Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obiad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obiad. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Wiosenna kasza gryczana

Powroty nie idą mi zbyt spektakularnie. W pamięci bloga wiszą jakieś teksty, które zaczęłam a nie skończyłam, na dysku czekają zdjęcia zjedzonych obiadów, śniadań i deserów. Ostatnio jednak działo się tyle, że czasu (a może i chęci) na dzielenie się posiłkami jakoś mi nie starczało.
Ale przyszła wiosna, rozepchała się łokciami, powoli zaczyna przykrywać szarość zielenią. Temperatury coraz wyższe, światła coraz więcej, dzień dłuższy, na straganach zielono, na duszy lżej. Idą zmiany...ale o tym za jakiś czas.



Z kaszami mam tak, że przychodzą do mnie falami, jak wpadnę w kaszowy ciąg, to jem je niemal codziennie i w przeróżnych konfiguracjach. Moje ulubione to palona gryczana, jęczmienna i burgul. Ale nie pogardzę i jaglaną (ale tylko w formie placków albo wytrawnego dodatku do dania) nie mówiąc o mannej w wydaniu śniadaniowym. Ostatnio do mojej szafki trafiła owsiana, ale jeszcze się siebie uczymy.

Kasza z "wkładką" to jeden z moich ulubionych zestawów do pracy. Gotuję kaszy na 3 dni, a potem dorzucam to co lodówka ma. Na wytrawnie, na słodko, z mięsem, po wegetariańsku. Pierwszy raz taką (powiedzmy) sałatkę z kaszą jadłam u mojej wspaniałej Magdy Wu. W jej wydaniu do gryczanej, ugotowanej idealnie na sypko, dodatkami były, czerwona papryka, dużo ziół, ziarno słonecznika i coś jeszcze. A to wszystko w super sosie o nucie imbiru. Do dziś próbuję odtworzyć ten smak a i tak nie smakuje tak jak u niej na kanapie. Cóż, najwyższa pora się wprosić :)

Wiosenne wydanie kaszy jest proste, nowalijki spod folii ;), feta, opłukany serek wiejski (ja wolę ten w wersji light) i jakiś winegret, albo po prostu oliwa z oliwek i sok z cytryny. Robi się banalnie, a to co poniżej prezentuje to właściwie nie jest przepis.



Wiosenna kasza gryczana

Składniki
Pęczek rzodkiewek
Spory ogórek
Gruby szczypior, najlepiej same białe cześci
Pół szklanki ugotowanego zielonego groszku
Kawałek fety
Opakowanie serka wiejskiego granulowanego
Kasza gryczana ugotowana na sypko

Przygotowanie
Ogórek obieramy, albo i nie, czyścimy z nasion (ja tak lubię) i kroimy w kostkę, w podobną kostkę kroimy rzodkiewki, zioła siekamy, serek wiejski opłukujemy na sitku, fetę kruszymy na mniejsze kawałki. Wszystko wrzucamy do miski. Na koniec dodajemy kaszy gryczanej. Ilość? Mniej więcej tyle ile było warzyw i sera. Mieszamy. Doprawiamy ulubionym winegretem albo oliwą z oliwek i sokiem z cytryny. Można odprawić pieprzem, sól już jest z fety.
Odstawiamy na chwilę aby smaki się przegryzły.

Podajemy samo, jako dodatek do miesa z grilla. Ja najbardziej lubię z kefirem.

Smacznego!

wtorek, 21 maja 2013

Wołowina po chińsku ze szparagami

Po tak długiej nieobecności, prosty i szybki przepis. Z ulubionym elementem wiosennego sezonu - szparagami. Jak już kiedyś pisałam to właśnie one sprawiają, że po pracy gnam na bazarek albo rano zaczepiam Pana z warzywniaka (nim biedny zdąży rozpakować samochód).
Nie lubię zbytnio maltretować szparagów -  przygotowane na parze, krótko gotowane to jest to. Dodaje je w śniadaniowej wersji do omletów czy jajecznicy, albo na kolację z jajkiem w koszulce. Ostatnio okazało się, że świetnie pasują do pieczonych ziemniaków, wędzonego na ciepło łososia i delikatnego winegretu - cudna sałatka w sam raz do zabrania do pracy. Rzadko je grilluje czy piekę - mam wrażenie, że takie ich potraktowanie odbiera im świeżość (chociaż zapiekane na pizzy czy zawinięte w boczek, od czasu do czasu, dlaczego nie).

Wołowinę z brokułami na podstawie której dziś przygotowałam wersję szparagową przygotowywałam już wielokrotnie. Robię właściwie na oko, modyfikując często przepis - dodaje papryczki chilli, imbir, orzeszki ziemne czy nerkowce. Podwajam ilość sosu. Wołowinę zamieniam na wieprzowinę, kurczaka albo krewetki. Zdarza się, że zostawiam same warzywa - fasolka szparagowa, szpinak, cukinia itd.
Wersja ze szparagami wydaje mi się bardziej wyrazista - ich gorzkawy smak dobrze sprawuje się przy słono słodkim sosie.

Sos - ograniczając ilość wody z skrobią kukurydzianą - jest super dresingiem do warzyw. Gotuje warzywa na parze, a w tym samym czasie w rondelku podgrzewam składniki sosu (doprawiam wg uznania imbirem, chilli, kroplą octu czy oleju sezamowego) i dodaje do niego pół łyżki skrobi rozpuszczonej w połowie szklanki zimnej wody. Gotuje chwilę, dodaje szczypiorek, uprażony sezam lub orzeszki. Polewam warzywa - NIEBO!



Wołowina po chińsku ze szparagami
Żródło: Monikucha

Składniki:
  • 350g  wołowiny
  • pęczek zielonych szparagów (z odłamanymi końcówkami, umyte)
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 szklanka oleju + 4 łyżki
  • 1/2  szklanka wody
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki cukru
Marynata:
  • 1 łyżka octu ryżowego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka sosu sojowego
  • 1 łyżka wody
  • 1 łyżka  skrobi  kukurydzianej
Sos:
  • 2 łyżki sosu ostrygowego
  • 1 łyżka jasnego sosu sojowego
  • 1 łyżka ciemnego sosu sojowego
  • 1 płaska łyżka skrobi kukurydzianej rozpuszczona w szklance wody (w przepisie u Moniki jest łyżka - dla mnie to za mało)
Przygotowanie: 30 minut, gotowanie: 10 minut

Wołowinę kroimy na podłużne paski (na cienkie paski najlepiej kroi mi się lekko zmrożone mięso). Przygotowujemy marynatę, pamiętając, aby skrobię dodać na samym końcu.  Mięso trzymamy w  marynacie przez 30 minut. 

W tym czasie możemy przygotować sos.  Sos ostrygowy i oba sosy sosjowe mieszamy w jednej szklance, skrobie z wodą w drugiej. Obie szklanki odkładamy na bok.  
Odkrajmy główkę szparagów, pozostałą część kroimy w 2 cm kawałki (mniejsze/większe jak lubimy). Miażdżymy czosnek.

Podgrzewamy wok i dodajemy szklankę oleju. Kiedy olej nabierze temperatury (ok 150°C) dodajemy mięso. Przez pierwsze 30-40 sekund nie ruszamy mięsa, pozwalamy aby kawałki swobodnie pływamy w woku (podobno takie blanszowanie w oleju jest sekretem miękkości i soczystości mięsa). Po tym czasie mieszamy mięso oddzielając  poszczególne kawałki od siebie.  Kiedy tylko wołowina zmieni kolor ( będzie już prawie ugotowana) wyławiamy ją i osuszamy na ręczniku papierowym . Cały proces nie powinnien zająć więcej niż 2 minuty.  Olej odlewamy do słoika i czyścimy wok ręcznikiem papierowym.
Do woka wlewamy 2 łyżki oleju.  Kiedy olej się nagrzeje wrzucamy czosnek i mieszamy intesywnie przez 30-40 sekund. Dodajemy pokrojone na kawałki nóżki szparagów (główki cierpliwie czekają), posypujemy je solą i cukrem i mieszamy dość intesywnie przez 1 minute. Jeżeli trzeba, to zmniejszamy ogien, aby się nic nie przypaliło. Dolewamy 1/2 szklanki wody, przykrywamy i gotujemy przez 3/4 minuty, po tym czasie dodajemy główki szparagów i gotujemy jeszcze 1 minutę. Odcedzamy. Czyścimy wok ręcznikiem papierowym.
Dodajemy 2 łyżeczki oleju i rozgrzewamy. Dodajemy szparagi i wołowinę. Dodajemy wymieszane w szklance sosy i skrobię kukurydzianą z wodą. Wszystko razem intensywnie mieszamy, aż zgęstnieje. Serwujemy z ryżem albo  makaronem.

