 marchewki pokrojone na plasterki
2 łodygi selera pokrojone na plasterki
2 średnie cebule pokrojone w kostkę
2 ząbki czosnku pokrojone na plasterki
oliwa
kawałek imbiru wielkości kciuka (Jamie radzi pokroić na cienkie plasterki, ja posiekałam w drobną kostkę)
0,5-1 papryczka chilli bez pestek, pokrojona na plasterki (u mnie suszona chilli)
10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół(nie miałam, użyłam domowego soku pomidorowego)
2 drobiowe lub warzywne kostki rosołowe (u mnie ekologiczne)
300g czerwonej soczewicy
200g szpinaku (użyłam mrożonych liści)
sól morska i świeżo mielony pieprz
200g jogurtu do podania

Przygotowanie
Do garnka o grubym dnie wlej 2 łyżki oliwy, wrzuć marchewkę, cebulę, selera, czosnek. Wymieszaj i duś pod uchyloną przykrywką 10 minut aż marchewka zmięknie (ale zachowa kształt) a cebulka uzyska delikatnie złoty kolor. W tym samym czasie rozpuść 2 kostki rosołowe w 1.8 litra wrzącej wody.
Po około 10 minutach dodaj soczewicę, chilli, pomidorki koktajlowe*, imbir - zamieszaj i zalej wszystko "bulionem". Całość dobrze wymieszaj i zagotuj. Zmniejsz ogień i gotuj aż soczewica będzie miękka (około 10-15 minut). Na koniec dodaj szpinak(dodałam rozmrożone liście szpinaku) i gotuj jeszcze 30 sekund.
Podawaj z kleksem jogurtu.

Smacznego!

* używałam domowego soku z pomidorów i dodałam go do zupy dopiero jak ugotowała się soczewica. Zagotowałam i dopiero wtedy dodałam szpinak.

czwartek, 10 listopada 2011

Ulubione ciasteczko Pana B.

Jesień nas rozpieszcza, a mnie rozpieszcza w szczególności, w końcu to moja ukochana pora roku. Pod koniec lata (nawet tak deszczowego jak tegoroczne) marzę o zmianie garderoby, z miłością patrzę na grube marynarki, szaliki, szarości, rudości i zielenie. Wyczekuję kolorowych liści, błękitnego nieba, porannych mgieł, wieczornych chłodów, szronu na trawnikach. Zachwycam się dniami pełnymi światła jak i tymi z mgłami i już prawie gołymi drzewami. Wdycham zimne powietrze, gubię się w mgle - jest pięknie!


Tej jesieni piekę proste ciasteczka, w sumie w kółko te same. Ulubione ciasteczka Pana B. I na nic zdają się moje próby przekupienia go czymś innym.
Ciasteczka są pyszne - maślano-cukrowe z moim dodatkiem. Dodatkiem, który ze zwykłych ciasteczek robi to coś. Mam na myśli ziarno kakaowca. Kupione w Wiedniu na przecudownym Naschmarkt (na którym spędziliśmy pół dnia). Ciasteczka poza maślanym smakiem zaczynają pachnieć kakao, a z grubsza tylko rozkruszone ziarna dodają ostrości, charakteru tego niesamowitego czekoladowo-gorzkiego posmaku.
Pyszne, uzależniające...


Waniliowe ciasteczka z ziarnem kakaowca
Źródło "Indulgence Cookies: a fine selection of sweet treats"

Składniki na 36 sztuk

185 miękkiego masła
230 g drobnego cukru
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1 jajko
310 g mąki
75 g cukru kryształ (ja pomijam)
damską garstkę rozkruszonych z grubsza ziaren kakaowca (opcjonalnie)

Przygotowanie
W misce ubijamy masło z drobnym cukrem i ekstraktem waniliowym na jasną i puszystą masę, następnie dodajemy jajko i mieszamy aż składniki się połączą.
Do miski z maślaną masą przesiewamy mąkę, dodajemy ziarno kakowca i mieszamy drewnianą łyżką (ja zagniatam szybko rękoma, nie wyjmując ciasta z miski)
Ciasto dzielimy na dwie równe części, owijamy folią spożywczą i wkładamy na godzinę do lodówki.

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni, dwie blachy wykładamy papierem do pieczenia*.

Po godzinie ciasto wyjmujemy i rozwałkowujemy pomiędzy dwoma kawałkami papieru (ja rozwałkowuję na silikonowej macie delikatnie posypując mąką) na grubość 5 mm (nie cieniej!!).
Ciasteczka wycinamy foremką (serduszko 5 cm) i układamy na blasze zostawiając 4 cm odstęp.
Ciasteczka można posypać cukrem kryształem, który delikatnie wciskamy w ciasto.
Pieczemy 8do 10 minut aż się lekko zezłocą. Studzimy przez kilka minut na blasze, a następnie przekładamy do całkowitego wystygnięcia na kratkę.
Ciasteczka można przechowywać do 7 dni w szczelnie zamkniętym pudełeczku.

Smacznego!


* Proces pieczenia organizuje sobie inaczej. Piekarnik uruchamiam dopiero po wycięciu ciasteczek. Wycięte ciasteczka układam na blachach, przykrywam folią i wkładam do lodówki a tam spokojnie czekają na swoją kolej do pieczenia.
System sprawił, że w mojej szybko nagrzewającej się mikrokuchni pieczenie maślanych ciasteczek wreszcie jest przyjemnością. Ciasto się nie topi, nie rozchodzi, a takie schłodzone ciasteczka zachowują kształt w trakcie pieczenia.




sobota, 22 października 2011

Śniadań ciąg dalszych.

Znowu weekend i znowu nieograniczony czas na jedzenie śniadania. Gdy nad Warszawą opadała poranna mgła w kuchni pachniało śmietanką i wanilią. Błogo i spokojnie. Kaszka manna to wspomnienie najwcześniejszego dzieciństwa, jedzona w łóżku, przez 5-10-15 albo Telerankiem.


Byłam niejadkiem (dawno, dawno, dawno...), wybrednym niejadkiem. Kaszka najwyraźniej nie kojarzyła mi się z czystą przyjemnością, jak to jest teraz. Rodzice by zachęcić mnie do jedzenia uciekali się do różnych środków. Jednym z nich było kolorowanie kaszki.. Pamiętam słoneczko wyrysowane na talerzu, pamiętam wersję czasno-białą (do połowy dodane było kakao) i buzie rysowaną za pomocą soku malinowego.. itd.


Czasy gdy dziadek biegał za mną z kanapką po parku, a tata mówił "leeeeeeci saaamoooloooot" minęły bezpowrotnie. A kaszkę zjem w każdej postaci. Dziś prezentuję ją w wersji "na bogato" z dodatkiem śmietanki kremówki i wanilii. Kaszka jest jedwabista i sycąca. Pachnie obłędnie i smakuje równie dobrze na ciepło co na zimno. W tygodniu zdarza mi się podwoić porcję i wieczorem mam pyszny chłodny deser. Gdy dodaję do kaszki wanilię to inne dodatki wydają się być zbędne.


