niedziela, 28 marca 2010

Rolada szpinakowa

Zakładając ten blog z Martą chyba obydwie myślałyśmy, że sporo wstawianych przez nas przepisów trafi do zakładki "wspólne gotowanie". Niestety życie prywatne i służbowe dość mocno ogranicza nam wspólne spotkania. Większość z prezentowanych tu dań powstaje w dwóch oddzielnych kuchniach i są przygotowywane przez dwie kucharski osobno :) Ale czasami nam się udaje. Tak też było wczoraj. Podczas dwu godzinnych porannych babskich plotek przy zielonej herbacie powstało takie oto danie :)

Pomysł był mój, ale dwie bardzo cenne uwagi trafiły od Marty. Pierwsza to urozmaicenie dania o ser feta, a druga to zwinięcie rolady zaraz po upieczeniu (bez nadzienia). Wtedy jeszcze letnie ciasto łatwiej jest uformować i dłużej trzyma upragniony kształt rolady.

... a potem były jeszcze wspólne zakupy w "naszym" mięsnym, w którym ja podsunęłam pomysł na kolacje dla naszych Panów a Marta poleciła mi najpyszniejszą polędwicę jaką w życiu jadłam. Poza tym mieliłyśmy mięso, obserwowałyśmy ozorki i wysłuchałyśmy wykładu od Pana w kolejce na temat karkówki :)))



Składniki:

Rolada:
500g małych liści świeżego szpinaku
4 jajka
2 ząbki czosnku
sól/pieprz

Nadzienie:
1,5 szklanki małych różyczek brokułów
1,5 szklanki mozzarelli
1 szklanka fety
1/4 szklanki startego parmezanu

domowy sos pomidorowy do podania



Przygotowanie:

Piekarnik nastawiamy na 220 stopni (bez termoobiegu).

Szpinak myjemy i wrzucamy do garnka z gotującą się wodą. Przykrywamy szczelnie i gotujemy ok 2 minut. Przekładamy na sitko i bardzo dokładnie odcedzamy. Po przestygnięciu drobno szatkujemy.

Do gotowego szpinaku dodajemy żółtka, czosnek, przyprawy. Dodajemy ubitą pianę z białek i delikatnie mieszamy. Foremkę o wymiarach 32cm x 23cm wykładamy papierem do pieczenia. Rozsmarowujemy w niej masę i wygładzamy powierzchnię. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 12-15 minut, do momentu aż ciasto będzie sztywne i zarumienione. Po wyjęciu pozostawiamy do delikatnego wystygnięcia. Następnie zwijamy pustą roladę pozostawiając ją w papierze do pieczenia i tak przechowujemy do momentu napełniania farszem.

Brokuły wrzucamy do osolonej gotującej się wody i trzymamy ok 2-3 minut. Odcedzamy i pozostawiamy do ostygnięcia.

Roladę odwijamy i przekładamy na nowy arkusz papieru do pieczenia uprzednio posypany startym parmezanem. Na ciasto rozsypujemy kawałki mozarelli i fety oraz układamy odsączone różyczki brokułów. Przytrzymujemy krawędź papieru i zwijamy całość w roladę owijając papierem. Całość przekładamy do podłużnej foremki i wkładamy na 15 minut do piekarnika nastawionego na 120 stopni z termoobiegiem.

Tak przygotowaną roladę podajemy pokrojoną na 5 centymetrowe plastry z dodatkiem domowego sosu pomidorowego.



Smacznego!

środa, 24 marca 2010

Czekoladowa Pavlova

ciasto idealne.


Od kiedy na moje urodziny Pan B przygotował ten tort, jest to ulubione ciasto moje i mojej rodziny. Świętowało z nami 80 urodziny Babci, imieniny Taty i już są zamówienia na kolejne okazje.
Nie wiem co jest w tym cieście (poza łatwością przygotowania), ale oczarowuje największych przeciwników deserów. W ostatnią sobotę o ostatni kawałek odbyła się bitwa /zakończona podzieleniem go na 3 części/.
W związku z tym, że to ciasto "imprezowe", do tej pory nie doczekało się swojego posta - nie było zdjęć:)


Weekendowa Pavlowa też za bardzo obfotografowana nie jest - uwieczniłam natomiast drogę do jej powstania /czyli bałagan w kuchni/, udało mi się też zrobić jedno jedyne zdjęcie, tuż przed postawieniem ciasta na stół.