(Od Moniki - Dla urozmaicenia można dodać cebulę i marchew. Gotujemy je wtedy razem z brokułami. Można też dodać kiełki fasoli mung, które ja dodaje praktycznie do każdego chińskiego dania)

Smacznego!

niedziela, 7 kwietnia 2013

Ulubione chlebki indyjskie i curry z kurczaka.

Wieki temu byliśmy z B w Berlinie (chyba pora na kolejne odwiedziny). Schodziliśmy go wszerz i wzdłuż, praktycznie nie zahaczając o zabytki czy miejsca kultury. Włóczyliśmy się uliczkami Mitte. Kreuzberg, Charlottenburg czy Plenzlauer Berg . Przesiadywaliśmy w parkach i zatrzymywaliśmy się w piwiarniach, kawiarniach, restauracjach i barach szybkiej obsługi. Było lato i było pięknie, a my mieliśmy cudne towarzystwo, złożone z samych psychologów. Mieszkaliśmy w dalekim od centrum Grunewald, w wielkim opustoszałym hostelu. Po drodze z i do kolejki mijaliśmy wiecznie czynną stację benzynową (z niedostępnymi u nas wtedy i tańszymi niż u nas teraz lodami Haagen Dazs i colą waniliową) i czynną całą noc budkę z pizzą. Bar był turecki, pizza zawsze świeża, prosta i pyszna. A my kupowaliśmy ją na późną kolację albo na na śniadanie. Były to też nieśmiałe początki mojego fioła kulinarnego i Berlin (w porównaniu do nudnej wtedy Warszawy) był odkryciem totalnym, taka różnorodność, tyle możliwości.
Kalejdoskop narodowości a co za tym idzie kuchni. Co chwila jakiś bar czy restauracja przykuwały nasz wzrok, wchodziliśmy do środka, zamawialiśmy hummus, pho, kiełbaski z sałatką ziemniaczaną, kebaby, pierogi, a dalej w kawiarni ciasteczko, lody, mrożony jogurt.
Tylko oszczędzaniu na komunikacji miejskiej i przechodzonych dzięki temu kilometrach, nie przyjechaliśmy do domu z dodatkowymi kilogramami.

W trakcie jednego kulinarnego rajdu szliśmy zapomnianą uliczką za wyspą muzeów, a jeszcze przed wejściem w imprezowy klimat Mitte. Po lewej stronie podświetlany szyld zapraszał na indyjską kuchnię...a że byliśmy głodni to weszliśmy.
To było moje pierwsze zetknięcie z (powiedzmy) autentyczną kuchnią indyjską. Wszędzie pachniało ghee, kolendrą, kurkumą i ostrymi przyprawami. W środku było sporo ludzi, jak na tak zapomnianą okolice. To pierwsze doświadczenie z mutton madras i chicken vindaloo musiałam popić, a właściwie zalać, morzem mangowego lassi i przegryźć puszystymi chlebkami smażonymi na głębokim tłuszczu. Smak tych chlebków prześladował nas długi czas. Szukając próbowaliśmy wszystkich, które serwują restauracje, ale nie był to ani naan, ani paratha ani nawet puri. Po dłuższych poszukiwaniach okazało się, że jest to bhatura (spotykana także pod nazwą bhatoora albo batoora). Chlebek pochodzi z północnej części Indii, smażony jest na głębokim tłuszczu a jego pulchność można uzyskać za pomocą drożdży lub proszku do pieczenia. Bhature na drożdżach robiłam jakiś czas temu i jest dokładnie tym co jedliśmy w Berlinie - puszyste ciasto, pachnące ghee na którym się smażyło - w konsystencji i smaku zbliżone do langos'y, ale lżejsze. Dziś postanowiłam spróbować przepis na proszku do pieczenia. Wśród wielu dostępnych wybrałam ten, który wymagał najmniej zachodu :)
Okazały się cudnie delikatne, leciutkie. Tak dobre, że obawiam się ich powtórki jeszcze w tym tygodniu.

Do chlebków przygotowałam curry z kurczaka wg przepisu z książki Bill's Everyday Asian. W oryginalnym przepisie jest to dość łagodny sos, ja jednak na prośbę Bartka wzmocniłam go 1 porządna łyżkę czerwonej pasty curry. Była moc, drobne łzy w oczach (moich) i duży kubek jogurtu po jedzeniu. Dla Bartka było w sam raz :)


Smażony chlebek indyjski - Bhatura
Źródło: -> TU

Składniki*
zrobiłam z połowy porcji, wyszło 8 sztuk.
500 gr mąki pszennej
100 gr semoliny (opcjonalnie, gdy nie mamy zastępujemy zwykłą mąką)
100 gr jogurtu
3/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki oleju - użyłam ghee
Letnia woda
Olej do smażenia.

Przygotowanie

Obie mąki, proszek do pieczenia, sól, cukier przesiewamy do miski. Dodajemy 2 łyżki oleju, jogurt i mieszamy. Zaczynamy dodawać letnią wodę (u mnie około 0,5 szklanki), powoli tak aby uzyskać miękkie, nie lepiące się ciasto.
Zagniecione ciasto zostawiamy w misce, przykrywamy folią i zostawiamy na 2lub 3 godziny w ciepłym miejscu. Jeśli nam się spieszy ciasto będzie gotowe po 45 minutach.
Po tym czasie ciasto staje się miękkie, elastyczne, pozwala się formować i wałkować bez podsypywania mąk.
W głębokim garnku/ patelni rozgrzewamy olej (2 - 3 cm głębokości). Ja wybieram mniejszy garnek, smażę po 1 sztuce.
Ciasto dzielimy na małe porcje i formujemy o kulki (wielkości dużego orzecha włoskiego). Każdą kulkę rozwałkowujemy na placek o grubości 2 mm ( mi wychodziła średnica 10/13 cm). Placek nie powinien być za grupy. Placku wrzucamy na gorący olej,najpierw opadną na dno by po chwili wypłynąć. Po wypłynięciu placuszki polewamy delikatnie tłuszczem - puszą się wtedy i rosną.Po dosłownie kilku sekundach przerzucamy urośnięte chlebki na drugą stronę. Wyjmujemy i wykładamy na wyłożony papierem talerz. Podobnie postępujemy z kolejnymi plackami.

 

Curry z kurczaka z orzechami nerkowca
Źródło: B. Granger, Bill's Everyday Asian

Składniki
20g masła (użyłam ghee)
1 łyżka oleju (pominęłam, ponieważ punkt wyżej)
2 posiekane czerwone cebule
1 łyżeczka soli morskiej
3 drobno posiekane ząbki czosnku
1 łyżka imbiru pokrojonego w drobne słupki
1-2 zielone papryczki chilli drob
2 łyżki curry w proszku
400g puszka pokrojonych pomidorów
1,5 kg kurczaka pokrojonego na kawałki (u mnie piersi i udka bez skórek)
2 łyżeczki cukru
250 ml jogurtu naturalnego
155 gr orzechów nerkowaca (podpieczone i zmielone)
2 łyżeczki sosu rybnego

mój dodatek - duża łyżka czerwonej pasty curry.

Do podania - indyjskie chlebki, ryż i liście kolendry do posypania.

Przygotowanie
Na rozgrzany tłuszcz wrzucamy cebulę, solimy i smażymy na małym ogniu przez około 5-6 minut. Po tym czasie dodajemy imbir, czosnek, papryczki chilli oraz curry w proszku (ja dodałam w tym momencie moją łyżkę pasty curry). Smażymy przez 2 minuty cały czas mieszając. Dodajemy pomidory, kurczaka, cukier i dusimy przez 25 do 30 minut pod przykryciem na małym ogniu. Od czasu do czasu mieszamy.

Po tym czasie dodajemy jogurt, zmielone nerkowce i sos rybny. Gotujemy kolejne 5 minut.

Podajemy z ulubionym dodatkiem i kolendrą.

Smacznego!
 



* W przepisie z linku są magiczne słowa, które w pierwszej chwili bardzo mnie zaniepokoiły. Chwila w internecie i już wszystko jasne :)
Maida - mąka pszenna, zbliżona do naszej zwykłej białej mąki
Rawa (sooji) - semolina
Cured - indyjski jogurt
Dodatkowo uwaga - smażyłam swoje chlebki na oleju roślinnym z dodatkiem jednej czubatej łyżki ghee (dla zapachu i smaku). Dodałam też goi do ciasta w miejscu gdzie jest mowa o oleju. Ja po prostu uwielbiam ten zapach.
Ghee można zrobić samemu w domu, można kupić w sklepach z kuchnią azjatycką, ale dowiedziałam się, od dobrego źródła, że masła klaowane produkcji polskiej też są bardzo ok (nie tylko cenowo) :)

czwartek, 21 czerwca 2012

W roli głównej kalafior!