Kaszka manna na śmietance
źródło: Moje wypieki

Składniki
2 porcje:

1,5 szklanki mleka
pół szklanki śmietany kremówki 30%
szczypta soli1 łyżka cukru
2,5 łyżki kaszy manny (dodaje 3 płaskie łyżki, wolimy gęstszą kaszkę)
pół łyżeczki pasty z wanilii (opcjonalnie)

Przygotowanie
1 szklankę mleka zagotować z kremówką, szczyptą soli, cukrem i wanilią w garnuszku z grubym dnem. W szklance rozrobić pozostałe pół szklanki zimnego mleka i kaszę. Rozrobioną kaszę wlać na wrzące mleko, zagotować, pogotować 2 - 3 minuty.

Podawać ciepłą lub przestudzoną, z owocami, czekoladą, kremem kasztanowym, krówkowym (wtedy nie słodzę kaszki wcześniej).....

Smacznego :)

niedziela, 16 października 2011

Chlebek bananowy o poranku i inne przyjemności :)

Śniadanie to mój ulubiony posiłek, a poranek (obok zmierzchu) to ulubiona pora dnia. Gdybym mogła z przyjaciółmi i znajomymi zamiast na kolacje i obiady umawiałabym się na śniadania. W domu w piżamach, albo w kawiarni przy dużym oknie. Niestety jestem chyba jedynym tak skrajnym skowronkiem, więc na razie śniadania jadam sama, ewentualnie w towarzystwie psa. Gdy jest ciepło ruszamy z Dychą na dłuuugi spacer. Po drodze kupuję dla siebie kawę w papierowym kubku i drożdżówkę, albo przysiadam w kawiarnianym ogródku. Pies przy nogach, gazeta, kawa i rozkręcająca się Warszawa.
Jesienią i zimą śniadania zdecydowanie odbywają się w domu, piżama, skarpety, na kanapie pod kocem, albo z nogami po turecku przy stole. Byle ciepło i byle długo. Ciesze się dniem dla siebie nim wstanie Pan B.


Dziś rozpoczynałam dzień z psem wtulonym w moje nogi, z książką i ciepłym mlekiem. A do jedzenia chlebek bananowy Sophie Dahl.
Chlebek zawitał już na tylu blogach, że wahałam się czy w ogóle go zamieszczać. Ale co tam! przecież jest pyszny, a ja robiłam go już 5 razy w przeciągu miesiąca.
Przepis dedykuję mojej kochanej O, za wszystko i za dzisiejszy poranek z II śniadaniem, rozmową i zakupami :)


Chlebek bananowy
Źródło: książka "Apetyczna Panna Dahl"

Składniki
4 dojrzałe banany (takie, na których pojawiły się już brązowe kropki)
75 g miękkiego masła
150 g brązowego cukru
1 jajko, delikatnie roztrzepane
1 cukier waniliowy (u mnie esencja waniliowa)
170 g mąki orkiszowej (używałam już mąki zwykłej pszennej, pszennej chlebowej oraz orkiszowej chlebowej - za każdym razem jest super)
szczypta soli
1 łyżeczka sody

Przygotowanie

Formę keksówkę (u S.D. 20 cm, u mnie 24 cm) wysmarować masłem i posypać bułką tartą (ja wysypuję semoliną albo kaszką manną).
Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.

Banany rozgnieść widelcem połączyć z masłem, jajkiem, cukrem i wanilią. Mąkę połączyć z solą i sodą, dodać delikatnie do maślano-bananowej masy. Dokładnie wymieszać.
Ciasto wlać do formy, wstawić do piekarnika i piec godzinę (do suchego patyczka).
Ciasto ostudzić w formie.

Smacznego!

poniedziałek, 10 października 2011

Chleb i coś do chleba.

Fantastyczny posiłek przy prawie zerowym wysiłku ciabatta i dip cytrynowy. Dwa przepisy znalezione ostatnio i przygotowane wystarczająco często by nazwać je nałogiem.
Wczoraj towarzyszyły nam do cudownych jagnięcych koft Jamiego Olviera, w weekend uzupełniały stół przekąsek, a dziś rano zjedzone w komplecie - podpieczona ciabatta z solidną porcją słonego, cytrynowego i aksamitnego kremu. Błogość i prostota - tak jak lubię.


Ciabatta z płatkami owsianymi
Źródło Kwestia Smaku

Składniki
piekę 4 średnie, albo 4 bardzo duże, a czasami 9 małych ciabatt.

600 ml mąki pszennej*
150 ml płatków owsianych**
400 ml ciepłej (letniej) wody
1 łyżka miodu
35 g świeżych drożdży***
1 łyżka oliwy extra vergine
1 łyżeczka soli

Do posypania: np. sezam lub pestki dyni, czarnuszka

*Asia używa mąki pszennej chlebowej typ 850, a ja używam tej, która jest w domu - może też być mąka uniwersalna, tortowa, typ 500
** Asia użyła rozdrobnionych "błyskawicznych" płatków owsianych pełnoziarnistych. Ja robiłam już ją także bez płatków owsianych. Dodawałam 200 ml mąki, zamiast 150 ml płatków. Z dobrego źródła wiem, że zastąpienie płatków otrębami przynosi także fantastyczne efekty. Przepis jest więc błędnoodporyny - śmiało należy próbować!!

*** lub 8 g (1 paczka) suchych drożdży instant, ale jeśli mamy wybór najlepiej użyć świeżych drożdży

Przygotowanie:

Pojemnikiem z miarką odmierzyć mąkę, przesiać do dużej miski.
Odmierzyć płatki owsiane a następnie ciepłą (letnią) wodę. Płatki owsiane zalać wodą, dodać miód, pokruszone drożdże, oliwę. Dokładnie wymieszać i odstawić na 5 minut aż drożdże zaczną się pienić.
Rozczyn z drożdżami wlać do przesianej mąki i wymieszać drewnianą łyżką. Na koniec dodać sól, wymieszać, przykryć wilgotną ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na 1 godzinę. Razem z solą możemy dodać posiekane suszone pomidory, suszone zioła czy posiekane oliwki.
Ciasto podzielić na 3 części (będzie bardzo rzadkie, ale nie należy się tym przejmować, nie trzeba też dosypywać mąki). Wyłożyć na blaszkę z papierem do pieczenia, rozciągając ciasto i próbując nadać kształt podłużnych wałków. Ciasto można wyjmować z miski posmarowanymi oliwą dłońmi.
Wierzch posypać sezamem lub pestkami dyni czy czarnuszką. Odstawić do podrośnięcia na czas rozgrzania piekarnika do maksymalnej temperatury (250 stopni C). Zanim zaczniemy nagrzewać piekarnik możemy jeszcze odczekać około 20 minut jeśli mamy czas.
Piec przez 15 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 150 stopni C i piec dalej przez kolejne 15 minut****. Wyjąć z piekarnika i po kilku minutach przełożyć ciabatty na metalową kratkę do wystudzenia. Pokroić dopiero po ostudzeniu.