Zapraszam serdecznie, przepis za Nigellą Lawson "Lato w kuchni przez okrągły rok".


Czekoladowa Pavlova

Składniki:
6 białek
300 g drobnego cukru
3 łyżki kakao
1 łyżeczka octu balsamicznego lub winnego
50 g gorzkiej czekolady, posiekanej/startej na tarce

Na wierzch:
500 ml kremówki
500 g malin /u mnie mrożone maliny i jagody/
2 - 3 łyżki startej gorzkiej czekolady
Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.
Białka ubijamy na sztywną pianę, gdy piana będzie już dość sztywna zaczynamy dodawać po łyżce cukru, dalej ubijając. Do ubitej piany dodajemy przesiane kakao, ocet i posiekaną czekoladę. Mieszamy delikatnie.
Na papierze do pieczenia rysujemy okrąg o średnicy mniej więcej 23 cm. Wykładamy bezę i wyrównujemy. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i natychmiast zmniejszamy temperaturę do 150 stopni. Pieczemy 1 godzinę 15 minut /ja zawsze piekę 1 godzinę i jest ok/.
Gotowa beza jest chrupiącą i sucha na wierzchy a mięciutka i ciągnąca w środku /po delikatnym naciśnięciu wierzch pęka, a my czujemy miękkie wnętrze w środku/. Beze studzimy w wyłączonym piekarniku.

Tuż przed podaniem ubijamy kremówkę, układamy owoce* i posypujemy wiórkami czekolady.

Smacznego!


* używałam mrożonych owoców. Nie pozwoliłam im się rozmrozić całkowicie, tylko odrobinę "odtajać". Poza kontrastem słodkie/kwaśne mieliśmy różnice zimne/ciepłe. Chociaż Pavlova ze świeżymi owocami jest o niebo lepsza, to taka "lodowa" wstawka była ciekawym eksperymentem.

wtorek, 23 marca 2010

Szynka w słodko-ostrej glazurze

Od pewnego czasu z naszej lodówki całkowicie zniknęły kupne wędliny, a na ich miejscu pojawiły się gotowane i pieczone mięsa. Najczęściej eksperymentuję z szynkami. Jakiś czas temu przedstawiałam już jedną propozycję. Dziś szynkowy mix Nigelli. Mix ponieważ do jej zrobienia zainspirowały mnie aż dwa jej przepisy na szynkę. Ugotowałam ją wg przepisu na Aromatyczną Szynkę z "Nigelli Świątecznie", natomiast glazura pochodzi z przepisu na Szynkę w Coca-Coli z "Nigella Gryzie".

Mięso nadaje się zarówno jako ciepłe danie obiadowe (u mnie z dzikim ryżem podanym ze świeżą miętą i masłem - cudna kompozycja!) a następnego dnia wyśmienicie pasuje na zimno do kanapek. Polecam!



Składniki:

2-2,5kg szynki bez kości
250ml czerwonego wytrawnego wina
1 duża cebula, przekrojona na pół
2 ząbki czosnku w łupinach
1 główka kopru włoskiego, przekrojona na pół (u mnie bez tego składnika)
2 owoce anyżu gwiazdkowego
1 łyżka nasion kolendry
1 łyżka nasion kopru włoskiego
1 łyżka ziaren kolorowego pieprzu
woda

Glazura:

1 czubata łyżka melasy (można zastąpić miodem)
2 łyżeczki musztardy
2 łyżeczki cukru trzcinowego demerara



Wszystkie składniki (z wyjątkiem składników glazury) wkładamy do garnka ustawionego na kuchence, ale nie na ogniu (w razie potrzeby szynkę obwiązujemy sznurkiem by nabrała odpowiednich kształtów). Zalewamy wodą, tak aby przykryła szynkę. Włączamy palnik i doprowadzamy do wrzenia. Zmniejszamy ogień, przykrywamy częściowo pokrywką i gotujemy ok 2,5 godziny.

Rozgrzewamy piekarnik do 240 stopni. Szynkę delikatnie wyjmujemy na deskę i dajemy jej przestygnąć do momentu gdy można ją dotknąć nie parząc sobie przy tym palców. Przygotowujemy glazurę łącząc ze sobą wszystkie składniki. Szynkę przekładamy do brytfanki wyłożonej folią. Za pomocą pędzelka rozprowadzamy glazurę po szynce. Wkładamy do piekarnika i pieczemy ok 10 minut lub do momentu gdy glazura się przyrumieni i pojawią się na niej pęcherzyki powietrza.

