środa, 30 grudnia 2009

Maszynistka (Graham orkiszowy)

Dopadło i mnie ... po tegorocznej wizycie Świętego Mikołaja dołączam do grona Maszynistek (czyt. użytkowników maszyn do pieczenie chleba) :) Bardzo ucieszył mnie ten prezent :D Za niespełna trzy tygodnie zostanę po raz pierwszy mamą, więc w pierwszych miesiącach mój czas spędzony w kuchni pewnie troszkę się skróci ... maszyna do wyrobu i wypieku chleba/ciasta jak znalazł :)

Otwieram nową zakładkę na naszym blogu zatytułowaną "z maszyny". Będę do niej wrzucać przepisy na wszystkie wypieki (i nie tylko) wykorzystujące maszynę (co_zerka również należy do grona Maszynistek, więc jej przepisy także będą zapełniać nasz nowy podrozdział). Mam nadzieję, że będą one przydatne wszystkim "Maszynistkom". A zatem ...

Dziś rano (kochany tryb "opóźnionego startu") obudził nas zapach pierwszego maszynowego chleba. Wieczorem dzień wcześniej wsypałam wszystkie składniki, wstawiłam program do wypieku chleba pełnoziarnistego, nastawiłam timer i voila!(włala!) ... śniadanko gotowe :)

Na pierwszy rzut poszedł chlebek 3 w 1 czyli graham orkiszowy w którego skład wchodzą trzy rodzaje mąki. Chrupiąca skórka, wilgotny w środku, pasujący zarówno do wędliny jak i marmolady. Polecam!



Składniki na jeden bochenek średniej wielkości:

Mąka pszenna (typ 750) 300g
Mąka ciemna z pszenicy orkisz 100g
Mąka pszenna graham 100g
Suche drożdże 1 opakowanie (7g)
Woda w temperaturze letniej 340ml
Sól - pół łyżeczki

Wszystkie składniki wsypujemy do pojemnika maszyny w kolejności: woda, mąki, sól, drożdże.
Nastawiamy program do wypieku chleba pełnoziarnistego/razowego (można też skorzystać z programu podstawowego). Nastawiamy średnią wielkość chleba (u mnie 1000g), średnie wypieczenie skórki i gotowe!



Smacznego!

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Śliwki w czekoladzie z marcepanem

Przepis na śliwki w czekoladzie obiecywałam już przed Świętami. Niestety przedświąteczne przygotowania uniemożliwiły mi przekazanie Wam tych informacji. Dziś nadrabiam zaległości.

Uwielbiam śliwki w czekoladzie. Te sklepowe mogłabym jeść garściami :) nie tylko ja, reszta moich domowników również :) ale te własnej roboty są o niebo lepsze!!!

To moje pierwsze domowej roboty pralinki. Nie przypuszczałam, że to taka fajna zabawa :) a jaka smaczna! Świąteczni goście byli zachwyceni. Mam już zamówienia na następną partię :) ... na szczęście po Świętach zostało mi trochę śliwek w kuchennej szafce.



Składniki na 50 sztuk:

50 sztuk suszonych śliwek kalifornijskich
2/3 szklanki rumowej mieszanki (50% rumu na 50% wody)
200g masy marcepanowej
200g dobrej jakości czekolady (u mnie 100g czekolady gorzkiej 70% i 100g czekolady deserowej)



Przygotowanie:

Wieczorem zalewamy śliwki mieszanką rumową i odstawiamy do nasączenia na noc.

Następnego dnia z masy marcepanowej lepimy rękoma kulki na kształt wielkiej pestki. Każdą marcepanową pestkę wkładamy do środka miękkiej odsączonej śliwki.

Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej (pokruszoną czekoladę przekładamy do miseczki i umieszczamy na sitku nad garnkiem z gotującą się wodą). Każdą wypełnioną marcepanem śliwkę nadziewamy na wykałaczkę i po kolei maczamy w rozpuszczonej czekoladzie.

Są dwie szkoły stygnięcia śliwek. Układać na kratce lub na papierze do pieczenia do zastygnięcia lub (ja tak robiłam) umoczone śliwki nabite na wykałaczkę wbijamy w styropian (u mnie opakowanie "na wynos" po chińszczyźnie) i partiami (u mnie po 12szt) wkładamy na 10 minut do zamrażalnika a następnie zdejmując je z wykałaczek przekładamy do metalowej puszki wyścielonej serwetkami i przenosimy do lodówki.

Pralinki przechowujemy w lodówce!

Smacznego!

środa, 23 grudnia 2009

Świąteczne kokosanki

Lubię zaskakiwać kulinarnie moich gości. Tak będzie też chyba z tymi kokosankami :)

Co roku Święta Bożego Narodzenia są u nas obchodzone bardzo tradycyjnie ... szczególnie goszczące na naszym stole potrawy. Z tych słodkich co roku pojawiają się kluski z makiem, domowy sernik, piernik, keks i makowiec. To taki coroczny pewniak :) W tym roku zaproponuję moim gościom dodatkowo makaroniki, kokosanki i śliwki w czekoladzie. Mam nadzieję, że będzie to miła odmiana :)



Przepis bardzo szybki i łatwy do wykonania. A ciasteczka chrupiące na zewnątrz i bardzo wilgotne w środku. W szczelnym pojemniku można je przechowywać kilka dni. Polecam!

Składniki na 20 średniej wielkości kokosanek:

2 jajka
250 g wiórek kokosowych
150 g cukru pudru
3 łyżki mąki



Białka ubijam na sztywno z dodatkiem szczypty soli (ważne by białka były schłodzone - prosto z lodówki), na koniec ubijania dodaję przesiany cukier, żółtka i dalej ubijam. Gotową masę przelewam do dużej miski. Wsypuję wiórki kokosowe, przesianą mąkę i delikatnie wszystko mieszam.