W najkrótszą noc roku powinno tańczyć się na łąkach, zbierać ostatnie kwiaty bzu i szaleć przy ognisku - może w przyszłym roku. W tym, pierwszy brzask budzi mnie po 3, hotelowy pokój jest cichy i spokojny, a uchylonego okna dochodzi śpiew i trel ptaków. Wstaje, zasłaniam zasłony, przewracam się na drugi bok i staram się zasnąć chociaż na chwilę. Jest jasno i duszno.


 
Wieczór najkrótszego dnia maluje paznokcie na miętowo kibicując jednocześnie Portugalczykom i Czechom. Nie jestem wielkim kibicem, ale emocje wygrywających, smutek przegrywających zawsze mnie poruszają. Ciesze się z tymi pierwszymi i jest mi strasznie szkoda tych drugich. Zawsze (poza momentami gdy gra reprezentacja) nie jestem w stanie oddać serca jednej drużynie. Kończy się mecz gdy to pisze więc trzymam kciuki za przegrywających Czechów.
Myślami jestem już jutro - w domy, z B i Dychą. W głowie planuje niedzielny obiad i kolor paznokci na sobotę. O! Mecz się skończył, tak ładnie cieszą się Portugalczycy, strasznie szkoda Czechów, strasznie się chłopaki smucą, a ja z nimi.

 
Wracając do weekendowego gotowania - a może by tak Alu phul gobhi ki bhadżi. Kawałki warzyw zatopione w cudownych smakach Indii. Sycące, lekkie, rozgrzewające dla mnie idealne ze szklanka słonego lassi a jeszcze lepiej z naszym swojskim kefirem. Przepis Liski, który robiłam już kilkakrotnie. Dwa razy zrobiłam z przepisu prawie puree (dodając za dużo wody i zbyt długo przetrzymując warzywa w garnku) - pierwszy raz przez przypadek, drugi zupełnie świadomie. Chociaż to nie jest to samo danie to jest pyszne - taki indyjski comfort food :)



Alu phul gobhi ki bhadżi

Źródło:White Plate

Składniki
1 kalafior średniej wielkości, umyty i pokrojony na różyczki dł. 4 cm i grubości 2,5 cm
5 łyżek ghee lub oleju roślinnego
2 łyżeczki kminku indyjskiego
1-2 suszone chili, pokruszone
2 łyżeczki mielonej kolendry
1 łyżeczka kurkumy
1/2 łyżeczki asafetidy*
4 ziemniaki średniej wielkości, obrane i pokrojone w kostkę
4 łyżki wody
1,5 łyżeczki soli
250 ml jogurtu
3/4 łyżeczki garam masali
2 dojrzałe, jędrne pomidory, umyte i pokrojone w plasterki
1 cytryna lub limonka

Przygotowanie
Na średnim ogniu w garnku o grubym dnie rozgrzać tłuszcz. Wrzucić kminek i pokruszone chili i smażyć przez 30-45 sekund, aż kminek zbrązowieje.
Dodać przyprawy w proszku, smażyć jeszcze przez kilka sekund, a następnie wrzucić pokrojone w kostkę ziemniaki. Mieszać przez 2-3 minuty, pozwalając im się lekko zbrązowić. Teraz dodać kalafior i mieszając smażyć następne 2-3 minuty. Dolać wodę z solą i przykryć, aby zatrzymać parę. Gotować na średnim ogniu przez 15 minut, od czasu do czasu poruszając garnkiem, aż warzywa będą miękkie, lecz całe.
Na końcu wlać jogurt, wymieszać i gotować kilka minut na małym ogniu, aż sos zgęstnieje. Posypać garam masalą i delikatnie wymieszać. Każdą porcję przystroić plasterkami pomidorow i plasterkami cytryny.

Smacznego!


* asafetida - gdy brakowało mi tej przyprawy zastępowałam ją łyżeczką granulowanego czosnku i granulowanej cebuli. Wiem, że to średnio ortodoksyjnie, ale chociaż w części pozwala odtworzyć ten ciekawy smak.

niedziela, 27 maja 2012

Powiało chłodem!

Ciepłe majowe dni, słońce poranka, południa i zmierzchu. W powietrzu unosi się odurzający zapach - łapię nosem upływ czasu - po bzach, których zapach witał mnie przy wejściu do budynku, przyszedł czas na pachnące przy furtce konwalie. Gdy kończyły się te drugie w powietrzy zaczynał unosić się zapach dzikich róż i czarnego bzu. Teraz delikatnie rozkwita jaśmin, który odurza, gdy wyruszam na wieczorny spacer z psem. W warzywniaku też zmiany - szparagi, teraz jakby mniej popularne zostały wyparte przez botwinkę, rabarbar równa się z truskawkami. Świat na wiosnę jest piękny! a ja łapiąc te krótkie momenty, marzę by kiedyś mieć 12 miesięcy aby w spokoju obserwować jak zmieniają się dni i pory roku.



Powiało chłodem najpierw z lodówki, następnie z małych białych miseczek. Ale wcześniej był spacer w słońcu do warzywniaka, siekanie warzyw też w słońcu (bo kuchnia od wschodniej strony), chwila nad garnkiem a potem już tylko chłodzenie i chłodzenie.
Z chłodnikiem nie do końca było mi po drodze, niby smaczny, ale zawsze coś w tym smaku mi przeszkadzało. Aż do zeszłego roku kiedy to sama przygotowałam chłodnik. Te pierwsze próby pozwoliły mi dostosować ten prosty przepis do mojego smaku:
 - nie lubię dodatku jogurtu do chłodnika
 - mam dwie marki kefiru i jedną maślanki z którą chłodnik wychodzi, reszta nie odpowiada mi w smaku
 - nie ma chłodnika bez dużej ilości szczypiorku, a jeszcze lepiej białych części dymki.
 - ogórków nie obieram ze skórki, pozbawiam pestek i kroję w drobną kostkę a nie ścieram na tarce
 - warzywa mają być pokrojone drobno, ale nie za drobno - gryzienie w chłodniku jest cool ;)


Mój pierwszy chłodnik robiłam z przepisy podanego przez Anię na Strawberries from Poland i nadal się go trzymam, napisany dla początkujących, dający wiele możliwości modyfikacji, pyszny i prosty jak raz, dwa, trzy :)



Chłodnik na ciepłe dni
źródło: Strawberries from Poland

Składniki:
1 pęczek botwinki
¾ l kefiru (albo maślanki)
1 pęczek koperku
1 pęczek rzodkiewki
1 długi ogórek (lub 3 gruntowe)
2 ząbki czosnku
2 jajka ugotowane na twardo
sól i pieprz
pęczek szczypiorku

Przygotowanie:
Botwinę myjemy, oddzielamy buraczki od liści. Buraczki kroimy w małą kostkę i obgotowujemy chwilę w niewielkiej ilości wody, po czym dodajemy do nich pokrojone w małe cząstki łodyżki botwinki, które gotujemy jeszcze chwilę. Na koniec wkładamy liście botwiny i gotujemy jakieś 2 minuty, aż zmiękną. Botwinę odcedzamy, dokładamy na bok i pozwalamy przestygnąć.

Obrane (lub nie) ogórki ścieramy na tarce z grubymi oczkami lub kroimy tak jak rzodkiewkę w drobną kostkę.

W misce/garnku mieszamy kefir z ugotowaną i ostudzoną botwiną, posiekanym koperkiem i szczypiorkiem, zmiażdżonym i drobniutko posiekanym czosnkiem, rzodkiewką i ogórkiem. Solimy i pieprzymy wg uznania. Chłodnik studzimy w lodówce, przed podaniem do każdej porcji wkładamy obrane i przepołowione połówki jajek na twardo.

Smacznego!

sobota, 4 lutego 2012

Mrozy, mrozy mrozy...

Wszyscy mówią, że za zimno, że źle, że niedobrze. A ja czuję się ok, no może te -20,5 stopnia gdy o 6 rano wychodzę z psem to lekka przesada, ale i tak wolę tak niż miałoby być w okolicach zera. Plucha, zachmurzone niebo i przemoczone buty!! o jak ja nienawidzę przemoczonych butów i soli na chodnikach.
A gdy -20 to wystarczą dwa szaliki, czapka (niezbyt twarzowa, ale ciepła), sweter przy którym ledwo co zapina się kurtka puchowa, rękawiczki, skarpety w ciepłych butach i można spacerować. Koleżanka mówi, że jestem "hardkor", bo nie noszę rajstop pod spodnie - nie noszę, więc troszkę marzną mi łydki...no ale to łydki, nic złego się nie dzieje.