Jeżeli szynkę gotujemy za dnia, a chcemy ją podać wieczorem, po ugotowaniu pozostawiamy ją do całkowitego wystygnięcia. Godzinę przed podaniem nastawiamy piec na 180 stopni, rozsmarowujemy glazurę i pieczemy przez 30-40 minut.

Smacznego!

niedziela, 21 marca 2010

Kruche ciasteczka mojej babci.

Jeden z najlepiej zapamiętanych deserów dzieciństwa. Słodkie, waniliowe, kruche ciasteczka. Moja babcia podaje je do kawy i herbaty. W domu moich dziadków są prawie zawsze cierpliwie czekając na gości. Świetnie się przetrzymują /nie potrzeba do tego blaszanego pudełka/. Babcia podaje je w kryształowej miseczce. Jest w nich coś staroświeckiego i eleganckiego a jednocześnie domowego i ciepłego.


Takie ciasteczka, to bardzo niebezpieczna przyjemność, bo uzależniająca. Właśnie w tej chwili odstawiam miseczkę, z porcją ciasteczek, którą dostałam do domu :) Gdybym miała kawiarnie takie właśnie kruche maleństwa układałabym obok filiżanki z kawą lub herbatą.


Mam więc i przepis i ciasteczka (pieczone przez babcie). Zapraszam serdecznie

Kruche ciasteczka Babci.
/porcja na dużą imprezę i dla zgłodniałych wnucząt/

Składniki:
1 kg mąki pszennej
2 kostki margaryny /w temp pokojowej. Najlepiej sprawdza się Kasia/
1 jajko*
1 cukier waniliowy /można więcej i w żadnym wypadku wanilinowy!/
około 1 szklanki drobnego cukru /spokojnie można mniej. Należy próbować, co rekomenduje też babcia/

Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzewamy do 175/180** stopni.
Składniki łączymy i wyrabiamy miękkie i gładkie ciasto. Urywamy po kawałeczku /ilość małej łyżeczki/ na ręku rolujemy i formujemy księżyce.
Gotowe ciasteczka układamy na blasze i wkładamy do piekarnika. Czas pieczenia około 15 minut. Radzę zaglądać, ciasteczka nie powinny zbrązowieć, a tylko lekko się zarumienić.

Ciasteczka strudzimy na blasze, gdy są jeszcze lekko ciepłe obtaczamy w cukrze pudrze. Rozkładamy na blasze i pozwalamy im do końca wystygnąć.

Smacznego!


* Jak napisałam porcja jest ogromna. Przy robieniu z połowy porcji dodajemy 1 małe jajko. Chociaż po co robić coś tak dobrego z połowy porcji!?!?! :D
** Uwaga z temperaturą. Moja babcia mówi o 200 stopniach, to moim zdaniem około 180. Piekarnik babci jest stary, a dodatkowo przepisy na podobne ciasteczka mówią o temp 175 stopni.

piątek, 19 marca 2010

Zapiekane naleśniki z masłem orzechowym

Często mi się zdarza, że usmażona przeze mnie ilość naleśników/placuszków przewyższa możliwości żołądkowe moich domowników. Placuszki są zazwyczaj podjadane na zimno przez cały dzień, a naleśniki przeistaczają się w krokiety lub inne podobne dania.

Tym razem naleśników zostało 6, a danie zostało zainspirowane przepisem na Naleśniki z Nutellą z jednego z odcinków "Nigella Express". Ponieważ nie jestem aż tak wielką fanką Nutelli (za słodka) u mnie wersja z masłem orzechowym. W oryginalnym przepisie do polania naleśników Nigella używa tylko masła z alkoholem. Dodany przeze mnie "kogelmogel" super się sprawdził w tym połączeniu smakowym. Polecam!