Piekarnik nastawiam na 170 stopni (bez termoobiegu). Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę wykładam łyżką masę kokosową (ja wykorzystałam do tego gałkownicę do lodów).

Piekę około 15 minut (zależy od wielkości kokosanek). Po wyjęciu studzę na kratce, a następnie przekładam do szczelnego słoja.

Smacznego!

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Falafel w picie

Czasami rozbrajają mnie moje ciążowe zachcianki :) Dwa dni temu zaliczyłam o 4:50 nad ranem wędrówkę do lodówki, by zjeść kanapkę z masłem orzechowym i z lemon curd :))) Szkoda że to już końcówka ciąży ... zaczyna robić się śmiesznie :)

Nasza ostatnia kolacje też została wymuszona przez moje "mam ochotę na ..." Przez cały dzień chodził za mną kebab z restauracji Efes. Już miałam dzwonić do męża oznajmiając mu gdzie jemy wieczorem, ale zachcianka kebabowa nagle przerodziła się w zachciankę falafelową :) Postanowiłam zmierzyć się samodzielnie z tym daniem ... i się udało! Pyszny falafel z surówką i sosem czosnkowym w świeżo wypiekanej picie. Koniecznie do powtórzenia!



Falafel z pitą jemy na ciepło. Dlatego proponuję taką kolejność przygotowywania dania:
1) wyrabiamy ciasto na pitę i pozostawiamy do wyrośnięcia
2) robimy i smażymy kotleciki. Ponieważ kotleciki muszą być gorące podczas podania, ja po smażeniu przekładam je do żaroodpornego naczynia, wkładam do piekarnika nagrzanego do 80-100 stopni i tam czekają na podanie.
3) przygotowujemy surówkę (u mnie kapusta pekińska i świeży pomidor bez miąższu)
4) przygotowujemy sos (u mnie jogurt bałkański, zmielony ząbek czosnku, sól, pieprz, kurkuma)
5) pieczemy chlebki pita


Chlebki pita



Składniki:

2 szklanki mąki
pół łyżeczki soli
łyżka cukru
łyżeczka suchych drożdży
ciepła woda
mąka do podsypywania

Wszystkie suche składniki mieszam ze sobą w dużej misce, dolewam na początek tylko pół szklanki ciepłej wody i wyrabiam ciasto. Jeżeli istnieje taka potrzeba dodaję więcej wody. Ciasto powinno być miękkie i elastyczne, jak na pizzę. Gotowe przykrywam czystą ściereczką i odstaw na godzinę w ciepłe miejsce.
Po wyrośnięciu ponownie zagniatam ciasto i dzielę je na 5-6 kulek. Każdą z nich wałkuj na podsypanym blacie na placek o średnicy ok 17 cm. Rozgrzewamy patelnię (nie dodajemy żadnego tłuszczu). Placki pieczemy na suchej patelni, z dwóch stron, aż się przyrumienią. Podczas pieczenia placki będą "puchły".

Falafele



Składniki:

1 puszka ciecierzycy
pęczek posiekanej natki pietruszki
pół łyżeczki proszku do pieczenia
pół cebuli pokrojonej w kostkę
1 rozgnieciony ząbek czosnku
3 -4 łyżki mąki
1 surowe jajko
przyprawy: kurkuma, ostra papryka, kminek mielony, sól, pieprz,
olej do smażenia

Ciecierzycę odcedzamy i mielimy w malakserze. Dodajemy posiekaną natkę, cebulę, czosnek, proszek do pieczenia, jajko, przyprawy. Wszystko dokładnie mieszamy. Masa powinna przypominać konsystencją mielonego mięsa na kotlety. Następnie formujemy małe okrągłe pulpeciki (podsypując mąką lub bułką tartą) i delikatnie je spłaszczamy ręką. Smażymy na rozgrzanej patelni z dodatkiem oleju.


Sposób podania




1) Gorący chlebek pita nacinamy i delikatnie otwieramy ręką/nożem "poduszeczkę"
2) Do środka wkładamy falafel (2-3szt wg uznania)
3) Dopełniamy surówką i sosem
4) Smacznego! :)

sobota, 19 grudnia 2009

Jak w lipcu..

domowe lody wiśniowe z wanilią.

W kuchni i na talerzyku przez chwilę wakacyjnie. Słodko, lepko, ciepło od ich zapachu. W ciepłej kuchni wiśnie rozmrażają się szybko, puszczają sok i pachną...obezwładniając i cierpko.


Jestem dziwny stwór, bo owoce wolę przetworzone niż świeże (może poza truskawkami i malinami). Nie pożeram łapczywie pierwszych brzoskwiń, wiśni czy śliwek. Częściej je mrożę i zostawiam sobie na zimę i przedwiośnie. Na przekór wszystkim i wszystkiemu wtedy to chodzi za mną jogurt z jagodami, ciasto z rabarbarem (którego nie było tego lata, za to jest pół zamrażalnika mrożonych truskawek z rabarbarem), świeża brzoskwinia...czy lody wiśniowe.

Kiedyś Grabiszka rozmyślała co zrobić z 4 żółtkami po makaronikach - powstał Placek Królweski. Ja zastanawiałam się co zrobić z żółtkami (po torcie pavlovej) i powstały lody wiśniowe.