**** W zależności od wielkości bułeczek piekę krócej bądź dłużej w temperaturze 150 stopni C (Marta)


Cytrynowy dip z fety
Źródło: Like a strawberry milk

Składniki:
200 g sera feta
Skórka i sok z 1 cytryny (od Marty: sok z cytryny radzę dodawać partiami aby trafić w swój smak)
1 starty ząbek czosnku
80 ml oliwy z oliwek + trochę do podania
świeży tymianek

Przygotowanie
Wszystkie składniki zmiksować w malakserze na gładką pastę. Przełożyć do miseczki lub na talerzyk skropić oliwą z oliwek i posypać świeżym tymiankiem.
Podawać z chlebem, grillowanymi warzywami, grillowanym mięsem :)

Smacznego!!

środa, 21 września 2011

Babie lato!

Babie lato, piękne, takie jak lubię. Słoneczne, z porannym i wieczornym chłodem. Te kolory, te zapachy - ziemi i spadających liści. Na porannym i wieczornym spacerze zbieram kasztany i wkładam je w domu do wysokiego słoja, albo przetrzymuję w torebkach i kieszeniach. Nadal biegam w baletkach na gołych stopach i z premedytacją omijam wiszący prochowiec - jeszcze go wyciągnę, jeszcze w nim pochodzę. Ciesze się tą porą roku, bo to moja pora roku, bardziej niż jakakolwiek inna. Jesienią, od połowy sierpnia aż po połowę października (gdy pogoda dopisuje), napawam oczy widokiem. Kiedyś z Panią K mawiałyśmy, że jesienią jest nam najlepiej, że jesień to nasza wiosna.....i chyba tak jest.


Niestety baletki na stopach, codzienne zabieganie połączone z jesiennym chłodem odbijają się na zdrowiu. Ciężka głowa, senność i marudność to znane oznaki zaczynającego się przeziębienia. W zeszłym roku stawiałam się na nogi napojem imbirowym, a jeszcze wcześniej masala czaj. W tym roku było mocniej, jeszcze mocniej. Zupa czosnkowa - 15 ząbków czosnku i wieczór bez wychodzenia do ludzi. Nie wiem czy zupa czosnkowa ma udokumentowane działanie lecznicze (że czosnek to wiem, ale czosnek po ugotowaniu?), wiem jedno - na mnie podziałała! Rozgrzała, położyła do łóżka i pozwoliła obudzić się dziś w dużo lepszym stanie. No i jest prosta!


Zupa czosnkowa
Żródło 101 cookbooks


Składaniki
1 litr wody (4cup)
1 liść laurowy
2 liście szałwii
3/4 łyżeczki świeżego tymianku (nie miałam szałwii, dodałam więcej tymianku)
10 do 15 ząbków czosnku (obranych, drobno pokrojonych i roztartych)
1 łyżeczka soli

Do zagęszczenia
1 całe jajko
2 żółtka
ok 50 g parmezanu
pieprz
ok 60 ml oliwy z oliwek (extra virgin)

Do podania: oliwa z oliwek i wczorajszy chleb. My podaliśmy z grzankami z serem ;D

Przygotowanie
Do wody dodaj liść laurowy, czosnek, tymianek, szałwię i sól. Gotuj na bardzo małym ogniu około 40 minut. Po tym czasie usuń liść laurowy oraz szałwię. W przepisie radzą dosolić do smaku - ja dosalałam później po dodaniu pasty z parmezanu, który jest słony.

W małej miseczce ubij widelcem jajko, żółtka, ser i pieprz aż zrobi się kremowa masa, dodaj powoli oliwę z oliwek. Do miseczki powoli dolewaj chochelkę czosnkowego bulionu. Gdy masa serowo jajeczna połączy się z płynem powoli dodaj ją do pozostałej zupy. Zagotuj na małym ogniu aż lekko zgęstnieje.

Sposób podania: na dno talerza wrzucamy porwana kromkę wczorajszego chleba, zalewamy zupą i skrapiamy oliwą z oliwek. My zamiast chleba na dnie maczaliśmy w zupie serowe grzanki - było sycące i pysznie.

Smacznego!

P.S. Z zdjęcia Olympus Pen - szybkie, bo zupa była gorąca ;D

środa, 14 września 2011

Jagodowe ciasto od Agnieszki :)


Pomiędzy rozmowami o tresurze psów, wakacyjnych planach, wynajmowaniu jachtu w Chorwacji i tym co można podać gościom na wakacyjnej imprezie, Agnieszka napisała "znalazłam kiedyś, dawnoooo temu ten przepis - jest banalny, ale ciasto wychodzi świetne, koniecznie z jagodami. Tylko nie dodawaj żadnej esencji smakowej, absolutnie nie pasuje, a cukier zmniejszam do 1/2 szklanki i dodaję wodę gazowaną - mniam, mniam." Po takiej reklamie, nie miałam wyjścia - upiekłam ciasto. Raz, dwa, trzy i ciasto gotowe. Przepis spisał się znakomicie :*


Ciasto jagodowe
Agnieszka podesłała mi ten przepis ->; klik

Składniki:
20 dag mąki pszennej
4 jaja
6 łyżek oleju
2 łyżki wody gazowanej
3/4 szklanki cukru (Zgodnie z zaleceniami Agnieszki użyłam 1/2 szklanki cukru)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
kilka kropli esencji rumowej (pominęłam, zgodnie z zaleceniami. Dodałam cukier domowy waniliowy)
60 dag jagód lub innych miękkich owoców
cukier puder
łyżka masła lub margaryny do wysmarowania formy

Przygotowanie:
Owoce opłukać, osączyć. Jajka ubić z cukrem, wlać 2 łyżki wody gazowaneh, esencję rumową (którą pominęłam), olej i przez chwilę ubijać. Wsypać mąkę połączoną z proszkiem do pieczenia i starannie wymieszać. Ciasto włożyć na wysmarowaną blachę średniej wielkości i przykryć owocami. Wstawić do piekarnika nagrzanego do temp. 180 stopni i piec, aż ciasto zacznie odstawać od ścianek formy (około 30 min). Ciepłe ciasto posypać cukrem pudrem.