W tygodniu w mroźne poranki tylko przemykam z psem, kłamiąc mu, że zimno i musimy wracać. W weekend, gdy świeci słońce ubieram się ciepło i ciągnę psa na spacer - godzina lub dwie wąskimi uliczkami Żoliborza. Przemieszczamy się klucząc z uliczki do uliczki - Suzina, Felińskiego, Or-Ota, Lisa Kuli, Słowackiego, Aleja Wojska Polskiego, Plac Inwalidów, Słoneczny a czasami w drugą stronę. Błądząc docieramy na Sady Żoliborskie, Kępę Potocką albo na Cytadelę. Rzucamy patyczki, śnieżki - pies biega, ja za psem - jest ciepło.

W zeszłym tygodniu taki spacer sprezentowałam rodzicom przed niedzielnym obiadem. Ruszyliśmy klucząc, marznąć i mrużąc oczy bo nikt nie wziął okularów przeciwsłonecznych. Zmarzły nam trochę poliki i może odrobinę ręce, ale spacer wart był każdej niedogodności a najbardziej zadowolona była Dycha (zdjęć ze spaceru brak). Po drodze skoczyliśmy jeszcze po coś na deser.


Na rogu ulic Generała Zajączka i Śmiałej od jakiegoś czasu znajduje się czekoladziarnia Bluszcz. Przyjemne wnętrze, delikatnie nawiązujące wystrojem do 20-lecia międzywojennego, zapach czekolady i kawy. Przepysznie! Weszliśmy tylko na chwilę, ale warto tam usiąść skusić się na coś gorącego do picia i kawałek ciasta.
Wybraliśmy 10 czekoladek na spróbowanie - orzechowe, z chilli, koniakiem, whisky a nawet żubrówką. Imbirowe i pomarańczowe, truskawkowe i ze śliwką. Z całego kompletu najbardziej smakowała mi ze śliwką i z chilli, zaintrygowała imbirowa.


A wracając do obiadu, obiad zrobił się sam. Mama przywiozła cudowną grzybową, mój kurczak w maślance marynował się przez dobę i wymagał tylko wrzucenia do piekarnika. Wkładkę węglowodanową załatwiły kupne frytki, a sałata z rukoli nie wymaga pracy.

Przepis na kurczaka znalazłam na Smitten kitchen (która to zmieniła przepis Niggeli Lawson). Zamarynowany w maślance, przyprawiony dużą ilością czosnku, czarnego pieprzu i papryki był doskonały - soczysty, aromatyczny, bardzo dobrze się upiekł. Skórka delikatnie maźnięta oliwą z oliwek przed pieczeniem była przyjemnie chrupiąca.


Pieczony kurczak, marynowany w maślance.
Źródło: Smitten Kitchen

Składniki
2 szklanki maślanki
5 ząbków czosnku - obranych i posiekanych
1 łyżka stołowa soli
1 łyżka stołowa cukru
1,5 łyżeczki papryki + extra do oprószenia kurczaka przed pieczeniem (użyłam wędzonej średnio ostrej)
dużo świeżo mielonego pieprzu
około 1,5 kg kawałków kurczaka (użyłam nóg)
Oliwa z oliwek do posmarowania kurczaka przed pieczeniem
Sól w płatkach do posypania przed pieczeniem

Przygotowanie
Wymieszać maślankę z czosnkiem, solą, cukrem, papryką i pieprzem. Kurczaka włożyć do dużej miski, zalać mieszanką maślankową i wymieszać aby wszystkie kawałki pokryły się marynatą. Można też wzorem Nigelli umieścić wszystko w torebce do mrożenia, dobrze wymieszać. Kuczaka w maślance wstawiamy do lodówki minimum na 2 godz maksimum na 48 godzin.

Pieczenie - piekarnik rozgrzewamy do 220 stopni.
Przed pieczeniem wyjmujemy kurczaka z marynaty, dokładnie osuszamy i przekładamy do naczynia do pieczenia. Naczynie można wyłożyć folią aluminiową, ale nie trzeba. Każdy kawałek smarujemy oliwą z oliwek, posypujemy papryką w proszku oraz solą w płatkach.
Pieczemy aż skórka będzie złota i chrupiąca - 30-45 minut w zależności od wielkości kurczaka.

Podajemy z czym dusza zapragnie. Dobrze smakuje też na zimno jako lunch następnego dnia.

Smacznego!

sobota, 19 listopada 2011

Zupa z soczewicy z szpinakiem

Pod koniec października opadły wszystkie liście rozpoczynając okres oczekiwania na pierwszy śnieg. Mało tego zaraz po zniknięciu ozdób z dyń i liści w centrach handlowych i na ulicach pojawiły się pierwsze ozdoby świąteczne. Ciekawe kiedy w tym roku zagrają po raz pierwszy "Last Christmas"? Na szczęście poza centrum panuje jeszcze późna jesień, zza oknem czarne ptaki przysypiają na pustych już gałęziach a góry złotych i brązowych liści czekają aż je ktoś wywiezie. Podobno od wtorku zapowiadają śnieg...czyżby zima?


Jeśli listopadowa jesień to w menu musi gościć zupa (albo gulasz, ale dziś nie o tym). Koniecznie gorąca, koniecznie z czymś wyrazistym. Nie ma nic lepszego na umęczone dniem ciało i duszę. Zupa w mig dociera do każdego zakamarka, rozgrzewa i stawia na nogi - rosół, pomidorowa, warzywna, barszcz, niedługo grzybowa. Wszelkie fasolowe i fasolowo podobne. A że zupa to danie proste i mało pracochłonne, nie marnuje się krótkich jesienno-zimowych wieczorów.


Dziś zupa z soczewicy - rozgrzewająca siłą chilli i imbiru, ale lekka bez zbędnych dodatków. Szpinak jest super, nawet się nie spodziewałam :) Poza posiekaniem warzyw i imbiru robi się sama. Czego można chcieć więcej?

Zupa z soczewicy i szpinaku.
Źródło: J. Oliver "Każdy może gotować"

Składniki na 6-8 porcji
2 marchewki pokrojone na plasterki
2 łodygi selera pokrojone na plasterki
2 średnie cebule pokrojone w kostkę
2 ząbki czosnku pokrojone na plasterki
oliwa
kawałek imbiru wielkości kciuka (Jamie radzi pokroić na cienkie plasterki, ja posiekałam w drobną kostkę)
0,5-1 papryczka chilli bez pestek, pokrojona na plasterki (u mnie suszona chilli)
10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół(nie miałam, użyłam domowego soku pomidorowego)
2 drobiowe lub warzywne kostki rosołowe (u mnie ekologiczne)
300g czerwonej soczewicy
200g szpinaku (użyłam mrożonych liści)
sól morska i świeżo mielony pieprz
200g jogurtu do podania

Przygotowanie
Do garnka o grubym dnie wlej 2 łyżki oliwy, wrzuć marchewkę, cebulę, selera, czosnek. Wymieszaj i duś pod uchyloną przykrywką 10 minut aż marchewka zmięknie (ale zachowa kształt) a cebulka uzyska delikatnie złoty kolor. W tym samym czasie rozpuść 2 kostki rosołowe w 1.8 litra wrzącej wody.
Po około 10 minutach dodaj soczewicę, chilli, pomidorki koktajlowe*, imbir - zamieszaj i zalej wszystko "bulionem". Całość dobrze wymieszaj i zagotuj. Zmniejsz ogień i gotuj aż soczewica będzie miękka (około 10-15 minut). Na koniec dodaj szpinak(dodałam rozmrożone liście szpinaku) i gotuj jeszcze 30 sekund.
Podawaj z kleksem jogurtu.

Smacznego!

* używałam domowego soku z pomidorów i dodałam go do zupy dopiero jak ugotowała się soczewica. Zagotowałam i dopiero wtedy dodałam szpinak.

poniedziałek, 12 września 2011

Wakacyjne powroty i galette z serem i warzywami

Najpierw mija tydzień, potem dwa, niepostrzeżenie mija miesiąc (razem z nim nadchodzą wyrzuty sumienia), a jak mija ponad miesiąc to jest już trochę wstyd przed samym sobą. Tak więc, przełamując wstyd i dziękując Agnieszce, Wasabi wraca do publikowania.