Lody przygotowałam na bazie przepisu na lody truskawkowe Nigelli Lawson (książka "Na zawsze lato" ). Nie mam jeszcze maszynki do lodów /ale już wiem, że ją chce, chce, chce/ więc mieszałam, mieszałam i mieszałam. Lody wyszły prawie* gładkie...i przepyszne. Niezamrożona masa wydawała mi się ciut za słodka, ale po zamrożeniu i spróbowaniu okazało się, że jest w sam raz. Lody są prawie kremowe, o mocnym smaku wiśni i śmietankowo-waniliowym posmaku. Wiśnie zmiksowałam nie do końca gładko, lubię to tu to tam natknąć się na kawałki owoców.

Lody wiśniowe

Składniki
  • 500 g wiśni /u mnie mrożone/
  • trochę cukru do posypania /pominęłam/
  • 500 ml mleka
  • 500 ml śmietany
  • 1 laska wanilii**
  • sok z 1/2 cytryny
  • 10 żółtek
  • 175 g drobnego cukru /można trochę mniej/

Przygotowanie:
Mrożonym wiśniom/truskawką dajemy się rozmrozić. Świeże owoce czyścimy (drylujemy, usuwamy szypułki). Nigella radzi aby truskawki posypać 2 łyżkami drobnego cukru aby aromat się rozwiną. Ja tą część pominęłam.

Do rondla o grubym dnie wlewamy mleko, śmietanę i dodajemy przeciętą wzdłuż laskę wanilii. Podgrzewamy niemal do wrzenia, zdejmujemy z ognia i odstawiamy na 20 minut aby mleczna mieszanka nabrała smaku wanilii.

W dużej misce ubijamy 175 g cukru z żółtkami aż do uzyskania gęstego jasnożółtego kremu. .

Z mleka wyjmujemy laskę wanili i zalewamy ciepłym płynem mase jajeczną - stale mieszając. Masę mleczno-jajeczną przelewamy do rondla /czystego/ i podgrzewamy stale mieszając aż zgęstnieje (powstanie krem custard). Gęsty krem przelewamy do miski i pozwalamy mu wystygnąć.

W malakserze przygotowujemy puree z owoców i dodajemy je co kremu custard razem z sokiem z cytryny.
Lody mrozimy w maszynce zgodnie z instrukcją albo ręcznie /ja tak robiłam/. Mase wlewamy do pojemnika do mrożenia i umieszczamy w zamrażalniku. Po godzinie wyjmujemy i miksujemy dokładnie. Powtarzamy tę czynność jeszcze dwa razy.

Lody wyjmujemy z zamrażalnika i przekładamy do lodówki 20 minut przed podaniem.

Smacznego!

* cóż za mało było tego mieszania
** Myślę, że można zastąpić laskę wanilii dobrej jakości esencją waniliową.

piątek, 18 grudnia 2009

Śniadanie Mojego Kucharza ... pasta z awokado

Nie każdy rodzi się z talentem i zamiłowaniem kulinarnym ... do takich osób należę ja. Jeszcze 6 lat temu zanim poznałam męża, jedynymi potrawami przyrządzanymi przeze mnie w kuchni była jajecznica, gotowanie parówek i podgrzewanie gotowych dań mrożonych - aż wstyd się przyznać :(
Od pierwszych dni mój mąż zachwycił mnie swoją pasją gotowania. Można by powiedzieć, że poderwał mnie na makaron w sosie śmietanowo-łososiowym, który przyrządził mi na jednej z pierwszych naszych randek :))) Potem pojawiły się dania z kuchni włoskiej, indyjskiej, japońskiej ... a ja nie wierzyłam, że facet może być tak dobrym kucharzem ... do tego z pasją :)
Przez pierwsze lata podczas przygotowywania posiłków zawsze stałam w kuchni za jego plecami i bacznie obserwowałam krok po kroku jak powstają te kulinarne cudeńka. To chyba właśnie On pokazał mi, że gotowanie może sprawiać przyjemność, pobudzać nas kreatywnie, fascynować ... i wpadłam :)
Ponieważ od kilku miesięcy nasz tryb życia troszkę się zmienił, to ja teraz przejęłam stery w naszej kuchni i większość potraw wychodzi spod mojej ręki. Ale zdarzają się chwile i to wcale nie rzadko, gdy oddaję swoje kubki smakowe w ręce Mojego Kucharza ... tak jak dziś przy śniadaniu :)



Pasta jest przepyszna, orzeźwiająca i aromatyczna. Poniżej autorski przepis mojego Kucharza :)


porcja dla dwoch osób:

dwa dojrzale wyraźnie miękkie obrane avocado (twardawe nie maja smaku)
oliwa (wg gustu)
duża łyżka majonezu
mały serek topiony
sól, pieprz (koniecznie)
sok z połowy limonki lub jeśli nie ma limonki cytryny (ale lepiej limonki)

Wszystko rozgniatamy widelcem i po minucie pasta gotowa :)


Uwielbiam ten męski minimalizm ;)



Smacznego!

wtorek, 15 grudnia 2009

Wołowina w sosie Rogan Josh z ziemniakami po bombajsku...

czyli korzenne potrawy w wielce nie świątecznym wydaniu :)

Na szczególną prośbę mojej drugiej połowy wczoraj kuchnia serwowała dania hinduskie. Było pikantnie wręcz paląco, smakowicie i wybornie. Do powtórzenia, zapamiętania i podania gościom (takim co mogą i lubią na ostro).

W głowie mamy wspomnienie indyjskich knajpek w Berlinie - małych, trochę obskurnych, bardziej barków niż restauracji, bardzo domowych i przytulnych. Jedliśmy tam piekielnie ostre, niesamowicie aromatyczne potrawy i piliśmy cudownie aksamitne mango lassi. Dziś mieliśmy to samo w domu. Dzięki przepisom Monikuch'y (nie bardzo wiem jak odmienić) cieszyliśmy się hinduskim jedzeniem w domowych warunkach.

