wtorek, 29 stycznia 2013

Lángos na słodko :)

Po mroźnym spacerze na chwile przenosimy się na śniadanie do Chorwacji, ewentualnie na Węgry. Zaznaczam, że w Chorwacji smakowało nam bardziej, ale może dlatego, że generalnie Chorwacja jest dla nas bardziej niż inne wakacyjne (i nie tylko) miejsca.


Przysmak, który znalazł się u nas na śniadaniowym talerzu najlepiej jest znany na Węgrzech, gdzie jest uliczną przekąską, sprzedawaną w barkach i stoiskach. Powoli jednak rozprzestrzenia się na kolejne kraje (już podobno przysmak można kupić w Warszawie).
O czym mowa? Mowa o langos'u - drożdżowym placku z dodatkiem lub bez gotowanych ziemniaków, smażonym na głębokim tłuszczu. W Budapeszcie i turystycznych miastach Węgier podawany jest ze wszystkich czego dusza zapragnie - śmietana, żółty ser i keczup to standard, ale może być i z samym serem, z nutellą, z czosnkową pastą, z parówką lub serem białym w środku. Generalnie im tłuściej i nie zdrowiej, tym lepiej.
W domy ograniczamy dodatki, bo szkoda tego drożdżowego, ciepłego przysmaku. Obiadowo/kolacyjnie - jemy z pastą czosnkową i pietruszką, albo z samą kwaśną śmietaną. Śniadaniowo/deserowo z cukrem pudrem albo sosem czekoladowym. Tak i tak jest pysznie :)


Moja wersja jest bez ziemniaka, bo tak szybciej i bardziej od ręki. Bo jest gotowe na kolacje, śniadanie, obiad i by oczarować niezapowiedzianych gości. Ciasto robi się szybko, wyrasta pięknie, jest mocno drożdżowe, rzadkie (nawet bardzo), ale przy pomocy "naoliwionych" dłoni daje się uformować to co trzeba - płaski placek z dziurką ;). Gdy robię je rano, zużywam część a pozostałą przetrzymuje przykrytą folią w lodówce, wyjmuję wieczorem i robię szybką "niezbyt lekką" kolację, robiąc wieczorem lub popołudniu zostaje mi trochę na śniadanie. Jedne o czym trzeba pamiętać, to by dać się ogrzać ciastu przez chwilę poza lodówką. Jeśli nie chce nam się jeść już langos'y to robię z tego ciasta pizzę - wychodzi puszysta, lekka, z twardym, nieprzemakającym spodem. Może trochę jak focaccia.

Lángos
Źródło - gdzieś z sieci  

Składniki:
500 g mąki
1/2 łyżeczki soli
42 g świeżych drożdży
400 ml letniego mleka
1/2 łyżeczki cukru
łyżka miękkiego lub rozpuszczonego masła (mój dodatek)
tłuszcz do smażenia.

Jako dodatki:
wytrawnie: śmietana, ser żółty, czosnek lub toum i do tego posiekana pietruszka.
słodko: nutella, sos karmelowy lub czekoladowy albo prosto cukier puder z wanilią, cynamonem albo sam :)

Przygotowanie:
W misce mieszamy mąkę z solą. W mniejszym naczyniu rozkruszone drożdże zalewamy letnim mlekiem z dodatkeim 1/2 łyżeczki cukru. Dajemy im 5/10 miut w ciepłym miejscu aż podrosną.
Mieszamy mąkę z drożdżami i pozostałym mlekiem. Zagniatamy krótko luźne, lepkie ciasto, pod koniec dodajemy łyżke miękkiego lub rozpuszczonego masła. W tej lekkiej ale brudnej pracy można sobie pomóc mikserem z mieszadłem hakiem.

Gotowe ciasto (luźne i lepkie!) zostawiamy przykryte lnianą ściereczką na 30 minut aby podrosło. Podrośnie szybko i wyraźnie (nie groźne są mu chłodne dni i przeciągi ;)).