Wracamy przepisem znanym w blogowym świecie, Galette z cukinią i serem. Przebój tego lata w moim domu. Galette robiłam dla nas, dla znajomych, na babskie spotkanie przy różowym winie, na przywitanie Babci Pana B. Właściwie robiłam je co tydzień przez ponad miesiąc.
Wersja z cukinią jest wspaniale odświeżająca, słoneczna i leciutka (pomimo, że w cieście tyle masła), wersja z bakłażanem jest ostrzejsza, bardziej wyrazista, daje kopa :)

Rodzina się podzieliła, część wybiera cukinię i inaczej nie widzi, część zapałała miłością do bakłażana i pomidora. Ja jestem rozdarta - zazwyczaj wolę dania z bakłażanem, ale w tym wypadku nie potrafię się zdecydować. A jak nie potrafię się zdecydować, to robię dwie wersje jednocześnie. Podkład serowy 1 porcja i połowa porcja warzyw :)


Galette z cukinią i serem
Za White Plate i Smitten Kitchen

Ciasto:
1 1/4 szklanki mąki, schłodzonej w lodówce przez 30 minut (u mnie krupczatka. M)
1/4 łyżeczki soli
8 łyżek (ok. 120 g) zimnego masła, pokrojonego w kostkę i schłodzonego
1/4 szklanki kwaśnej śmietany
2 łyżeczki soku z cytryny
1/4 szkl. lodowatej wody

Nadzienie I:
1 duża lub 2 małe cukinie, pokrojone w plasterki ok. 0.5 cm grubości
1 łyżka plus 1 łyżeczka oliwy z oliwek
1 średni ząbek czosnku, drobno pokrojony (ok. 1 łyżeczki)
1/2 szklanki sera ricotta (z powodzeniem używam polskiego serka typu włoskiego, np taki -> klik. M)
1/2 szkl. tartego sera Parmezan
1/4 szkl. tartego sera mozzarella
1 łyżka liści bazylii

Nadzienie II
P. S. "Podkład serowy" może być ten sam co w wersji wyżej, będzie przepysznie.

1 mały bakłażan pokrojony na plasterki ok. 0.5 cm grubości*
2 małe pomidory pokrojone na plasterki
1/2 szklanki sera feta, ser szopski lub bałkański (nie próbowałam z serkiem typu feta. M)
1/4 szklanki sera mozzarella
1/2 szklanki serka typu włoskiego
1 łyżeczka oregano.
1 łyżka plus 1 łyżeczka oliwy z oliwek
1 średni ząbek czosnku, drobno pokrojony (ok. 1 łyżeczki)

Do posmarowania:
1 żółtko ubite z 1 łyżeczką wody

Przygotowanie:

Ciasto: W dużej misce połączyć mąkę z solą. Dodać kawałeczki masła i blenderem (lub ręcznie) zagnieść do czasu, aż utworzą się grudki. W małej miseczce ubić śmietanę, sok i wodę i dodać do miski z grudkami masła i mąki.
Palcami lub drewnianą łyżką wmieszać mokre składniki i zagnieść ciasto - nie należy go zagniatać zbyt długo. Przykryć folią spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 h.

Nadzienie I:
Plastry cukini ułożyć na papierowym ręczniku. Posypać 1/2 łyżeczki soli i odstawić na 30 minut.
Drugim kawałkiem papierowego ręcznika delikatnie zebrać z cukini nadmiar wody.
W małej misce ubić oliwę i czosnek. Odstawić.
W kolejnej misce połączyć ricottę, sery i łyżeczkę oliwy z czosnkiem. Doprawić solą i pieprzem.

Nadzienie II:
Postępować tak samo jak przy przepisie na nadzienie I. Bakłażany posolić, pozostawić na 3o minut, po tym czasie delikatnie je odcisnąć. Pokroić pomidora na plasterki.
W małej misce ubić oliwę i czosnek. Odstawić.
W miseczce wymieszać sery i dodać łyżeczkę oliwy z czosnkiem. Doprawić solą i pieprzem.

Przygotowanie galette: Piekarnik nagrzać do 200 st C. Na blacie obsypanym mąką, rozwałkować ciasto na okrąg 30 cm.
Przełożyć na papier do pieczenia, na środku, zostawiając 5 cm brzeg posmarować serami, następnie ułożyć plastry cukini, zaczynając od zewnętrznej krawędzi. W przypadku bakłażana układać tak samo, co któryś wkładać plaster pomidora.
Polać pozostałą oliwą z czosnkiem. Zawinąć krawędź do środka i posmarować żółtkiem z wodą.

Piec ok. 30-40 minut, do czasu aż brzegi będą złociste.
Wyjąc z piekarnika, posypać listkami bazylii/oregano i odstawić na 5 minut.
Przełożyć na talerz, pokroić i podawać gorące, ciepłe lub w temperaturze pokojowej.

Smacznego!

* Ostatnio odkryłam cudowny warzywniak obok domu i w tymże warzywniaku sprzedają takie o to maleńkie bakłażany. Użyłam dwóch takich małych :)


P.S. W kolejce czeka ciasto jagodowe :)

czwartek, 14 lipca 2011

B&B czyli Bób i Bruschetta

Bób smakuje mi najbardziej w jego najmniej wytwornej formie - dopiero co ugotowany (może ciut przegotowany), podawany na sitku, z miseczką na łupinki obok. I ten bób w tym sitku, czy też durszlaku leży po środku stołu albo piknikowego koca. Ręka za ręką, ziarnko za ziarnkiem...jemy i mówimy. W moim idealnym świecie zaraz obok mam pod ręką mrożoną herbatę z miętą. Aby zjeść taką miskę bobu potrzebni są ludzie w dużej ilości i duuuużo czasu :) A gdy czasu mamy mniej a i ilość ludzi skromniejsza niż pluton wojska. W takiej sytuacji proponuję pastę z bobu. Szybką (jakżeby inaczej), pyszną, ostro-fasolowo-gorzkawą. Przy całej swojej "fasolowatości" niesamowicie świeżą, no i ten kolor!


A taką pastę zjemy na na śniadanie (np. sobotnie), na lunch, albo na wczesną kolację. U mnie wystąpiła w roli wczesnego sobotniego lunchu (obiadu?!). Pasta z bobu i pyszne pieczywo, które ostatnio mogę kupić koło domu. Nic więcej nie potrzeba .No dobrze, z tym nic to przesadziłam. Potrzeba chwilki by ugotować bób, potrzeba minutki by go zmiażdżyć i dodać składniki, moment aby opiec chleb. No i trzeba mieć towarzystwo z którym można zjeść taki posiłek...


Pikantna pasta z bobu
365 good reasons to sit down to eat, Stephane Reynaud's

Składniki na 6 porcji:
1 kg bobu
15o ml oliwy z oliwek
parę kropli Tabasco
1 szalotka (użyłam młodej cebulki)
6 "liści/gałązek" szczypiorku
fleur de sel (użyłam soli Maldon)
kromki bagietki lub dobrego chleba do podania

Przygotowanie:
Ugotowany* bób należy obrać a następnie rozgnieć razem z oliwą, Tabasco, cebulką i szczypiorkiem (ja rozgniotłam niezbyt dokładnie). Mieszamy i doprawiamy solą. Podajemy z tostami, opiekanym chlebem ale można i z tacos. Jakkolwiek by nie było, będzie pyszne!

Smacznego!


* jeśli chodzi o gotowanie to S. Reynaud's pisze aby najpierw wyłuskać swój bób, a następnie gotować go 1 minutę, przelać zimną woda i obierać. Ja nie miałam aż tak młodego i świeżego bobu. Gotowałam bób 15 minut aż był miękki ale nie "maziowaty" i miał nadal piękny zielony kolor.

P.S. A oto mój kuchenny pomocnik.

czwartek, 2 czerwca 2011

Imbirowa zupa z młodej marchewki :)

Planowanie posiłków o tej porze roku zdecydowanie mi się nie udaje. Schodzę do sklepu z myślą o tym co na obiad. Na liście zakupów poza tym co się skończyło w lodówce jest jeszcze ricotta, feta i młody szpinak. Wszystko do zdobycia w Warzywniaku....a tam okazuje się, że zamiast szpinaku kuszą pęczki młodej marchewki, pomarańczowe, wesołe i gotowe do zjedzenia. Kusiły też młode buraczki i truskawki...ale o nich kiedy indziej :)


Widok marchewek (w jaskrawym pomarańczowym kolorze...śliczne) przypomniał mi zupę imbirową z młodych marchewek Liski. Dobrałam więc do tego młode ziemniaczki, młodą cebulkę i już z innej planety imbir i kolendrę. Obładowana i szczęśliwa wkroczyłam do kuchni.

Trochę mycia, trochę siekania, chwila gotowania i jest. Cudownie pomarańczowa, obłędnie smaczna i dziecinnie prosta - zupa z młodej marchewki :)
Swojej zupie nadaliśmy indyjskiego charakteru - już w miseczkach dodawaliśmy kolendrę, jogurt i odrobinę soku z limonki. Po zjedzeniu dokładki doszliśmy do wniosku, że następnym razem dodamy świeżej papryczki chili - chrupkość, świeżość i odrobina szczypania na języku :)


Imbirowa zupa z młodej marchewki
przepis za White Plate

Składniki:
Pęczek młodej marchewki
3 średniej wielkości młode ziemniaki
2 dymki (tylko bulwy), posiekane
1 cm kawałek świeżego imbiru, obrany
2 duże łyżki masła (u mnie ghee)
2 litry wywaru warzywnego (lub wody i ekologiczna kostka rosołowa)
4-5 łyżek ryżu (chętnie używam ryżu jaśminowego)
sól i pieprz do smaku

Do podania: kwasna smietana i koperek. W naszej wersji jogurt grecki, kolendra, kropla soku z limonki i w przyszłości świeże chili.