Zapraszam na gorącą kolację.

Wołowina w sosie Rogan Josh*

Składniki :
  • 500g wołowiny, pokrojonej w kostkę
  • 100g masła /u mnie ghee/
  • ½ łyżeczki nasion kminku
  • 1 szklanka posiekanej cebuli
  • 4 ząbki czosnku
  • 1,5 cm korzenia świeżego imbiru, startego
  • 1 laska cynamonu, przepołowiona
  • 4 strączki czarnego kardamonu /użyłam takiego jakiego miałam - zielony/
  • 7 goździków
  • 8 nasion czarnego pieprzu
  • 1 ½ szklanki śmietany /jogurt naturalny pół na pół ze śmietaną/
  • 1 łyżeczka skrobi kukurydzianej
  • 3 łyżeczki papryki
  • 2 łyżeczki ratan Jot /pieprz cayenne/
  • 1 ½ łyżeczki soli
  • 2 szklanki wody

Przygotowanie:

Przygotowujemy pastę z cebuli, czosnku i imbiru. Odkładamy na bok. W garnku smażymy wołowinę na maśle. Jak zrobi się brązowa, ściągamy z ognia i odkładamy na bok. Na pozostałym maśle smażymy kminek przez 2 minuty i dodajemy pastę z cebuli, czosnku i imbiru. Smażymy dopóki prawie cały płyn nie wyparuje. Wtedy dodajemy cynamon, goździki, kardamon i ziarna pieprzu**. Smażymy przez kolejne 2 minuty. Do tak przygotowanej mieszanki dodajemy wcześniej podsmażoną wołowinę i ściągamy garnek z ognia. Mieszamy skrobię kukurydzianą że śmietaną/jogurtem i bardzo powoli łączymy z wołowiną. Wszystko razem dokładnie mieszamy i kładziemy z powrotem na mały ogień. Dodajemy pozostałe składniki oprócz wody i smażymy 2 minuty. Zmniejszamy ogień i dodajemy ¼ szklanki wody. Dusimy przez 20 minut lub dopóki połowa wody odparuje. Powtarzamy z pozostałą wodą. Na koniec wołowina powinna być krucha, jeżeli tak nie jest, dodajemy więcej wody i dusimy dłużej.


Ziemniaki po bombajsku

Składniki:
  • ½ kg ziemniaków, obranych, pokrojonych w kostkę
  • ¼ łyżeczki gorczycy
  • ¼ łyżeczki kurkumy
  • 1 łyżka sproszkowanego chili /pominełam, potrzebowałam do wołowiny łagodniejszego dodatku/
  • 1 łyżeczka zmielonej kolendry
  • 1 łyżeczka zmielonego kminku
  • 1 łyżeczka garam masala
  • masło do smażenia /ghee/
  • sól do smaku
  • 4 pomidory pokrojone w kostkę /dodałam pomidory z połowy puszki odsączone z sosu/

Przygotowanie:
Na patelni rozgrzewamy masło. Dodajemy wszystkie przyprawy i smazymy około 1-3 minuty. Dodajemy ziemniaki i obtaczamy je w przyprawach. Smażymy około 15-20 minut lub dopóki ziemnaki będą miękkie. Na 5 minut przed końce dodajemy pomidory i solimy do smaku.


Smacznego!
* chociaż wiemy co to znaczy rogan josh, wolimy nasze prywatne tłumaczenie - piecze jak diabli, smakuje bosko /za długie...he? ;) /
** ja wszystko utłukłam w moździerzu na proszek.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Fiku Myku co się kryje w pojemniku ... Christmas Cake



Już od kilku lat zbierałam się do przygotowania tego ciasta. Pierwszy raz miałam okazję skosztować go cztery lata temu w Londynie. Potem widywałam je już w Polsce w delikatesach Marks&Spencer ale cena troszkę mnie stopowała z jego zakupem. W tym roku udało się! Na początku zainspirował mnie przepis z książki "Nigella Świątecznie" na to angielskie Tradycyjne Ciasto Bożonarodzeniowe, a następnie kilka dni temu znalazłam lepszą jego wersję na blogu Sweets Spoon.

Ciasto zrobiłam ponad tydzień temu - dlaczego tak wcześnie?, ponieważ musi ono "poleżakować" najlepiej kilka tygodni przed podaniem. Niestety nie miałam okazji na sfotografowanie swojego dzieła tydzień temu (kiepskie warunki atmosferyczne) :) Dziś taka się przytrafiła ... podczas cotygodniowego podlewania ciasta.

Jak smakuje jeszcze nie wiem, dowiem się w Święta. Natomiast wygląda i pachnie pysznie intensywnie. Trwa wielkie odliczanie ...


Składniki:

175g masła
200g ciemnego cukru musdovado
850g mieszanki suszonych owoców(dałam 200g jasnych dużych rodzynek, 200g ciemnych małych rodzynek, 150g suszonych żurawin, 150g suszonej wiśni, 100g posiekanych migdałów, 50g skórki pomarańczowej)
skorka i sok z jednej pomarańczy
skorka i sok z jednej cytryny
150ml rumu lub brendy
85g orzechów macadamii
3 duże jajka, roztrzepane
85g mielonych migdałów
200g maki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka przyprawy do piernika
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1/4 łyżeczki mielonego imbiru



Do dużego garnka wkładam masło, cukier, owoce, skórkę i sok z pomarańczy i cytryny. Całość zalewam 100ml brendy/rumu i doprowadzam do wrzenia, mieszając do czasu aż masło całkowicie się roztopi. Zmniejszam gaz i gotuję na małym ogniu przez ok 10min. Zdejmuję z ognia i pozostawia do ostudzenia przez ok 30min.