Składniki:

6-8 naleśników
1/2 słoika masła orzechowego (u mnie Crunchy Peanut Butter dostępny w delikatesach Marks&Spencer)
2 łyżki miękkiego masła
80 ml Irish cream
1 jajko
2 czubate łyżki cukru pudru
35 g posiekanych migdałow / u mnie dodatkowo skórka pomarańczowa



Naleśnik kładziemy przed sobą i jego połowę smarujemy masłem orzechowym. Zaginamy w pół i ponownie połowę smarujemy masłem orzechowym. Na koniec po raz drugi zaginamy w pół. Czynność powtarzamy z każdym naleśnikiem.
Gotowe naleśniki przekładamy do wysmarowanej masłem formy, układając jeden obok drugiego (mogą zachodzić na siebie).
Masło i alkohol podgrzewamy w małym garnuszku (nie doprowadzając do zagotowania!). Jajko ubijamy z cukrem pudrem, następnie dodajemy stopione masło i delikatnie mieszamy. Gotową masę wylewamy na naleśniki. Na wierzchu wysypujemy pokrojonymi migdałami.

Zapiekamy 10-12 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni.

Smacznego :)

czwartek, 18 marca 2010

Penne z owocami morza

Tym razem Mąż gotuje a ja tylko fotografuję :)

Wczoraj kolację przygotował Mąż ... i to jaką kolację! Pyszny makaron penne z owocami morza gotowanymi na białym winie, podany z dużą ilością pietruszki ... przypomniały mi się wakacje w Hiszpanii i knajpki serwujące podobne specjały. Dookoła nich unosił się zapach czosnku, oliwy, kalmarów, ośmiorniczek, muli ... mniam!

W oryginalnym przepisie występują pomidory z puszki. U nas wczoraj ich zabrakło, ale mój kucharz wyczarował pyszny sos na bazie świeżych pomidorów, które grzecznie czekały na lodówkowej półce. I to jest chyba sekret tego dania! Sos jest lżejszy w smaku i konsystencji.

Uwielbiam takie wieczory ... kolacja palce lizać, schłodzone wino i wspólne rozmowy o tym jak minął nam dzień ... a ZUZU słodko śpi w pokoju obok ... mrrrrrrrrrrrrrrrrr :)

Za kolację odwdzięczyłam się śniadaniem ... ale o tym jutro :)



Przepis na danie dla 2 osób

Cytuję męża:

Składniki:

200g makaronu penne
250g mieszanki owoców morza (u nas: łapki kalmarów, ośmiornice, kalmary pierścienie, mięso z małży, małże "Baby Clam", krewetki)
1 garść krewetek Grenlandzkich w skorupkach
1 szklanka białego wytrawnego wina
2 pomidory
1 cebula
2 ząbki czosnku
sól/pieprz
2 łyżki oliwy
natka pietruszki do posypania (co najmniej cały pęczek)


Przygotowanie:

Do garnka wlewamy oliwę, dorzucamy pokrojone czosnek i cebulę. Dusimy ok 3 minut. Następnie dodajemy rozmrożone owoce morza i krewetki oraz skrojone w kostkę pomidory. Mieszamy i dusimy ok 5 minut na małym ogniu. Wszystko zalewamy szklanką wina i gotujemy na wolnym ogniu do momentu uzyskania gęstego sosu. Doprawiamy solą i pieprzem.

Makaron gotujemy wg zaleceń na opakowaniu. Następnie odsączony przekładamy do garnka z sosem i wszystko dokładnie mieszamy. Nakładamy na talerze i posypujemy dużą ilością posiekanej natki pietruszki.

Smacznego!

sobota, 13 marca 2010

Cytrynowe linguine

Siedzę sama w domu, Pan B wyjechał wczoraj na 3 dni. Wyjeżdżając zdążył mnie jeszcze podwiesić do centrum i wysadzić pod Cafe Kulturalną. A tam czekała na mnie muzyka, szalony i piękny wieczór w babskim gronie. Wieczór jakiego wspólnie nie miałyśmy od wielu miesięcy. Wyjątkowy był powód spotkania, a sam jego przebieg jeszcze w tej chwili wywołuje na mojej twarzy szczeniacki uśmiech.
Chcę więcej takich wieczorów - bolą mnie stopy od tańca, policzki od śmiechu i trochę głowa od wina, ale mam muzykę a ciało samo rwie się do tańca.