Smacznego!


poniedziałek, 12 września 2011

Wakacyjne powroty i galette z serem i warzywami

Najpierw mija tydzień, potem dwa, niepostrzeżenie mija miesiąc (razem z nim nadchodzą wyrzuty sumienia), a jak mija ponad miesiąc to jest już trochę wstyd przed samym sobą. Tak więc, przełamując wstyd i dziękując Agnieszce, Wasabi wraca do publikowania.


Wracamy przepisem znanym w blogowym świecie, Galette z cukinią i serem. Przebój tego lata w moim domu. Galette robiłam dla nas, dla znajomych, na babskie spotkanie przy różowym winie, na przywitanie Babci Pana B. Właściwie robiłam je co tydzień przez ponad miesiąc.
Wersja z cukinią jest wspaniale odświeżająca, słoneczna i leciutka (pomimo, że w cieście tyle masła), wersja z bakłażanem jest ostrzejsza, bardziej wyrazista, daje kopa :)

Rodzina się podzieliła, część wybiera cukinię i inaczej nie widzi, część zapałała miłością do bakłażana i pomidora. Ja jestem rozdarta - zazwyczaj wolę dania z bakłażanem, ale w tym wypadku nie potrafię się zdecydować. A jak nie potrafię się zdecydować, to robię dwie wersje jednocześnie. Podkład serowy 1 porcja i połowa porcja warzyw :)


Galette z cukinią i serem
Za White Plate i Smitten Kitchen

Ciasto:
1 1/4 szklanki mąki, schłodzonej w lodówce przez 30 minut (u mnie krupczatka. M)
1/4 łyżeczki soli
8 łyżek (ok. 120 g) zimnego masła, pokrojonego w kostkę i schłodzonego
1/4 szklanki kwaśnej śmietany
2 łyżeczki soku z cytryny
1/4 szkl. lodowatej wody

Nadzienie I:
1 duża lub 2 małe cukinie, pokrojone w plasterki ok. 0.5 cm grubości
1 łyżka plus 1 łyżeczka oliwy z oliwek
1 średni ząbek czosnku, drobno pokrojony (ok. 1 łyżeczki)
1/2 szklanki sera ricotta (z powodzeniem używam polskiego serka typu włoskiego, np taki -> klik. M)
1/2 szkl. tartego sera Parmezan
1/4 szkl. tartego sera mozzarella
1 łyżka liści bazylii

Nadzienie II
P. S. "Podkład serowy" może być ten sam co w wersji wyżej, będzie przepysznie.

1 mały bakłażan pokrojony na plasterki ok. 0.5 cm grubości*
2 małe pomidory pokrojone na plasterki
1/2 szklanki sera feta, ser szopski lub bałkański (nie próbowałam z serkiem typu feta. M)
1/4 szklanki sera mozzarella
1/2 szklanki serka typu włoskiego
1 łyżeczka oregano.
1 łyżka plus 1 łyżeczka oliwy z oliwek
1 średni ząbek czosnku, drobno pokrojony (ok. 1 łyżeczki)

Do posmarowania:
1 żółtko ubite z 1 łyżeczką wody

Przygotowanie:

Ciasto: W dużej misce połączyć mąkę z solą. Dodać kawałeczki masła i blenderem (lub ręcznie) zagnieść do czasu, aż utworzą się grudki. W małej miseczce ubić śmietanę, sok i wodę i dodać do miski z grudkami masła i mąki.
Palcami lub drewnianą łyżką wmieszać mokre składniki i zagnieść ciasto - nie należy go zagniatać zbyt długo. Przykryć folią spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 h.

Nadzienie I:
Plastry cukini ułożyć na papierowym ręczniku. Posypać 1/2 łyżeczki soli i odstawić na 30 minut.
Drugim kawałkiem papierowego ręcznika delikatnie zebrać z cukini nadmiar wody.
W małej misce ubić oliwę i czosnek. Odstawić.
W kolejnej misce połączyć ricottę, sery i łyżeczkę oliwy z czosnkiem. Doprawić solą i pieprzem.

Nadzienie II:
Postępować tak samo jak przy przepisie na nadzienie I. Bakłażany posolić, pozostawić na 3o minut, po tym czasie delikatnie je odcisnąć. Pokroić pomidora na plasterki.
W małej misce ubić oliwę i czosnek. Odstawić.
W miseczce wymieszać sery i dodać łyżeczkę oliwy z czosnkiem. Doprawić solą i pieprzem.

Przygotowanie galette: Piekarnik nagrzać do 200 st C. Na blacie obsypanym mąką, rozwałkować ciasto na okrąg 30 cm.
Przełożyć na papier do pieczenia, na środku, zostawiając 5 cm brzeg posmarować serami, następnie ułożyć plastry cukini, zaczynając od zewnętrznej krawędzi. W przypadku bakłażana układać tak samo, co któryś wkładać plaster pomidora.
Polać pozostałą oliwą z czosnkiem. Zawinąć krawędź do środka i posmarować żółtkiem z wodą.

Piec ok. 30-40 minut, do czasu aż brzegi będą złociste.
Wyjąc z piekarnika, posypać listkami bazylii/oregano i odstawić na 5 minut.
Przełożyć na talerz, pokroić i podawać gorące, ciepłe lub w temperaturze pokojowej.

Smacznego!

* Ostatnio odkryłam cudowny warzywniak obok domu i w tymże warzywniaku sprzedają takie o to maleńkie bakłażany. Użyłam dwóch takich małych :)


P.S. W kolejce czeka ciasto jagodowe :)

piątek, 22 lipca 2011

Lody waniliowe!

Ze wszystkich deserów na świecie najbardziej lubię lody. Dobre lody, lody zimne, konkretne (konkretność dotyczy także sorbetów), które mają konsystencje lodów a nie zamrożonej bitej śmietany czy wody, które trochę drapią w język i topią się w ten szczególny sposób.


Nieopodal domku na Wsi, w pobliskim miasteczku jest cukiernio-lodzialnia. Odkąd pamiętam lody są tam takie same - śmietankowe, truskawkowe, kakaowe, orzechowe i bakaliowe. Nie przypominają lodów włoskich, są lżejsze, słabiej zmrożone,cudownie się topią i jeszcze lepiej smakują. Nie ma nowych smaków, są tylko nowe połączenia. Po latach mieszania orzechowych z czekoladowymi lub bakaliowymi, teraz wybieram śmietankowo-truskawkowe. Gdy byłam mała sprzedawane były w malutkim sklepiku wyłożonym boazeria. Pomiędzy witrynami z jagodziankami, struclami i pączkami stały okrągłe, głębokie pojemniki z lodami. Przykrywane wiekiem skrywały skarby. Cukiernia była jedna, tak jak i jedna była piekarnia. Po odstaniu w jednej kolejce (chleb) stawaliśmy rodzinnie w drugiej - po lody. W około latały pszczoły i osy, odbijały się od szklanych witrynek obojętne na czekające po słodkości tłumy. W kolejce trwały negocjacje czy jedna czy dwie kulki, który smak, "a dlaczego on może dwie a ja jedną", "ja też chce..ale mamo!! ale tato!!"...
Czasy się zmieniły i lodziarnia wygląda zupełnie inaczej - duże, klimatyzowane pomieszczenie, połączone ze sklepem....ale smak czy to ciast czy lodów ten sam. I może to nie są najlepsze lody na świecie, ale są takie same jak lata temu. I nadal sprzedają je tylko od wiosny do połowy września - ot taka sezonowa działalność.