W miedzy czasie piekarnik nagrzewam do 150st. Tortownice o średnicy 20cm wykładam papierem do pieczenia.

Orzechy prażę na patelni, uważając aby się nie przypaliły. Kiedy wystygną, siekam je na średniej wielkości kawałki.

Jajka, orzechy i mielone migdały dorzucam do garnka z mieszanką owoców i dobrze mieszam. Mąkę z proszkiem do pieczenia i przyprawami przesiewam do masy owocowej, dokładnie mieszam.

Gotowe ciasto wlewam do foremki i wygładzam powierzchnię. Piekę 45min, następnie zmniejszam temperaturę do 140st i piekę następne 1 i 1/4h aż ciasto będzie ciemno brązowe. Gdyby ciasto zbyt szybko się rumieniło, przykrywamy je folią aluminiową. Piekę do momentu, aż patyczek wsadzony w środek ciasta po wyjęciu będzie czysty.

Jeszcze cieple ciasto nakłuwam wykałaczką a następnie polewam je resztą rumu/brendy tak, żeby cały płyn wsiąknął w ciasto. Pozostawiam w formie do ostygnięcia. Następnie zawijam w papier do pieczenia i folię aluminiową. Tak owinięte ciasto wkładam do szczelnie zamkniętego pojemnika i przechowuję w chłodnym miejscu.

Od czasu do czasu podczas leżakowania ciasto można nasączać alkoholem, to doda mu intensywności i wilgotności.



Przed podaniem ciasto obłożę masą marcepanową i ozdobię świątecznymi koralikami. Fotki po 25 grudnia :)

Smacznego!

środa, 9 grudnia 2009

Powiemy Ci coś na uszko...

a właściwie zrobimy uszka...setkę albo i lepiej uszek. A do tego pierogi...tak z rozpędu :)


Wasabi spotkało się znowu i to na cały dzień. Startując w samo południe skończyłyśmy pod wieczór. Zagniatając, wałkując, wycinając i lepiąc...cały dzień w kuchni.

Pierogi i uszka były dla nas wyzwaniem. Pamiętamy smaki z naszych rodzinnych domów - uszka cioci, pierogi mamy, farsz do ruskich babci. Idealne nie tylko ze względu na smak, ale i na wspomnienia. Przygotowywane na oko i przyprawiane miłością. Jak to odtworzyć?

Przepis na ciasto wzięłyśmy od cozerkowej mamy /dziękujemy/, farsz grzybowy przerobiłyśmy po lekturze blogów /też dziękujemy/, a farsz z białego sera wyczarowała prawie z niczego Grabiszka...od tak i jest przepyszny.

Nasze poczynania opisujemy dość dokładnie. Testowałyśmy na sobie co i jak robić, stawałyśmy przed dylematami /kiedy wyjąć uszka? czy podsypywać ciasto mąką czy nie? ile pieprzu, ile soli?/ i wyszłyśmy z tego obronną ręką - cieniutkie ciasto, pyszne farsze, uśmiech na twarzach naszych mężczyzn. I nie rozkleił nam się w trakcie gotowania żaden pierożek i ani jedno uszko!


Ciasto na pierogi - uszka
za mamą Cozerki

Składniki i proporcje
  • 500 g mąki pszennej poznańskiej
  • ok 300/350 ml bardzo gorącej wody*

Przygotowanie
Mąkę wsypujemy do miski i zalewamy bardzo, bardzo gorącą wodą. Mieszamy z grubsza tak aby większość mąki była mokra. Miskę przykrywamy ścierką i odstawiamy na 5 minut.

Po tym czasie odkrywamy miskę i bierzemy się za wyrabianie ciasta (jeśli ciasto jest bardzo gorące zastawiamy je na chwilę aby przestygło). My wyrabiałyśmy ciasto gdy było jeszcze ciepłe ale nie parzące.

Ciasto wyrabiamy do momentu aż będzie gładkie i sprężyste. Po przecięciu ma sprawiać wrażenie napowietrzonego - powinniśmy móc zobaczyć drobne dziurki/pęcherzyki.

Tak przygotowane ciasto da się rozwałkować bardzo, bardzo cienko, nie przylepia się i nie rwie. Jest bardzo przyjemne w obróbce, co nas zdziwiło i miło zaskoczyło /dziękuję mamo :)/. Da sobie z nim radę nawet laik /taki jak my :)/.

Jeśli nie wałkujemy ciasta od razu albo pracujemy tylko z jego częścią zostawiamy je przykryte wilgotną ściereczką aby nie wyschło**. Pod ściereczkę wkładamy też skrawki z wycinania. Dzięki temu nie obeschną i łatwo będzie można je dalej obrabiać.

Farsz grzybowy do uszek/pierogów /proporcje mniej więcej wystarczą do wypełnienia uszek z pół kilo mąki/


Składniki
  • około 1/2 słoika suszonych grzybów***
  • 1 cebula
  • sól
  • pieprz
  • olej
Przygotowanie farszu:
Suszone grzyby zalewamy gorącą wodą. Zostawiamy aby nasiąkły i zrobiły się miękkie /można na całą noc/. Miękkie grzyby oczyszczamy w dłoniach z piasku. Wszystko to wykonujemy nad miska z wodą w której moczyły się grzyby. Wody spod grzybów nie wylewamy!!!!!! Czekamy aż woda się uspokoi i delikatnie przelewamy ją do garnka w którym chcemy gotować grzyby. Uważamy aby piasek i ewentualne paproszki nie przedostały się do garnka.
Do wody wrzucamy grzyby i gotujemy na wolnym ogniu około 40 minut.
Wyjmujemy grzyby z wody i przekładamy na sitko (sitko umieszczamy nad garnkiem z wodą w której gotowały się grzyby - wody nie wylewamy****). Grzyby można zostawić na godzinę albo i na całą noc aby obciekły.