Wyrośnięte ciasto wyjmujemy na blat (najlepiej lekko posmarowany oliwą) i naoliwionymi rękoma krótko zagniatamy ciasto. Odrywamy kawałek ciasta i rozciągamy w 0,5 m placek, wymagany jest tu spokój i cierpliwość bo ciasto rozciąga się i kurczy, chwila pracy przy rozciąganiu i placek gotowy. Teraz możemy postępować dowolnie - możemy pokroić placek w większe (jak mały talerzyk) kwadraty czy trójkąty, albo za pomocą szklanki wyciąć małe placuszki (tak zrobiłam tym razem). Wycięte, pocięte placki zostawiamy na kilka minut aby podrosły.
W tym czasie na małym ogniu podgrzewamy w płaskim garnku/głębokiej patelni tłuszcz. Dobrze aby było go około 3 cm.
Gdy placuszki podrosną, spłaszczamy je jeszcze dłonią i przenosimy do gorącego oleju. Smażymy na złoty kolor (ja pomagam szpatułką wypłynąć im na początku, a potem delikatnie polewam je z góry - puszą się wtedy wspaniale), a następnie przewracamy i smażymy jeszcze chwilę. Ważne, możemy smażyć po kilka jednocześnie, wszystko jednak zależy od wielkości naszego naczynia do smażenia - langos'e muszą mieć ciut miejsca, temperatura nie może się zbytnio obniżyć a i nam przyda się miejsce do manewrowania przy przewracaniu.

Usmażone placku przekładamy na talerz wyłożony papierowymi ręcznikami. Podajemy gorące razem z dodatkami i serwetkami do wytarcia rąk :)

Smacznego!


środa, 16 stycznia 2013

Lemon curd, czyli słodko-kwaśne powroty.



Na fb napisałam, ze powoli wracam do gotowania. Temat dzisiejszego posta, może i powstaje w rondelku na ogniu...ale żeby nazywać tą czynność gotowaniem?  Lemon curd się robi, nie gotuje, nie przygotowuje, się robi. Co prawda, przy naszej pomocy i troskliwej uwadze, ale w większości robi się sam.
Tak więc, czy to gotowanie czy też nie, chcę przerwać tą zaklętą serię niepublikowanie. Przepisem słodko-kwaśnym, delikatnym i wyrazistym zarazem, uniwersalnym i pysznym.



Pierwszy lemon curd powstał trochę przez przypadek. Latem zapatrzyłam się w cudownej urody curd rabarbarowy. Na zdjęciach miał niesamowicie różowy kolor i błysk. Aby przetrenować technikę na początek postanowiłam przygotować curd cytrynowy. Wybrałam przepis Liski, zrobiłam, wyszło świetnie. Wzmocniona wzięłam się za curd rabarbarowy.  Coś jednak poszło nie tak, albo przepis był zły, albo rabarbar nie taki, albo moje umiejętności do niczego. Jedno jest pewne połączenie różowego płynu z rabarbaru i żółtego z masła i żółtek, dało mało apetyczny kolor a i smak daleki był od "pysznego". Szkoda mi było rabarbaru na kolejne eksperymenty, lemon curd jednak ze mną został.

Robi się szybko, więc jeżeli możesz pójść po niego do sklepu, równie dobrze możesz kupić cytryny, cukier, masło i jajka i zrobić w domu.




Lemon curd - krem cytrynowy
Źródło: White Plate

Składniki
3/4 szklanki soku wyciśniętego z cytryn (ok. 4 sztuk)
1/2 - 3/4 szklanki cukru (użyłam cukru pudru, proponuję dodawać go do smaku)
3 jajka (pominęłam dodatkowe żółtko), rozbełtane trzepaczką
5 łyżek masła, pokrojonego na małe kawałeczki

Przygotowanie

Wszystkie składniki umieścić w garnku z grubym dnem i mieszając, poczekać aż masa zacznie bulgotać. Trzymać na małym ogniu ok 5 minut cały czas mieszając (chcemy uniknąć jajecznicy).
Następnie zdjąć z ognia i przetrzeć przez sito (wlewam masę i przecieram łyżką).
Z podanej proporcji składników wyjdzie jeden nieduży słoik kremu.
Odstawić do całkowitego wystudzenia - krem powinien wówczas zgęstnieć.
Gotowy lemon curd przechowujemy w lodówce.

Smacznego!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...