Lody M. Roux są inne niż te z mojej cukierenki. Są bardziej treściwe (pewnie przez dodatek śmietany), mają więcej igiełek, chociaż konsystencja jest bardzo fajna (przez brak maszynki do lodów). Natomiast są równie pyszne! Domowe, mocno, mocno waniliowe i zimne. Cudownie się topią i bosko smakują. I są proste!

Z braku odpowiedniej maszynki (..fajnie byłoby mieć taką maszynkę...) skorzystałam z metody 30 - 60 - 90 - 120 - 180 - 240 mrożenia przedstawionej przez Polkę z Around the kitchen table. Metoda zakłada mieszanie zamrażających się lodów co pewien czas, dlatego proponuję aby przygotowywać lody raczej z rana niż wieczora...bo z wieczora może nam się przeciągnąć do późnych godzin nocnych (tak jak mi). Metodę dokładnie cytuję pod przepisem.

Bez dalszego przeciągania, zapraszam na lody waniliowe Michela Roux.


Lody waniliowe na bazie kremu angielskiego
przepis M. Roux "Jajka"

Składniki:

Podstawa, czyli krem angielski:
500 ml mleka
125 g drobnego cukru
nasionka z 1 laski wanilii, przeciętej wzdłuż*
6 żółtek

Dodatkowo:
100 ml śmietanki kremówki albo tortowej

Przygotowanie:
Do garnuszka wlewamy mleko, dodajemy 2/3 cukru i wanilię (laskę wanilii - wrzucamy do gotującego się mleka i wyjmujemy jak płyn przestygnie), na średnim ogniu doprowadzamy do wrzenia. W międzyczasie w osobnej misce ucieramy żółtka z resztą cukru, do uzyskania rzadkiego kremu. Gotujące się mleko wlewamy do żółtek, cały czas mieszajamy trzepaczką. Płyn przelewamy z powrotem do garnuszka
Podgrzewamy na małym ogniu, cały czas mieszając drewnianą łyżką, aż krem będzie ją lekko oblepiał. Jak tylko uzyskamy lekko gęstą konsystencje zdejmujemy z ognia, niemożna doprowadzać do wrzenia - krem by się zważył. Przelewamy go do miski i pozostawić do ostygnięcia. Schładzamy w lodówce. Zimny krem angielski mieszamy z zimną kremówką. Wlewamy do maszyny do lodów i dalej postępujemy zgodnie z instrukcją instrukcji. Gotowe lody powinny być zwarte, ale zachowywać kremową konsystencję.

Gdy nie dysponujemy maszynką, stosujemy się do metody Polki:
Gotową chłodną masę, wlewamy do pojemnika i wkładamy do zamrażalnika. Pierwszy raz wyjmujemy op 30 minutach i miksujemy masę mikserem na najwyższych obrotach. Czynność powtarzamy po 60, 90, 120, 180 i 240.
Po tym czasie przykryte folią zostawiamy w zamrażalniku na noc.
Przed podaniem wyjmujemy z zamrażalnika i wkładamy do lodówki na 15-20 minut**.

Smacznego :)


* A jak nie, to wrzucamy do słoiczka, zasypujemy cukrem i mamy cukier waniliowy :D
** Raz zamrożone lody nie nadają się do ponownego zamrożenia. Dlatego też po ostatnim mieszaniu przekładam lody do kilku mniejszych pojemników.


czwartek, 14 lipca 2011

B&B czyli Bób i Bruschetta

Bób smakuje mi najbardziej w jego najmniej wytwornej formie - dopiero co ugotowany (może ciut przegotowany), podawany na sitku, z miseczką na łupinki obok. I ten bób w tym sitku, czy też durszlaku leży po środku stołu albo piknikowego koca. Ręka za ręką, ziarnko za ziarnkiem...jemy i mówimy. W moim idealnym świecie zaraz obok mam pod ręką mrożoną herbatę z miętą. Aby zjeść taką miskę bobu potrzebni są ludzie w dużej ilości i duuuużo czasu :) A gdy czasu mamy mniej a i ilość ludzi skromniejsza niż pluton wojska. W takiej sytuacji proponuję pastę z bobu. Szybką (jakżeby inaczej), pyszną, ostro-fasolowo-gorzkawą. Przy całej swojej "fasolowatości" niesamowicie świeżą, no i ten kolor!


A taką pastę zjemy na na śniadanie (np. sobotnie), na lunch, albo na wczesną kolację. U mnie wystąpiła w roli wczesnego sobotniego lunchu (obiadu?!). Pasta z bobu i pyszne pieczywo, które ostatnio mogę kupić koło domu. Nic więcej nie potrzeba .No dobrze, z tym nic to przesadziłam. Potrzeba chwilki by ugotować bób, potrzeba minutki by go zmiażdżyć i dodać składniki, moment aby opiec chleb. No i trzeba mieć towarzystwo z którym można zjeść taki posiłek...


Pikantna pasta z bobu
365 good reasons to sit down to eat, Stephane Reynaud's

Składniki na 6 porcji:
1 kg bobu
15o ml oliwy z oliwek
parę kropli Tabasco
1 szalotka (użyłam młodej cebulki)
6 "liści/gałązek" szczypiorku
fleur de sel (użyłam soli Maldon)
kromki bagietki lub dobrego chleba do podania

Przygotowanie:
Ugotowany* bób należy obrać a następnie rozgnieć razem z oliwą, Tabasco, cebulką i szczypiorkiem (ja rozgniotłam niezbyt dokładnie). Mieszamy i doprawiamy solą. Podajemy z tostami, opiekanym chlebem ale można i z tacos. Jakkolwiek by nie było, będzie pyszne!

Smacznego!


* jeśli chodzi o gotowanie to S. Reynaud's pisze aby najpierw wyłuskać swój bób, a następnie gotować go 1 minutę, przelać zimną woda i obierać. Ja nie miałam aż tak młodego i świeżego bobu. Gotowałam bób 15 minut aż był miękki ale nie "maziowaty" i miał nadal piękny zielony kolor.