Gdy mamy już gotowe grzyby bierzemy się za przygotowywanie farszu.

Na patelni rozgrzewamy olej i rumienimy pokrojoną w kostkę cebulę. Ma się zeszklić a następnie zrumienić.
Do miksera, melaksera, maszynki do mielenia mięsa wrzucamy cebulę oraz grzyby. Mielimy na prawie gładką masę. Dodajemy pieprz i sól. Wg nas farsz na zimno ma być bardzo słony i bardzo pieprzny, po ugotowaniu w uszkach nie będzie tego tak czuć. Nam pierwsza partia wyszła z mdła, chociaż farsz w smaku na zimno był ok.

To wszystko farsz grzybowy gotowy.

Farsz serowy
czyli wielce udana improwizacja Grabiszki


Składniki:
250 g śmietankowego białego sera*****
1 cebula
pieprz
sól
olej

Cebulę kroimy /byle jak i tak będziemy ją miksować/ i smażymy na złoto na łyżce oleju. Do rozdrabniacza/miksera wrzucamy ser, cebulkę, sól i pieprz. Miksujemy na gładką masę. Tak jak w przypadku farszu grzybowego musi być wyrazisty w smaku i odrobinę za słony i za pieprzny, w trakcie gotowanie złagodnieje.

Gotowe!

Przygotowanie pierożków/uszek.

Wałkowanie ciasta. W towarzystwie mamy robiłyśmy to nie raz, same ani razu. Tak wiec zaskoczyła nas tak prosta czynność jak wałkowanie a najbardziej czy podsypywać mąką czy nie.

Książka z 62 roku, o której już pisała Grabiszka, mówi nie podsypywać, brak stolnicy podpowiada - podsypywać . Tak więc podsypywałyśmy i wałkowałyśmy (na oko jakiś 1 mm może 1,5 mm grubości).

A rozwałkowane ciasto cięłyśmy w kwadraty przy linijce /więcej pracy, ale jakieś bardziej uszate są wtedy uszka/ albo wycinałyśmy małym kieliszkiem /do wina na pierożki/.

Dalej jest już prosto. Na każdy kawałek nakładamy farsz, zlepiamy brzegi i łączymy je tak aby powstało uszko :). Aby pierożki i uszka łatwiej się sklejały brzegi wyciętych kółek/kwadratów smarowałyśmy wodą******

Gotowanie uszek i pierożków.


Uszka wrzucamy na gorąca i osoloną wodę /do wody można dodać odrobinę oleju/ i gotujemy aż wypłyną. Gotując partiami nie wymieniajmy za często wody. Po kolejnym gotowaniu woda zawiera już mąkę i pierogi/uszka nie sklejają się.

Pierożki, które jedliśmy na kolację gotowałyśmy chwilę po tym jak wypłynęły /robiłyśmy je na prawdę małe, więc wystarczyła niecała minuta/, uszka wyciągałyśmy z wody jak tylko pojawiły się na powierzchni.

Uszka gotowałyśmy z zamysłem mrożenia w związku z czym, gotowałyśmy je tylko chwilę /były bardzo al dente/, układałyśmy luźno na tacach, pozwalałyśmy przeschnąć. Tace okrywałyśmy folią i wstawiałyśmy do zamrażalnika. Gdy uszka zmroziły się, twarde jak kamienie wkładałyśmy do pudełek i z powrotem do zamrażalnika. Zrobiłyśmy też sprawdzian czy tak mrożone uszka nadają się do jedzenia. Nadają się, nic nie tracą na swoim smaku. Zamrożone wrzucałyśmy na wrzątek i czekałyśmy aż się ogrzeją - wyszły pyszne.

Pierożki serowe i grzybowe zjedliśmy z samym masłem, prosto z wody. Popiane sokiem buraczano-jabłkowym były cudnym wstępem do Świąt i zapowiedzą kolejnych pierożkowych wieczorów.

Uszka czekają w zamrażalnikach na 24 grudnia.

Smaczneg0!
* wody można dodać więcej bądź mniej. Należy obserwować ciasto. Wg nas konsystencja ciasta na kruche przed wyrobieniem a po posiekaniu z masłem dokładnie opisuje to co powinniśmy zobaczyć gdy wymieszamy wodę z mąką.
** ciasto doskonale się mrozi, włożone do torebki na mrożonki albo owinięte w folię spożywczą można trzymać w zamrażalniku.
*** miałyśmy około litrowego słoika suszonych grzybów. Farszu wystarczyło na uszka z kilograma mąki i pierożki. Duuużo za dużo na 12 osobową Wigilie.
**** taka woda to skarb do zupy grzybowej, sosu grzybowego, gulaszu grzybowego. Można ją zamrozić jeśli w danej chwili jej nie potrzebujemy.
***** ten którego użyłyśmy był przeznaczony na japoński sernik - cóż, nie tym razem.
****** stąd kieliszek z wodą i patyczkami. Palcem niewygodnie, pędzelek za duży, patyczki okazały się idealne.

Z pierożkami i uszkami razem w Kuchni Świątecznej i Noworocznej 2009

wtorek, 8 grudnia 2009

Zagadka ...

Dziś ponownie Wasabi spotkało się na wspólnym gotowaniu w jednej kuchni.

Czy domyślacie się co tym razem wymyśliłyśmy ??? Jakieś propozycje ???