Po takim początku weekendu nie mogłam zmarnować soboty i nie zmarnowałam - leniwie, aktywnie, spokojnie, we własnym tempie, BEZ PLANU. Zaliczyłam udane zakupy, zaległe seriale, babską gazetę i spokojne wylegiwanie się w łóżku. A w środku dnia (który pomimo prognoz pogody był słoneczny) zjadłam słoneczny makaron.
Prosty jak raz..dwa..trzy. Pyszny, delikatny, orzeźwiający. To chyba pierwszy przepis Nigelli Lawson jaki kiedykolwiek zrobiłam (wcześniej spisując przepis z odcinka na TVNStyle).


Cytrynowe linguine Nigelli Lawson
Oryginalny przepis znajduje się TU.*

Składniki:
900 g makaronu (linguine, spaghetti )
2 żółtka
150 śmietany /36% użyłam 18%/
50 g świeżo startego parmezanu i trochę do posypania
skórka z 1 cytryny
sok z połowy
4 łyżki masła
2-3 łyżki siekanej pietruszki /u mnie tymianek/
szczypta soli
świeżo zmielony pieprz

Przygotowanie:
Makaron przygotowujemy zgodnie z przepisem na opakowaniu. W momencie wrzucania makaronu do garnka rozpoczynamy przygotowywanie sosu.
Mój makaron gotował się 7 minut i było aż nadto czasu by przygotować sos.

W miseczce mieszam śmietanę z żółtkami, parmezanem, sokiem i skórką z cytryny. Doprawiam do smaku solą (uważnie, dodaliśmy już parmezan) i pieprz - tego sporo. Odstawiamy i czekamy aż makaron się ugotuje

W momencie gdy makaron jest gotowy odlewamy z garnka 2 łyżki wody w której się gotował. Odcedzamy i z powrotem wrzucamy do garnka, dodajemy masło mieszamy i czekamy aż się rozpuści. Wlewamy sos, dolewamy wodę spod makaronu, mieszamy i...gotowe.

Układamy na talerzu, posypujemy parmezanem i pietruszka (ja tym razem użyłam tymianku).

Smacznego!


* Porcja jest jak dla pułku wojska. Dla siebie robię sos jednego żółtka, 1/3 śmietany . Dodaję sok z 1/4 cytryny i skórkę z połowy. Na oko dodaję parmezan. Do ugotowanego makaronu dodaję łyżkę masła - nie całą.

czwartek, 11 marca 2010

Brandade

Brandade to potrawa pochodząca z kuchni francuskiej. Oryginalnie jest to puree z dorsza z czosnkiem, mlekiem i śmietanką, które Francuzi jedzą z grzankami. Inspirację na jego temat znalazłam na stronie Pascala Brodnieckiego, który proponuje to danie jako zapiekankę z ziemniakami.

Szybka i prosta potrawa. Troszkę przeze mnie zmodyfikowana. U mnie bez grzanek, za to z sałatą z sosem vinaigrette. Polecam.

p.s. danie to normalnie przyszykowuje się w ok 30 minut. Mi (matka z sześciotygodniową ZUZU na rękach) zajęło to dwa dni :) Pierwotnie miało pojawić się na kolacji, a trafiło na obiadowy talerz dzień później. A dlaczego ... ponieważ, mała ZUZU popołudniami daje mamie w kość ;) a raczej nie Ona tylko straszne kolki, które atakują nas od pewnego czasu. Ziemniaki i ryba zostały ugotowane ok 17:00. 17:15 płacz ZUZU trwający do ... nie wiem do której, ponieważ, w momencie gdy Tata pojawił się w drzwiach po pracy (a było to ok 20:00) ZUZU trafiła w jego ręce a Mama usnęła na sofie, i przebudziła się ok 21:00 :))) Nici z kolacji ... Tata zaspokoił głód kanapkami, a Mama marzyła tylko o przetransportowaniu się do sypialni i słodkim śnie do momentu kolejnego karmienia. Następnego dnia udało się dokończyć danie w porze obiadowej. Hurrrrra ;)



Składniki:

4 filety z dorsza
4 duże ziemniaki
1 liść laurowy
3 ząbki czosnku
1/2 filiżanki oliwy z oliwek
garść świeżego tymianku
garść natki pietruszki/koperku
1 filiżanka tłustego mleka
sól i pieprz do smaku
kilka listków świeżego rozmarynu



Piekarnik nastawiamy na 180 stopni z termoobiegiem.