P.S. A oto mój kuchenny pomocnik.

wtorek, 12 lipca 2011

Krem marchwiowy z migdałami

Szybko, pysznie i zdrowo - to główna zasada przedstawionych przez Gillian McKeith przepisów w książce "Jesteś tym co jesz". Ostatnio ten tytuł wpadł w moje ręce i od tej pory zajmuje pierwszą pozycję w książkach, które pomagają mi zaplanować codzienne menu. Przepisy na pyszne koktajle, zupy, sałatki i danie główne, które przede wszystkim opierają się na warzywach i owocach to doskonała propozycja letniej diety. Polecam!


KREM MARCHWIOWY Z MIGDAŁAMI

Składniki:

2 cebule, obrane i posiekane
2 ząbki czosnku, obrane i posiekane
6 marchwi, pozbawionych końcówek, obranych i pokrojonych w plasterki
2 łodygi selera naciowego, pozbawione końcówek i posiekane
1 łyżka bulionu warzywnego w proszku
2-3 łyżki posiekanej kolendry; łodyżki odłożyć
2-3 łyżki posiekanej natki pietruszki; łodyżki odłożyć
100g mielonych migdałów


Przygotowanie:

Cebulę, czosnek, seler naciowy i marchew umieścić w dużym garnku i zalać bulionem rozpuszczonym w 1,25 litra wody. Doprowadzić do wrzenia, a następnie dorzucić odłożone łodygi ziół. Zmniejszyć ogień i gotować 30 min, do momentu jak warzywa zmiękną.

Zupę zdjąć z ognia i nieco ostudzić. Następnie odcedzić, pozostawiając wywar do dalszego użycia. Wyjąć łodygi, a pozostałe warzywa zmiksować na gładką masę.

Zmiksowane warzywa przekładamy z powrotem do garnka, dorzucamy zmielone migdały (osobiście nie mielę ich całkowicie, tylko roztłukuję na kawałki wyczuwalne pod zębem), i dolewamy tyle wywaru by otrzymać pożądaną konsystencję zupy.

Podgrzewamy ponownie, przelewamy do miseczek, i podajemy udekorowaną posiekaną kolendrą i pietruszką.

Smacznego!


"Marchew jest źródłem przeciwutleniaczy opóźniających procesy starzenia się, natomiast migdały to prawdziwa kopalnia składników odżywczych, w tym magnezu, wspomagającego pracę nadnerczy. Niski poziom magnezu powoduje napięcie nerwowe, toteż migdały są naturalnym środkiem pomagającym zwalczać stres"

Gillian McKeith - "Jesteś tym co jesz - książka kucharska"

wtorek, 28 czerwca 2011

Baklava

Baklawa, to nie jest słodki ulepek, sprzedawany w kebab barach. To jest ambrozja, której słodycz jest złożona, syrop leje się po rękach a ciepło rozchodzi się po całym ciele. Baklawa odurza, a z szklanką mocnej tureckiej herbaty wręcz uwodzi.
Muszę jednak przyznać, że był taki czas, kiedy za nią nie przepadałam, zjadłam, ale żeby się zachwycać. Sprzedawana w barach, za słodka, za sucha i mdła. Chyba przez wspomnienie tej pierwszej spróbowanej baklawy unikałam jej jak ognia. Wolałam inne desery (chociaż te orzechowe należą do moich ulubionych) i nie spróbowałam jej nawet na Bałkanach. Wstyd :(

To się jednak zmieniło w momencie zrobienia pierwszej domowej baklawy. Z ciasta kora* przywiezionego od Babci Pana B. Ciasto wygląda jak domowy wyrób - jego płaty są nierówne, popękane, drą się w dłoniach, wysychają i zmuszają do traktowania ich z ogromną delikatnością a jednocześnie ze zdecydowaniem. Przygotowywanie czegokolwiek z tego ciasta jest zabawą w układankę - dosztukuję, uzupełnię, dokleję.
Ciasto jest natomiast wspaniałe (chociaż muszę przyznać, że nie mam porównania, bo ciasto zawsze przyjeżdża do nas z Serbii), lubię z nim pracować.


Zresztą do tego ciasta mam stosunek osobisty. Z Babcią Pana B, przejeżdża pół Europy, starannie zapakowane, przewożone w ilościach hurtowych aby w żadnym z bliskich domów go nie zabrakło :)

A sama baklawa, jest inna niż te w kebabie - słodka, nawet bardzo, natomiast mniej ulepkowata. Dodaję do niej kardamon, wanilię, goździki, cynamon i odrobinę soku z cytryny. Dzięki temu ostatniemu, pomimo swojej ogromnej słodyczy deser jest wyrazisty i świeży - przepyszny.

Robiąc baklawę korzystam z połączenia z dwóch przepisów Komorki i Beaty Lipov. Baklawę robię w dużej prostokątnej formie (30-40 cm), podwajam do niej ilość orzechów i syropu. Przepis przedstawiam jednak bez tych zmian.


Baklava
wg przepisów Komorki i Beaty Lipov

Składniki:

Ciasto
500 g ciasta kora, kori lub filo.
300 g roztopionego masła

Nadzienie
ok. 300 g orzechów (włoskich, pół na pół włoskich i migdałów lub pistacji)
2 łyżki cukru,
1/2 łyżeczki cynamonu,
1/4 łyżeczki mielonego kardamonu,
1/4 łyżeczki mielonych goździków

Syrop:

400 g cukru
250 ml wody
2 opakowania cukru waniliowego
sok z 1 cytryny
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu lub kawałek kory cynamonowej,
5 goździków
2 nasiona kardamonu - lekko rozgniecione


Przygotowanie:
Orzechy utłuc w moździerzu (lub zmielić), nie powinny jednak być zbyt drobne. Wymieszać z cukrem i przyprawami.
Ciasto przyciąć do kształtu formy (okrągła o średnicy 30 cm, prostokątna 30/40 cm, lub blacha z piekarnika).
Połowę** ciasta układać po jednym arkuszu w formie (nie trzeba jej wcześniej natłuszczać), każdy smarując roztopionym masłem.
Najlepiej zacząć od całych płatów ciasta, następnie wykorzystać okrawki, które zostały z przycinania, ostatnia warstwa to znów cały arkusz.
Gdy połowa ciasta znajduje się już w formie, należy wyłożyć orzechowe nadzienie i równo rozprowadzić je po całej powierzchni ciasta.
Na orzechowe nadzienie ułożyć pozostałe ciasto, tak jak poprzednio, arkusz po arkuszu, smarując masłem.
Gdy całe ciasto jest już wykorzystane, należy naciąć bakławę ostrym nożem, w niewielkie romby. To ważny moment, wszystkie warstwy powinny być dokładnie przecięte.
W nacięcia wlać pozostałe masło, jeśli stężało, delikatnie je podgrzać, doprowadzając ponownie do stanu płynnego.
Bakławę piec ok. 40 minut w piekarniku nagrzanym do 180 st.C. Po 15 minutach należy ją przykryć papierem do pieczenia, żeby zbyt się nie przyrumieniła. Odstawić do całkowitego wystygnięcia.
Zimną bakławę zalewa się gorącym syropem. Żeby go przygotować, należy do garnka wsypać cukier, zalać go wodą i doprowadzić do wrzenia. Gotować 3 minuty, dodać sok z cytryny i cukier waniliowy, wymieszać, odstawić z ognia.
Gorącym syropem zalać wystudzone ciasto. Zostawić na 2 dni, żeby bakława dobrze przeszła syropem.