Przygotowanie:
Masło roztopić w rondelku. Dodać cebulę, poddusić 2 minuty, następnie pokrojone w kostkę marchew i ziemniaki. Dusić na małym ogniu ciągle mieszając, żeby warzywa się nie przypaliły. Dodać imbir, ryż - po ok. 2 minutach wlać wywar.
Garnek przykryć, zmniejszyć ogień do minimum i gotować 30-40 minut aż warzywa będą zupełnie miękkie a ryż ugotowany.
Zupę przetrzeć przez sito lub zmiksować. W razie potrzeby uzupełnić wodą, doprawić solą i pieprzem.
Podawać z wybranymi przez siebie dodatkami.

Smacznego!

wtorek, 12 kwietnia 2011

Zupa meksykańska...kolejna na rozrzewkę.

Mam nadzieje, że to już ostatnia taka zupa w tym sezonie - rozgrzewająca i sycąca. Mam nadzieje, że za dzień lub dwa będzie można zacząć myśleć o lekkiej zupie jarzynowej czy szczawiowej.
Tymczasem po męczącym dniu, po całym dniu na nogach i mówieniu do ludzi. Po walczeniu z wiatrem i przeszywającym zimnem. Bardziej niż wiosennej, świeżej i lekkiej kolacji potrzeba mi gorącej, gęstej i treściwiej zupy. Prezentuję więc danie pomiędzy zupą a gulaszem, które robi za cały obiad i stawia na nogi najbardziej zmęczonych. Mięsne, pikantne, z dodatkiem fasoli, kukurydzy a w mojej wersji soczewicy (uzależnienie, nie mam co na to poradzić). Podawane z podpiekaną kukurydzianą tortillą, kwaśną śmietaną, posypane natką z pietruszki, oregano albo kolendrą.


Tak jak i Komorka uważam nazywanie tej zupy meksykańską za pewne zapewne nadużycie, ale kto by się tym przejmował.

Oby do wiosny i minimum + 15 stopni!

Zupa meksykańska
źródło: blog Every Cake You Bake

Składniki:
1/2 kg mięsa mielonego (u mnie chude mięso wołowe),
2 duże cebule,
puszka fasoli czerwonej,
puszka kukurydzy,
soja lub kiełki sojowe lub fasolowe (pominęłam)
szklanka soczewicy (u mnie mieszanka zielonej i czarnej)
3 ząbki czosnku,
ok. 80 g koncentratu pomidorowego (mały słoiczek),
pół posiekanej papryczki chili *,
1 litr bulionu,
2 łyżki majeranku,
sól, pieprz do smaku

Przygotowanie
Cebulę i czosnek zeszklić na oliwie, dodać mięso mielone i smażyć mieszając. Dodać koncentrat pomidorowy, wymieszać i chwilę smażyć, po czym wlać bulion. Dodać szklankę soczewicy. Gotować do chili aż mięso i soczewica będą miękkie. Dodać fasolę, kukurydzę** soję lub kiełki oraz papryczkę chili, wymieszać i gotować razem ok. 15 minut. Dodać majeranek i doprawić do smaku solą i pieprzem. Podawać na gorąco z bagietką i/lub kukurydzianymi tortillami.

Smacznego!


* ostrą paprykę można pominąć - wtedy uzyskacie łagodną wersję zupy meksykańskiej
** Ponieważ nie wszyscy goście lubią kukurydzę nie dodałam jej bezpośrednio do zupy. Podawałam ją w osobnej miseczce i każdy mógł dodawać ją wg uznania.

niedziela, 27 marca 2011

Zupa na zimny początek wiosny

Zupę z soczewicy pierwszy raz jadłam u mojej Cioci I, jeśli mnie pamięć nie myli był to noworoczny, poimprezowy obiad :) Zmęczone i wybawione twarze, krótka noc, dłuuugi, może lekko bolesny poranek. Zupa była gęsta, gorąca, wsyrazista i niesamowicie sycąca. Na przemęczony i niewyspany organizm idealna. Powiem szczerze, że nie pamiętam co było poza zupą...bo zupa była wspaniała.


Teraz robię ją często, nie tylko wtedy gdy czeka mnie poimprezowy obiad, ale także wtedy gdy wracam z wczesnowiosennego (zimowego, jesiennego) lodowatego spaceru albo po długim dniu w pracy (bo zupa robi się szybko i bezproblemowo). Dodatkowym jej atutem jest to, że można ją zrobić z tego co jest w danej chwili w spiżarni zamieniając to to tamto.


Fakes - zupa z soczewicy
źródło: Agnieszka Kręglicka dla ugotuj.to

Składniki
250 g zielonej soczewicy (u mnie mieszanka brązowej, zielonej i czarnej*)
250 g dojrzałych pomidorów lub puszka pomidorów bez skórki
1/2 szklanki oliwy
2 marchewki pokrojone w kostkę**
2 cebule pokrojone w kostkę
2 utarte ząbki czosnku
łyżka koncentratu pomidorowego
listek laurowy
sól pieprz oregano
2 łyżki czerwonego octu winnego

Przygotowanie:
Na rozgrzanej oliwie w garnku chwilę przesmażyć pokrojoną w kostkę cebulę i utarty czosnek. Dodać marchew, listek laurowy i opłukaną soczewicę. Zalać zimną wodą (ok.1 l) i gotować pół godziny, aż zmięknie. Dodać posiekane pomidory bez skórki, koncentrat, sól, pieprz i oregano, gotować dalsze 15 minut.
Przed podaniem doprawić zupę z soczewicy octem. Na stole dodatkowo postawić ocet, oliwę i kilka czarnych oliwek. ***

Smacznego!


* lubię mieszankę soczewic, dzięki temu, że każda z nich jest inna po ugotowaniu zupa ma fajną fakturę.
** Sprawdźcie też soczewicę na ostro z pomidorami. Bardzo podobny przepis, który inspiruje do zabawy smakami :) Ja często mieszam te dwa przepisy...
*** a ja lubię dodać jeszcze gęstą kwaśną śmietanę. A do odgrzewanej, gdy zgęstnieje i stanie się prawie gulaszem odrobinę mozzarelli albo innego sera.

środa, 9 marca 2011

Makaron z sosem - klasycznie :D

Drogie Domowe Jedzenie!
Myślę o Tobie w moim hotelowym pokoju. Zimno za oknem odstraszyło mnie od poszukiwania konkurencji dla Ciebie na mieście. Jem co mają w hotelu, a musisz wiedzieć, że nie jest to dla Ciebie konkurencja. Kochane Domowe Jedzenie, tęsknie teraz za Tobą, za Twoja ogrzewającą naturą, za miksem smaków, które mogą powstać tylko wtedy gdy do produktów podchodzi się z uwagą i szacunkiem. Tęsknie za Twoją każdą odsłoną - słodką, pikantną, delikatną i wyrazistą. Za Domowym ciastem, zupą, kanapką, sałatką, ale najbardziej tęsknie za obiadem. Ciepłym, sycącym i przepysznym. Za takim jak to ragù alla bolognese. Oh! gotowanym długo, aż smaki wymieszają się, połączą i stworzą inną jakość - mięsno-pomidorowo-warzywną. Jesteś takie Pyszne!
Do jutra, pamiętaj - jesteśmy umówieni na kolację :)

M



A tak na poważnie, sos jest pyszny, wyjadałam go z garnka jeszcze przed podaniem - pachnące, sycące (powtarzam się?)...o rany, jaka ja jestem głodna :)
Aha, to jest też proste, nie da się zepsuć, coś pomylić. Tak sobie myślę, że nawet jeśli się o czymś zapomni, zmieni zioła to będzie jakby robiła to prawdziwa włoska mamma, która na bolognese ma swój własny niepowtarzalny sposób.