Rozwiązanie zagadki jutro :)

niedziela, 6 grudnia 2009

Kulinarne wspomnienia z Japonii

Tak jak obiecałam wczoraj, dziś troszkę kulinarnych wspomnień z naszej podróży poślubnej do Japonii. Spędziliśmy tam ponad 3 tygodnie i jeszcze nam mało. Kulinarnie Japonia zaskoczyła nas różnorodnością ... od dań tradycyjnych, po dania nowoczesne zainspirowane kuchnią amerykańską i europejską. Najlepszym przykładem jest sushi - w tradycyjnych restauracjach podawane z wasabi i imbirem, a w barach i na tackach sklepowych do zakupienia z majonezem, pieczonym kurczakiem i kukurydzą :)

Poniżej krótkie (bardzo krótkie) streszczenie naszych doświadczeń z szeroko pojętą Kuchnią Japońską ...

Tradycyjna japońska kolacja. Mieliśmy okazje być poczęstowani tym uroczystym posiłkiem na Koya-San (miejsce położone wśród kęp czarnego cedru na wysokości 900 m n.p.m., które jest najbardziej czczonym w Japonii ośrodkiem kultu buddyjskiej sekty Shingon), gdzie nocowaliśmy u mnichów. W świątyniach wszystkie podawane posiłki są wegetariańskie. Na zdjęciu m.in. zupa miso, marynowane tofu, marynowane nori, Natto (soja podawana fermentacji), Umebosbi (suszone śliwki), duszona Bakusai (kapusta pekińska), marynowane Kyuri (ogórek), duszona Kabocha (kabaczek) oraz tradycyjny ryż i herbata - matcha.



W Japonii odwiedziliśmy mnóstwo barów - takich typowych miejsc, do których trafiają Japończycy po pracy na ciepły posiłek. Głownie były to bary makaronowe, w których podaje się dania z dwoma rodzajami makaronów: Soba (makaron gryczany) lub Udon (jasny makaron pszenny). Udon posmakował nam bardziej :). Jest on podawany na wszelakie sposoby, np. w przyprawionym bulionie Dashi, z kawałkami smażonego tofu albo z krewetkową tempurą, grzybami shiitake i jajkiem. Czasami makaron podawany jest na zimno, np. wzbogacony o krewetkową i warzywną tempurę. Poniżej bary w Kioto, Hirosimie i na wyspie Miya Jima.



Może się to wydać dziwne, ale Japończycy uwielbiają chińską kuchnię. Bary chińskie są na każdym rogu. Najczęściej serwują one makaron Ramen (cienki makaron w bulionie drobiowym lub wieprzowym np. z kawałkami pieczeni wieprzowej, porem, szpinakiem i roladkami rybnymi), Shumai (chińskie duszone pierożki z nadzieniem wieprzowym) lub Yakimeishi (smażony ryż z dodatkami). Poniżej chiński bar w Himeji.



Będąc w Tokio trafiliśmy na największy na świecie targ rybny Tsukiji. Jest on położony we wschodniej części miasta. Ponieważ jest to oficjalny targ hurtowy, każdego ranka w godzinach 5:00-10:00 odbywają się aukcje prowadzone przez handlarzy z całego świata. Codziennie na 1700 straganach zaopatruje się 15.000 restauratorów i sprzedawców. Do wyboru mają 450 gatunków ryb i owoców morza. Specjalnością targu są potężne mrożone bloki Maguro (tuńczyka) sprowadzane z Nowej Zelandii i północnego Atlantyku.



Po zwiedzeniu targu trafiliśmy do tradycyjnego baru sushi. Miejsce to reklamowało się szyldem, mówiącym, że wszystkie ryby pochodzą z porannych aukcji. To nam wystarczyło. Mieliśmy okazję zjeść najświeższe sushi w życiu ... było warto :) Zacznijmy od tego, że smak zjedzonych tam ryb pamiętam do dzisiaj. To co serwują nam w Polsce na pewno nie można nazwać świeżą rybą...niestety :(
Na zdjęciu poniżej m.in. Temaki-zushi (ręcznie zawijany w duży rożek) z Hokkigai (rodzaj małży), Nigiri-zushi (cienkie plastry surowej ryby wykładane na uformowane paluszki ryżu sushi z cienką warstwą wasabi po środku) z Maguro (tuńczyk), Hirame (tubot), Ebi (krewetka), Ika (kalmar), oraz Tamagoyaki (omlet na słodko) i Gari (marynowany imbir).



Oprócz restauracji, barów i kawiarni, w Japonii na każdym kroku stoją budki i kramy z wszelakimi szybkimi przekąskami. Ale nie hotdogi czy hamburgery, tylko np. ostrygi z grilla :)



Bary i restauracje japońskie zachęcają swoich gości do korzystania ze swoich usług za pomocą przepełnionych witryn z atrapami dań z menu. Niektóre wyglądały "jak żywe".



W sklepach spożywczych czekały na nas różne ciekawostki. Na zdjęciu przegryzka z suszonej ośmiornicy, ryżowe sandwich'e lub chipsy z glonami.



Oj mogłabym pisać i pisać ... wspomnień i zdjęć w komputerze tysiące. Ale zostawię sobie te pozostałe sentymenty na następny raz.

Poniżej przesympatyczny właściciel przydrożnego baru, który poczęstował nas kawą i Wagashi (japońskimi słodyczami) o których w kolejnych wspomnieniach ...

Leniwe śniadanie..

i domowe scones.
Za oknem szarobury grudzień a moje myśli błądzą wokół słońca i wakacji. Razem z tymi myślami przywędrował smak na dżem morelowy domowej roboty. Taki jaki jadłam gdy byłam mała, na drożdżówce albo białym chlebie, popijany miętową herbatą słodzoną miodem. O tak...morelowe słońce na kanapce.