Smacznego!


* kora w Serbii, kori w Bułgarii, filo w Grecji
** można też ciasto podzielić na 3 części (czyli po 5 lub 7 płatów ciasta) i farsz na 2 tak jak w przepisie Komorki
*** syrop i baklava. Są dwie metody (pisała o nich Komorka). Upieczone zimne ciasto zalewamy gorącym syropem lub gorące ciasto zalewamy syropem zimnym. Mi bardziej odpowiada opcja pierwsza.

wtorek, 21 czerwca 2011

Ciasto nektarynkowe na drogę

Dłuuugi weekend za nami, jeszcze dłuższy przed nami. Weekend jakiego nie mieliśmy od dawna, razem, spokojnie. Nawet pogoda w kratkę była nam na rękę. Nic nie kusiło by iść na spacer, więc z pełną premedytacją była kanapa, kuchnia, leniwe chodzenie w piżamie, nawet spacery z psem były krótkie ;) A wieczorem koncert, spotkanie siostra-brat i rozmowy jakich nie miałam od dawna.


Znowu jestem w drodze, ale za niecałą dobę będę w domu. W niedzielę rano upiekłam ciasto*, spiesząc się wieczorem na pociąg zabrałam ze sobą kawałeczek. Poniedziałkowe drugie śniadanie miało smak domu.


Ciasto jest wilgotne, konkretne a jednocześnie lekkie dzięki dodatkowi owoców. Świeże i pyszne. Mi przypomina trochę biszkopt, Panu B keks albo ciasto ucierane - trudno powiedzieć do czego jest podobne, dlatego najlepiej będzie jak sami spróbujecie. Dodałam mniej cukru i odrobinę mniej masła (tego drugiego zabrakło mi w domu) i to był dobry pomysł. Chciałabym wypróbować przepis z innymi owocami, ale nie wiem jeszcze jak zastąpić miksowane nektarynki w wypadku np. truskawek czy malin.


Ciasto nektarynkowe (przepis z 29 czerwiec)
przepis pochodzi z książki 365 good reasons to sit down to eat, Stephane Reynaud's

Składniki:
6 nektarynek (u mnie 6 małych moreli i 3 nektarynki)
4 jajka
25o g cukru (dodałam 200 i ciasto jest wystarczająco słodkie)
15o g masła (dałam 120 i było ok)
15o g mąki
1oo g semoliny (średniej)
5 g proszku do pieczenia

Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.

2 nektarynki miksujemy na puree. Pozostałe tniemy na małe kawałki (u mnie nie za małe). Roztapiamy masło i odstawiamy na chwilę aby przestygło. Jajka ubijamy z cukrem (w przepisie nie napisano, ale ubiłam aż do uzyskania lekkiej, prawie białej masy).
W misce mieszamy nektarynkowe puree, stopione masło, masę jajeczną, obie mąki i proszek do pieczenia. Owoce układamy w formie (ja wyłożyłam papierem formę 24x24 cm), zalewamy ciastem i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy około 30 minut (u mnie 35 minut, ciasto dość długo w środku było miękkie).

Czekamy aż przestygnie i podajemy!

Smacznego!

PYSZNIE!


* Poza ciastem upiekłam pizze, focaccia, zrobiłam tiramisu .... :]

niedziela, 19 czerwca 2011

Tiramisu...BOSKIE!!!

Tym razem zdjęcia brak, nie zdążyłam. :) W zamian prezentuje przepyszne peonie i przepis na cudowne tiramisu :)

Zakochałam się w tiramisu, zakochałam się w tym jakie jest proste*. Jest w tym deserze coś codziennego i odświętnego jednocześnie. Moja ulubiona wersja to wyjadane łyżkami z wspólnej miski, gdy siedzimy z nogami po turecku a rozmowa trwa i trwa i trwa.... Wersja w pucharkach na zakończenie wykwintnego obiadu też ma swój urok ;)
Od pierwszego razu z tiramisu, wypróbowałam kilka przepisów. Prezentowane poniżej połączenie dwóch przepisów (Anny Del Conte i Liski z White Plate) stanowi dla mnie połączenie idealne. Zatopione w czekoladowo-kawowym "syropie" biszkopty i gesty a jednocześnie delikatny krem.


Tiramisu Anny Del Conte
Anna Del Conte "Classic Italian Recipes"

Składniki
2 łyżki stołowe drobnego cukru
4 łyżki stołowe brandy (używam Amaretto albo Kahlua)
200 ml espresso
60 g gorzkiej czekolady
200 g savoiardi (użyłam tych firmy SAN)
2 łyżeczki kakao

Krem**
2 jajka
50 g cukru pudru
400 g mascarpone

Przygotowanie:
Drobny cukier, alkohol, czekolad i kawę podgrzać w rondelku aż cukier i czekolada się rozpuszczą. Pozostawić do wystygnięcia.
Jajka ubić na puszystą masę*** i delikatnie połączyć a mascarpone.

Biszkopty delikatnie zanurzamy w chłodnym syropie kawowo-czekoladowym i układamy w formie. Na warstwę biszkoptów wykładamy masę.
W zależności od tego czy lubimy wysokie czy niskie tiramisu wybieramy mniejszą bądź większą formę. Jeśli lubimy wyższe to krem przykrywamy kolejną warstwą biszkoptów, a te kremem. Ostatnia warstwa powinna być kremowa.

Deser przykrywamy starannie folią spożywczą i odstawiamy do lodówki na 5 godzin, chociaż najlepiej zrobić go dzień wcześniej.
Przed podaniem posypujemy 2 łyżkami kakao (obsypując przez sitko)

Smacznego!



* Deser jest prosty, nieangażujący. Postępując krok za krokiem za przepisem (każdym przepisem z którego gotowałam) mamy gwarancję udanego smaku. I tu pojawia się moje pytanie - skąd w knajpkach i restauracjach tyle źle przyrządzonego tiramisu??