Spaghetti bolognese
za przepisem z Kuchni nad Atlantykiem

Składniki:
1 łyżka oliwy
5 plastrów chudego bekonu pokrojonych w kostkę
1 łyżka świeżego lub 1 łyżeczka suszonego rozmarynu
1 duża cebula drobno posiekana
3 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
600g mielonego mięsa wołowego
2 marchewki drobno utarte
1 gałązka selera naciowego drobno posiekana
4 suszone pomidory w oleju pokrojone w drobna kostkę
1/2 szkl czerwonego wina
400g puszka pomidorów
200ml przecieru pomidorowego
1/2 szkl bulionu drobiowego
1 łyżeczka oregano
świeżo starty parmezan

Przygotowanie:
Na dużej patelni podsmażamy na oliwie bekon. Następnie dodajemy rozmaryn, cebule i czosnek i nadal smażymy. Wrzucamy na patelnie mięso i mieszając oraz rozdrabniając na małe kawałki podsmażamy. Dodajemy utarte warzywa i suszone pomidory jeszcze chwile podgrzewamy, a następnie wlewamy wino. Gdy prawie wyparuje dodajemy puszkę rozdrobnionych pomidorów, przecier pomidorowy, bulion i oregano. Przykrywamy pokrywką i na malutkim ogniu dusimy jeszcze 20-30min. Podajemy ze spaghetti ugotowanym al dente, posypane parmezanem.

Smacznego!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Fajitas czyli szybkie danie.

Wracam do domu, myję ręce, przebieram się z wersji "pracowej" na wersję domową, mijają minuty a z kuchni słychać stukot noża o deskę, radio, rozmowę Pana B z psem. Mijają minuty a w kuchni odbywa się mieszanie i smażenie. Patelnia na kuchence aż dymi, pachnie wędzoną papryką i kminem rzymskim.
Pan B gotuje. Mija ciut więcej czasu niż obiecane w książce 19 minut, ale na tyle niewiele, że jem prawie od razu po wejściu do domu.


Nowa książka na półce - Jamie Oliver "Każdy może gotować", którą Pan B dostał na gwiazdkę, pełna jest prostych, szybkich, podstawowych przepisów, takich trochę "zazwyczaj zamawiam to z dostawą do domu". Niby nic odkrywczego, żadnych wykwintnych dań, skomplikowanej listy produktów. To kuchnia domowa, dla tych, którzy nie są mistrzami noża i patelni, są zabiegani i nie zawsze im się chce gotować. Zamysł Jamiego jest taki, by zamiast zamawiać pizze czy kebaba ugotować domowy obiad - szybko i przy minimum wysiłku.
Na początku książki znajduje się mini przewodnik po kuchni i gotowaniu, jest wypisana lista produktów, które powinno mieć się w spiżarni "na wszelki wypadek", po przejrzeniu, pozaznaczaniu okazało się, że żelazna lista Jamiego pokrywa się w większości z moją listą.


Fajitas z kurczaka
Jamie Oliver "Każdy może gotować"
2 porcje

Składniki
1 czerwona papryka
1 zielona papryka /to już nasz dodatek/
1 średnia cebula
2 filety z kurczaka
1 łyżeczka mielonej papryki /u nas średnio ostra wędzona/
szczypta mielonego kminu /u nas 1/2 łyżeczki/
2 limetki
oliwa
sól morska i świeżo mielony pieprz
Dodatki
guacamole /my nie mieliśmy/
100 g sera cheddar
15o ml kwaśniej śmietany lub jogurtu naturalnego
salsa wg. przepisu Jamiego /nie robiliśmy, więc przepis dodamy kiedy indziej/
4 tortille

Przygotowanie
Rozgrzewam patelnię grillową (można też zwykłą dużą patelnię, albo wok).
Paprykę kroimy na pół, oczyszczamy z pestek, myjemy i kroimy na cienkie paski. Cebulę kroimy na cienkie plasterki/piórka. Kurczaka kroimy wzdłuż na cienkie paski, mniej więcej takie jak papryka. Paprykę, cebulę i kurczaka wrzucamy do miski, dodajemy kmin, paprykę w proszku, skrapiamy sokiem z połowy limety, oliwą, dodajemy sól i pieprz - starannie mieszamy, tak by warzywa i kurczak pokryły się przyprawami. Odkładamy na 5 minut.

Szczypcami wkładamy wszystkie kawałki na rozgrzaną patelnie. Przewracając i mieszając grillujemy około 6-8 minut, aż mięso nabierze złocistego koloru i będzie gotowe. Patelnia jest bardzo gorąca, należy więc cały czas przewracać składniki, mają się delikatnie gillować.

Gotową fajitas stawiamy na stół na patelni na której była przygotowywana, przed samym podaniem skrapiamy sokiem z drugiej limety.
Podajemy z podgrzanymi w mikrofali albo na suchej patelni tortillami oraz dodatkami.

Smacznego!

poniedziałek, 1 listopada 2010

Chcesz gryza? Mam kanapkę :]

Czas biegnie nieubłaganie, dni mijają niezauważenie, za nimi tygodnie i właśnie patrzę na kalendarz z przerażeniem....już listopad, a ostatni wpis kulinarny był 3 tygodnie temu?!?!?!
W biegu, pośpiechu, wstając z kurami, wracając późnymi popołudniami, w kuchni bywam przelotem. Dopadam domu po 20tej. Nie narzekam, wręcz czuję, że żyje :)

Jemy szybie dania, nadrabiamy w weekendy i gotujemy nasze sprawdzone domowe przepisy. W weekendy cieszymy się też sobą, jesienią i najbliższymi. Nie ma więc czasu na wpisy, chociaż czas jest na gotowanie.


Dziś będzie o kanapce, szybkiej, prostej a przepysznej. Pierwszy raz taką kanapkę jadłam wieki /serio to pewnie mija jakieś 10 lat/ temu w jakiejś knajpce w na Chmielnej albo Żurawiej w Warszawie, pierwszy raz ktoś podał mi chleb a w środku grillowane warzywa. To było niesamowite, pamiętam dokładnie dresing - miodowo-musztardowy! Pyszne! Do tego tylko lekko przyprawiony kurczak, i warzywa o dymnym smaku i lekko przypalonej skórce.
Tym razem chleb chociaż nie domowy był pyszny, niedawno otworzyła się koło naszego domu przepyszna piekarnia, nie najtańsza, ale cóż dobry chleb /w tym wypadku bagietka/ to podstawa tego dania :)


Kanapka z grillowanym kurczakiem, warzywami i dresingiem miodowo-musztardowym

Składniki:
1 bagietka
Grillowane warzywa / u mnie pół papryki czerwonej i połówka żółtej, parę plastrów grillowanego bakłażana/
Grillowana pierś z kurczaka

na dressing* (posłuży do polania kanapek i sałaty)
2 łyżki stołowe musztardy
1 łyżka stołowa płynnego miodu
2 łyżki stołowe soku z cytryny
1/2 łyżeczki soli
100 ml oleju z pestek winogron/oliwy z oliwek

Dodatki:
sałata/rukola - u mnie mix
1 mała cebulka pokrojona na cieniutkie krążki

Przygotowanie:

Przygotowujemy dressing mieszając wszystkie składniki aż do uzyskania emulsji. W dużej misce mieszam grillowane warzywa razem z piersią kurczaka. Polewam je 1/2 dressingu - delikatnie mieszam.

Na patelni grillowej/ w tosterze podpiekam bagietkę przekrojoną na pół. "Stostowana" bagietkę skrapiam oliwą z oliwek /albo smaruję masłem/smaruję dressingiem**, układam sałatę i piórka cebuli, na to układam warzywa i pierś z kurczaka, skrapiam jeszcze odrobiną sosu.. Przykrywam drugą połówką pieczywa. I gotowe.

Kładę na talerzy, obok podaję sałatę z piórkami cebuli, polewam pozostałym dressingiem i podaję. Z kieliszkiem wina to naprawdę fajny lunch albo kolacja.

Tak naprawdę dowolność składników, ich ilość, rodzaj sosu...to nie ważne, ważne jest jak się lubi.

Smacznego!

* ja mój sos robię na oko i na smak, bazuję jednak na proporcjach znalezionych "gdzieś-kiedyś" w internecie.
** pełna dowolność, często wynikająca z zamyślenia.

P. S.
W imieniu swoim i Bartka dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w badaniu! To na prawdę dla nas dużo znaczy! Do tych co nie brali jeszcze udziału - zapraszam do badania! Wystarczy kliknąć na obrazek, a aby dowiedzieć się więcej zapraszam do poprzedniego posta -> TU

niedziela, 26 września 2010

Sobota na mieście, niedziela w domu...

Co to za wspaniały weekend :) Słoneczny, prawdziwie letnio wrześniowy. Chodzę po Warszawie, wyglądam za okno i zachwycam się niesamowicie. Jest pięknie!
A jeszcze sobota, którą spędziłam z Moniką a następnie z Panem B i znajomymi. Szwendanie się po Warszawie, popijając kawę, jedząc ciasteczka, odwiedzając miejsca znane i nieznane. Zdarzyło mi się zasiedzieć i nie patrzeć na zegarek, zignorować upływający czas i cieszyć się chwilą. W sobotę wyszłam o 14:00 wróciłam koło 2 w nocy - czyż życie nie jest fajne.