Ziemniaki obieramy i gotujemy w osolonej wodzie. W drugim garnku zagotowujemy wodę z liściem laurowym i gałązką tymianku. Wkładamy do niej filety dorsza i gotujemy ok.7 minut. Następnie wyjmujemy mięso, odsączamy na sitku i rozdrabniamy na małe kawałeczki usuwając ości. Ugotowane ziemniaki odcedzamy i rozmiażdżamy na puree. Zioła (pietruszka/koperek i tymianek) siekamy.

Na zimną patelnię z oliwą wrzucamy posiekany czosnek. Rozgrzewamy tłuszcz, uważając by czosnek się nie zarumienił. Dodajemy kawałki ryby - mieszamy. Dokładamy puree, zalewamy mlekiem i chwilę podgrzewamy cały czas mieszając. Tuż przed końcem dodajemy poszatkowane zioła oraz doprawiamy solą i pieprzem.

Całość brandade przekładamy do żaroodpornego naczynia, przyozdabiamy rozmarynem i umieszczamy w nagrzanym piekarniku. Wyjmujemy w momencie, kiedy górna warstwa zapiekanki będzie miała złotą skorupkę na wierzchu (ok. 20 minut).



Bon appetit! ;)

wtorek, 9 marca 2010

Banana Bread (chlebek bananowy)

W okresie postu obiecuję sobie, że będę się trzymać małych wyrzeczeń ... zazwyczaj jest to rezygnacja ze słodyczy :))) dla mnie chyba najcięższa z możliwych do wyboru ;) W tym okresie w moim menu pojawiają się banany, winogrona itp bym mogła oszukać moje słodkie pragnienie. I tym razem próbowałam przechytrzyć samą siebie, piekąc na śniadanie chlebek bananowy ... i wmawiając sobie, że to rodzaj pieczywa i nie zalicza się do grupy "słodycze". Niestety nie udało się, a w tym przekonaniu dodatkowo utwierdzili mnie moi domownicy nazywając mój chlebek CIASTEM ... i tak właśnie jest co roku z moimi wyrzeczeniami ;)

Przepis pochodzi z blogu Moje Wypieki.



Składniki:

4 dojrzałe rozgniecione banany
1,5 szklanki mąki
1/3 szklanki roztopionego masła
1/2 szklanki brązowego cukru
1 roztrzepane jajko
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli



Piekarnik nastawiamy na 170 stopni (bez termoobiegu)

W dużym naczyniu mieszamy ze sobą roztopione masło z rozgniecionymi bananami. Dodajemy cukier, roztrzepane jajko, wanilię. Na końcu przesiewamy mąkę wymieszaną z sodą i szczypta soli. Wszystko dokładnie mieszamy łyżką. Przelewamy do wyłożonej papierem do pieczenia keksówki o wymiarach 10cm x 20cm.

Przekładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 1 godzinę.



Smacznego :)

niedziela, 7 marca 2010

Rodzinny obiad...

Maximum smaku przy minimum wysiłku. Przy tym obiedzie nie trzeba się napracować, wystarczy godzinę wcześniej włączyć piekarnik, pokroić warzywa i nasmarować kurczaka.

Cytrynowo-tymiankowy kurczak z odrobiną miodu w sam raz na weekendowy obiad z rodzicami, gdy za oknem słońce, ale temperatura jeszcze zimowa. Takie jedzenie kojarzy mi się z latem. Z prostymi smakami. Słoneczne dni, wymagają słonecznego jedzenia. Na dworze znowu minusowe temperatury, ale w domu ciepło.


Proste smaki, które pamiętam z domu. Na obiedzie był mój tata, który nie jest wielbicielem czosnku. Nie dodałam go więc do marynaty kurczaka, dodałam go za to do pieczonych warzyw. Pozwoliło to wielbicielom czosku cieszyć się jego smakiem - upieczony, staje się słodki i miękki jak masło (w sam raz do rozsmarowania go na chlebie).

Kurczak i warzywa piekły się w tym samym czasie. Warzywa aby nie spiekły się za szybko przykryłam na początku folią aluminiową. Aby skórka kurczaka była rumiana i chrupiąca w trakcie pieczenia polewałam ją powstałym sosem (cytrynowo-miodowe masełko). W środku kurczak był soczysty i aromatyczny, o cytrynowym zapachu i słodkim smaku dzięki dodatkowi miodu.


Cytrynowy kurczak z tymiankiem.