** Dla tych, którzy wolą konkretniejsze kremy proponuję przepis Liski. Mój idealny krem do tiramisu. No i wychodzi go więcej :D
Przepis z White Plate

Składniki:
- 2 żółtka
- 3 łyżki cukru pudru
- 500g mascarpone
- ok. 150ml śmietanki 36%

Przygotowanie:
Żółtka ubić z cukrem mikserem. Zagotować wodę w rondelku i zdjąć z ognia. Postawić miskę z ubitymi żółtkami na rondelku i ubijać mikserem, aż krem potroi objętość. Kontrolować temperaturę kremu, żeby jajka się nie ścięły. Gdy krem już będzie gotowy, zostawić na 2-3 minuty żeby zupełnie ostygł. Do miski dołożyć mascarpone i wymieszać drewnianą łyżką, aż dobrze się połączy (absolutnie nie mieszam mikserem, zmiksowane mascarpone robi się zupełnie płynny i później rzadko kiedy deser ma konsystencję dobrą do krojenia ładnych porcji). W drugiej misce ubić śmietankę na sztywno, dodać ją do kremu z mascarpone i wmieszać delikatnie od dołu do góry.

*** Ubijamy tak jak w przepisie Liski :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Smażone kwiaty cukinii

Za co uwielbiam Toskanię i co powoduje, że chcę tam wracać co roku? - JEDZENIE! Sery, warzywa, owoce, wędliny i wino! (pieczywo niestety nie w moim guście). Czosnek, rozmaryn, bazylia ... ich aromaty unoszą się we wszystkich restauracjach. I chociaż miło jest usiąść po całym dniu przy nakrytym stole i próbując ogarnąć wszystkie smakowite propozycje w menu, skosztować w lokalu włoskiej kolacji ... to my z mężem jednak bardzo często woleliśmy poeksperymentować we własnej kuchni i samodzielnie od A do Z odkrywać toskańskie smaki :)

Na każdym wyjeździe towarzyszy nam książka kucharska kuchni włoskiej. W tym roku zabraliśmy ze sobą "Smaki północnej Italii" Marleny De Blasi. M.in. wypróbowaliśmy smażone kwiaty cukinii, które chodziły za mną już od jakiegoś czasu. Niestety w Polsce nie ma do nich dostępu, a tak się przytrafiło, że urlop wypadał nam w sam środek ich sezonowości :)

To niesamowicie proste danie oczarowuje swoją wyjątkowością. Jest delikatne i wyraziste zarazem. Aksamitne ciasto piwne było najsmaczniejszą odmianą ciasta, które smażyłam na głębokim oleju. Kwiaty są soczyste i lekkie. Całość posypana solą morską i podana ze schłodzonym białym winem ... smakowite wspomnienie tegorocznego urlopu :) A o pozostałych smakach Toskanii w następnym poście :)

p.s. w Polsce nie udało mi się do tej pory spotkać z kwiatami cukinii. Ponieważ ciasto jest bardzo wyjątkowe, polecam zamianę w przepisie kwiatów na dowolne warzywo - wyjdzie równie pysznie (próbowałam na plastrach cukinii - pycha!) :)


Składniki:

20 kwiatów cukinii w idealnym stanie (lub inne warzywa)
1,5 szklanki mąki uniwersalnej
piwo (u mnie 3/4 butelki)
sól morska
olej arachaidowy


Przygotowanie:

Przy pomocy nożyczek nacinamy podstawę każdego płatka przy łodyżce, tak by kwiat bardziej się otworzył. Opłukujemy dokładnie kwiaty i układamy je na papierowym ręczniku do odsączenia.

W płytkim, szerokim naczyniu ucieramy mąkę z taką ilością piwa, by powstało ciasto o konsystencji gęstej śmietany. Przykrywamy miskę i odstawiamy na bok.


Rondel wypełniamy na 7,5cm olejem arachidowym i na małym ogniu podgrzewamy. Kwiaty cukinii zanurzamy w cieście, strząsamy jego nadmiar, następnie pojedynczo zanurzamy w rozgrzanym oleju i smażymy na ciemnozłoty kolor z każdej ze stron. Wyjmujemy szczypcami i przekładamy do odsączenia na papierowym ręczniku.

Podajemy ciepłe, posypane solą morską, z kieliszkiem idealnie schłodzonego wina. Pycha!


Smacznego!

czwartek, 2 czerwca 2011

Imbirowa zupa z młodej marchewki :)

Planowanie posiłków o tej porze roku zdecydowanie mi się nie udaje. Schodzę do sklepu z myślą o tym co na obiad. Na liście zakupów poza tym co się skończyło w lodówce jest jeszcze ricotta, feta i młody szpinak. Wszystko do zdobycia w Warzywniaku....a tam okazuje się, że zamiast szpinaku kuszą pęczki młodej marchewki, pomarańczowe, wesołe i gotowe do zjedzenia. Kusiły też młode buraczki i truskawki...ale o nich kiedy indziej :)


Widok marchewek (w jaskrawym pomarańczowym kolorze...śliczne) przypomniał mi zupę imbirową z młodych marchewek Liski. Dobrałam więc do tego młode ziemniaczki, młodą cebulkę i już z innej planety imbir i kolendrę. Obładowana i szczęśliwa wkroczyłam do kuchni.

Trochę mycia, trochę siekania, chwila gotowania i jest. Cudownie pomarańczowa, obłędnie smaczna i dziecinnie prosta - zupa z młodej marchewki :)
Swojej zupie nadaliśmy indyjskiego charakteru - już w miseczkach dodawaliśmy kolendrę, jogurt i odrobinę soku z limonki. Po zjedzeniu dokładki doszliśmy do wniosku, że następnym razem dodamy świeżej papryczki chili - chrupkość, świeżość i odrobina szczypania na języku :)


Imbirowa zupa z młodej marchewki
przepis za White Plate

Składniki:
Pęczek młodej marchewki
3 średniej wielkości młode ziemniaki
2 dymki (tylko bulwy), posiekane
1 cm kawałek świeżego imbiru, obrany
2 duże łyżki masła (u mnie ghee)
2 litry wywaru warzywnego (lub wody i ekologiczna kostka rosołowa)
4-5 łyżek ryżu (chętnie używam ryżu jaśminowego)
sól i pieprz do smaku

Do podania: kwasna smietana i koperek. W naszej wersji jogurt grecki, kolendra, kropla soku z limonki i w przyszłości świeże chili.

Przygotowanie:
Masło roztopić w rondelku. Dodać cebulę, poddusić 2 minuty, następnie pokrojone w kostkę marchew i ziemniaki. Dusić na małym ogniu ciągle mieszając, żeby warzywa się nie przypaliły. Dodać imbir, ryż - po ok. 2 minutach wlać wywar.
Garnek przykryć, zmniejszyć ogień do minimum i gotować 30-40 minut aż warzywa będą zupełnie miękkie a ryż ugotowany.
Zupę przetrzeć przez sito lub zmiksować. W razie potrzeby uzupełnić wodą, doprawić solą i pieprzem.
Podawać z wybranymi przez siebie dodatkami.

Smacznego!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...