Dżem w domu mam, ale co do dżemu? Jest niedziela więc bułek nie znajdę w sklepie, ja chcę JUŻ zjeść śniadanie więc drożdżowe ciasto odpada (czekanie, czekanie, czekanie), z razowcem który mam w domu to mi nie pasuje.

Zrobię scones, razowe scones pachnące cynamonem i lekko słodkie. Od pomysłu do gotowych bułeczek minęło niecałe 30 minut.

Pierwszy raz robiłam scones i jestem oczarowana, szybkie (co przy śniadaniu ważne), dość neutralne a dodatkowo razowe mają słodko-gorzki orzechowy posmak, który bardzo lubię. Wyglądają prześlicznie i smakują dobrze. Polecam gorąco aby jeść jeszcze gorące :D

Zapraszam na śniadanie.

Razowe scones
prosto z blogu Moje Wypieki.

Składniki na 15 scones:
2 szklanki (300 g) mąki pszennej /u mnie pszenna chlebowa/
1 szklanka (160 g) mąki razowej /u mnie żytnia razowa/
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
pół łyżeczki cynamonu
20 g masła
1/4 szklanki (60 ml) płynnego miodu
około 1 szklanki (250 ml) mleka

Przygotowanie:
W misce mieszamy suche składniki, dodajemy masło, miód i mleko, szybko wyrabiamy. Masa powinna być gładka, może się kleić.
Podsypując mąką wałkujemy na grubość 2 cm /u mnie cieńsze około 1 cm/ i wycinać kółka o średnicy około 5,5 cm (szklanką lub foremką do ciastek o ostrych krawędziach) /u mnie mniejsza foremka serduszko/. Piec w temperaturze 220ºC przez około 20 minut (piekłam około 13 minut).

Smacznego!


P.S. Tak sobie myślę że razowe scones bardzo dobrze będą smakowały z wyrazistym serem albo wędliną...ale tak sobie tylko myślę. Jeszcze nie próbowałam :)

sobota, 5 grudnia 2009

Green Tea Muffins

Święta tuż tuż czyli czas na przedświąteczne porządki. Dziś padło na kuchnię, a dokładnie na szafki kuchenne. W jednej z nich (z herbatami) odnalazłam mały skarb, który zainspirował mnie do dzisiejszego wypieku. W rogu na końcu półki, za kartonikami z herbatami i słoiczkami z kawami znalazłam małą srebrną puszeczkę. Zupełnie nie pamiętałam co się w niej kryje. A tu proszę, niespodzianka ... przywieziona ponad rok temu z Japonii (z naszej podróży poślubnej) herbata matcha. Nie wiem jak to się stało, że zachowało się jej pół opakowania :)

Herbata Matcha to ekskluzywna herbata japońska używana w japońskiej ceremonii parzenia herbaty - Chanoyu. Ta niezwykła herbata ma postać zielonego pudru, pochodzi z wysokogatunkowej herbaty Gyokuro. Stosowana jest także jako dodatek do potraw np. makaronów, ciastek, lodów. Dziś towarzyszyłam mi w weekendowym wypieku :)

Przepis pochodzi z blogu Every Cake You Bake.

A jutro zapraszam na kulinarne wspomnienia z Japonii ...



Składniki:

150 g cukru,
180 g mąki,
113 g stopionego masła,
3 duże jajka,
80 g ciemnej czekolady (u mnie dziś zabrakło czekolady, i babeczki zrobiłam z samym kakao)
1,5 łyżeczki naturalnego kakao rozpuszczonego w 2 łyżkach zimnego mleka,
2 łyżeczki sproszkowanej zielonej herbaty matcha,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,
szczypta soli



Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Jajka ucieramy z cukrem do białości. Dodajemy stopione masło i ucieramy, aż wszystko dobrze się połączy. Dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Ciasto dzielmy na dwie części. Do jednej dodajemy rozpuszczoną czekoladę i kakao, do drugiej - zieloną herbatę. Foremki do muffinek smarujemy rozpuszczonym masłem lub wykładamy papierowymi papilotkami. Nakładamy najpierw ciasto czekoladowe na spód, potem ciasto zielone - na wierzch (po upieczeniu wydaje mi się, że odwrotna kolejność ładniej by się prezentowała po przekrojeniu babeczki). Pieczemy około 30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.



Smacznego!

czwartek, 3 grudnia 2009

Przychodzi brunetka do blondynki.... :D

Udało się! WASABI w komplecie ... w kuchni!

Środowe popołudnie spędziłyśmy razem w kuchni. Przy muzycznych świątecznych klasykach, ciepłej herbacie w kubkach i unoszącym się po całym mieszkaniu zapachu pierniczków. Nie ma to jak praca zespołowa ;)

Ale na tym nie koniec ... w przyszłym tygodniu ciąg dalszy. Tym razem w towarzystwie lukrów, kolorowych słodkich guziczków i bakalii. Musimy przecież ubrać odświętnie naszych piernikowych koleżków :) Już się nie mogę doczekać :)

A poniżej mały fotoreportaż z wczorajszego popołudnia.

Dla przypomnienia: ciasto na pierniczki wyjęłyśmy wczoraj po czterech tygodniach leżakowania w lodówce. Przepis na ciasto znajdziecie tu. Teraz pierniczki trafiły do puszek i szklanych słojów, a każda ich warstwa została delikatnie skropiona wodą, by przez kolejne tygodnie (do świąt) ładnie zmiękły.






Wpisujemy się w Festiwal Pierniczków 2009. Korzenno ciasteczkowe szaleństwo trwać będzie az do Świąt
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...