W niedziele po spacerze i szybkich zakupach (ciesząc się sobotą wyrzuciłam je z listy "do zrobienia") ciesze się słonecznym domem. Do dużego pokoju wpadają wesoło promienie słońca, okna pootwierane więc otaczają mnie dźwięki miasta. W kuchni gra radio a ja mieszam, kroję i nagradzam siebie za ciężki i wspaniały miniony tydzień.

Dzisiaj będzie o pysznym i niefotogenicznym daniu. Zapiekanka bakłażanowa a'la mussaka to jedno z moich ulubionych dań, które robię dość regularnie, ale nie za często by się nie znudziło.
Zapiekankę z bakłażanem jadłam dawno, dawno temu na wieczorze panieńskim znajomej. Poprosiłam o przepis, który nawet dostałam, potem zgubiłam kartkę, a potem postanowiłam ze smaku i pamięci odtworzyć. Tak też powstała zapiekanka bakłażanowa, która swój rodowód ma w greckiej mussace. Jest jednak od niej lżejsza /bez beszamelu, za którym nie przepadam/ i szybsza w przygotowaniu /mniej garnków, nie obsmażamy bakłażana tylko grillujemy/.
Bakłażan, pomidory i mięso to jedno z moich ulubionych połączeń, a w tej zapiekance komponują się bezbłędnie :)


Zapiekanka bakłażanowa a'la mussaka*

Składniki:

2 niewielkie bakłażany pokrojone w cienkie (ok 0,5 cm) plastry**.
2 cebule pokrojone w kosteczkę
4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę albo roztarte
400 g krojonych pomidorów z puszki
łyżka koncentratu pomidorowego
400 g mielonej wołowiny
oliwa z oliwek
pieprz
sól
oregano
wędzona papryka (czasami słodka, czasami ostra)
cynamon
gałka muszkatołowa (szczypta)
ser żółty (starty mazdamera lub cheddara albo jaki lubicie. Mozzarella wydaje mi się do tego dania zbyt łagodna
2 roztrzepane żółtka
2 małe pojemniki jogurtu naturalnego (u mnie grecki )

Przygotowanie:

Zaczynamy od bakłażanów. Każdy plaster bakłażana smarujemy delikatnie z obu stron oliwą z oliwek (najlepiej pędzelkiem). Grilluję w piekarniku, albo na patelni grillowej.

Przygotowanie w piekarniku - plastry bakłażan układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze, wkładamy do rozgrzanego do 15o piekarnika (opcja grill). Zostawiamy aż plastry się zarumienią i trochę "zwiędną" /nie wiem jak to lepiej nazwać/. U mnie z dwóch bakłażanów wyszły dwie blachy - piekłam je oddzielnie.
Instrukcji do patelni grillowej - układamy bakłażany i grillujemy aż pojawią się brązowe paski z obu stron ;)

Grillowane bakłażany odstawiamy na bok. Zaczynamy przygotowywać mięsny sos.

Rozgrzewamy na patelni /duża i głęboka/ oliwę z oliwek i wrzucamy na nią cebulę i czosnek - podsmażamy aż cebula się zarumieni. Wrzucamy mięso smażymy cały czas mieszając i rozdzielając je jednocześnie widelcem, żeby nie tworzyły się grudki. Po chwili dodajemy pomidory i koncentrat. Mieszamy i doprawiamy (oregano, papryka, szczypta cynamonu, pieprz i sól). Farsz dusi się pod przykryciem jakieś 15-20 minut.
Odstawiamy aby sos odrobinę przestygł.

Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni.

Naczynie żaroodporne smarujemy oliwą z oliwek. Na samym dnie układamy bakłażany (blisko siebie), na to cienką warstwę mięsa i żółtego sera, na to bakłażan, znowu mięso i ser żółty itd. Ostatnią warstwę stanowi bakłażan.

Naczynie przykrywamy przykrywką albo folią aluminiową pieczemy pieczemy 30 minut***. Po tym czasie przygotowujemy jogurt zmieszany z żółtkami doprawiony szczyptą gałki muszkatołwej. Polewamy potrawę, posypujemy odrobiną sera, nie przykrywamy. Dopiekamy 15 minut.

Wyjmujemy z piekarnika i podajemy na stół. Zapiekanka smakuje równie dobrze a może i lepiej następnego dnia gdy podgrzejemy ją w piekarniku.

Smacznego!


* Jakiś czas temu znalazłam przepis który jest jej pierwowzorem mojej zapiekanki- Musaka Marty Gessler na ugotuj.to.

** Bakłażany bywają gorzkawe. Jeśli tak jest należy pokroić je na plastry, oprószyć solą i odstawić na jakieś 30 minut aby puściły wodę. Po tym czasie bakłażany płuczemy i osuszamy papierowym ręcznikiem. gorzkawe, a wtedy trzeba ułożyć je w durszlaku, posolić i odstawić, żeby obciekły z gorzkiego soku. Po pół godzinie opłucz je pod bieżącą zimną wodą i osusz na papierowym ręczniku. Takie przygotowanie bakłażana skraca grillowanie.

*** Czas pieczenia uzależniony jest w dużej mierze od tego jak cienkie były plastry bakłażana i jak mocno się grillowały. A także od tego w jaki dużym naczyniu zapiekamy. Czasami używam dwóch mniejszych naczyń, wtedy piekę - 20 min pod przykryciem i 10 min bez.



sobota, 25 września 2010

Jednogarnkowe danie Jamie'go

Mamy jesień. Na pierwszy plan wysuwają się kabaczki, dynie, patisony ... Jesień to dla mnie także sezon ziemniaczany. Mimo, że ziemniak jest u nas dostępny przez dwanaście miesięcy w roku, w mojej kuchni króluje głównie od września do listopada. Jesień to warzywa podawane na ciepło ...

Jednogarnkowe danie Jamie'go jest dla mnie wizytówką jesiennego menu. Kolorowe warzywa, aromatyczny sos na winie, rozpływające się mięso. Wszystko w jednym garnku doprawione świeżymi ziołami. Jamie proponuje to danie wszystkim zabieganym, niekoniecznie wykwalifikowanym kucharzom. Potwierdzam, gulasz jest bardzo łatwy w przygotowaniu ... mięso i warzywa kroimy w grubą kostkę, wrzucamy do garnka, przyprawiamy i wsadzamy do piekarnika na 6 godzin! Uwaga! Długi czas pieczenia może odstraszać, ale uwierzcie mi na słowo - naprawdę warto. Polecam!

Przepis inspirowany "Gulaszem wołowym - ulubioną potrawą Jools" z książki "Jamie Oliver Moje Obiady."


Składniki (dla 4 osób):

oliwa
1 grudka masła
1 cebula obrana i posiekana
garść świeżych listków szałwii
800g mięsa wołowego na gulasz
sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz
mąka do obtoczenia mięsa
2 pietruszki obrane i pokrojone w grubą kostkę
4 marchewki obrane i pokrojone w grubą kostkę
1 patison pokrojony w grubą kostkę
300g małych ziemniaków obranych i pokrojonych w grubą kostkę
3 słodkie ziemniaki obrane i pokrojone w grubą kostkę
2 łyżki przecieru pomidorowego
1/2 butelki czerwonego wina
280ml bulionu wołowego
skórka z 1 cytryny otarta na tarce
garść listków rozmarynu
1 ząbek czosnku obrany i drobno posiekany


Przygotowanie:

Piekarnik nastawiamy na 140stopni.
Do garnka* wlewamy oliwę i dorzucamy masło. Dorzucamy cebulę i szałwię i podsmażamy przez 4minuty.
Mięso pokrojone w grubą kostkę obtaczamy w mące wymieszanej z solą i świeżo zmielonym pieprzem. Dorzucamy do garnka razem ze wszystkimi warzywami, przecierem pomidorowym, winem i bulionem. Delikatnie wszystko mieszamy, doprawiamy solą i pieprzem i doprowadzamy do zagotowania się.
Garnek przykrywamy przykrywką i wstawiamy do piekarnika na 6 godzin**. Co jakiś czas zaglądamy pod przykrywkę i mieszamy danie.
Gotowe danie tuż przed podaniem posypujemy mieszanką startej skórki z cytryny, posiekanym czosnkiem i rozmarynem. Mniaaaaaami.


* Do dań palnikowo/piekarnikowych używam garnka żeliwnego. Jeżeli takiego nie posiadacie, przygotujcie danie w zwykłam garnku, a następnie do piekarnika przełóżcie całość potrawy do żaroodpornego naczynia.

** Jeżeli zależy Wam na czasie, piekarnik można nagrzać do 180stopni. Wtedy czas pieczenia wynosi 3 godziny. Polecam jednak metodą 6godzinną. Potrawa ma wtedy wystarczająco dużo czasu by nabrać odpowiedniego aromatu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...