Składniki:
8 nóżek z kurczaka
Starta skórka z dwóch cytryn
2 cytryny /te z których starliśmy skórkę/
100 g miękkiego masła
Świeżo zmielony pieprz
Sól
Świeży tymianek
Duża łyżka miodu
Oliwa z oliwek

Przygotowanie:
Masło ucieramy z miodem, skórką z cytryny, listkami tymianku, solą i pieprzem.
Nóżki z kurczaka myjemy, osuszamy i odcinamy zbędny tłuszcz. Palcem luzujemy skórę oddzielając ją od mięsa. Robimy to ostrożnie tak by nie przerwać skóry. Połowę masła wkładamy pod skórę, staramy się rozprowadzić je równomiernie. Pozostałą częścią smarujemy skórę.
Kawałki kurczaka układamy na blasze posmarowanej oliwą z oliwek. Pomiędzy wkładamy pocięte na ósemki cytryny (te z których ścieraliśmy skórkę) i układamy gałązki tymianku. Oprószamy dodatkowo pieprzem.

Pieczemy około 40 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni. W trakcie pieczenia polewamy kurczaka sosem, który powstał podczas pieczenia. Aby sprawdzić czy kurczak jest gotowy nakłuwamy delikatnie nóżkę, jeśli płyn jest przeźroczysty nasz kurczak jest gotowy.


Pieczone warzywa z tymiankiem i cytryną.

Składniki:

2 duże papryki
4 małe czerwone cebule
1 cytryna pokrojona na ósemki
1 główka czosnku
Parę gałązek tymianku
Oliwa z oliwek
Sól
Pieprz

Przygotowanie.
Paprykę kroimy na kawałki (2 cm), cebulę na ćwiartki, główkę czosnku dzielimy na ząbki - nie obieramy z łupinki - pieczemy w niej. W naczyniu do zapiekania układamy warzywa, polewamy odrobiną oliwy z oliwek, mieszamy. Dodajemy pieprz i tymianek.
Warzywa przykrywamy folią aluminiową i wkładamy do piekarnika. Pieczemy ok 30 minut, po tym czasie zdejmujemy folię i dopiekamy jeszcze około 10 minut, aż krawędzie warzyw ładnie się zbrązowią. Warzywa piekły się się mniej więcej tyle samo co kurczak. Upieczone warzywa solimy.

Warzywa podałam z świeżym chlebem i sałatą. Sałatę i kurczaka polewaliśmy sokiem z upieczonych cytryn.

Smacznego!

wtorek, 2 marca 2010

Czerwiec na talerzu...

Dziś będzie o smaku wakacji. Wakacji spędzanych na wsi, w czasach gdy wieś żyła, po polach chodziły krowy, po drogach biegały gęsi, a rano piały koguty. Dziś ta wieś jest "miejscowością wypoczynkową", gdzie w wiosenno-letnie weekendy słychać szum kosiarek i czuć zapach grilli. Czy jest gorzej, czy jest lepiej? Nie wiem, nie będę oceniać, nie ma mnie tam codziennie. Wpadam na weekend, 3 dni, czasem tydzień. Plotkuję na ganku, pielę z babcią grządki, chodzę na grzyby i spacety, wpatruje się w niebo leżąc na hamaku, ciesze się obecnością rodziny i przyjaciół (oby częściej, jak najczęściej)


Dni na wsi nadal mają jednak ten sam smak. Jest grill, którego wcześniej nie było, ale są też potrawy tamtych dni. A wśród nich to ciasto*. Ciasto jak z marzeń, lekko słodkie, kwaskowate, pachnące latem, smakujące dzieciństwem. Przed oczami mam obrazek, jak razem z bratem jedliśmy je popijając miętową herbatą, a babcia czytała nam Dzieci z Bullerbyn.


Na dnie zamrażalnika znalazłam ostatnią torebkę mrożonego rabarbaru i truskawek. To skarb lata przetrzymywany na zimowe szare weekendy.

Kruche ciasto przygotowałam wg przepisu mojej Babci, zmieniłam jednak sposób przygotowywania rabarbaru (wpierając się przepisem Asi z Kwestii Smaku).



Kruche ciasto z rabarbarem i truskawkami
/sposób wykonania cytuję dokładnie za Asią z moimi wstawkami/

Ciasto:

500 g mąki
250 g masła, schłodzonego /u mojej babci 200 g/
1/2 szklanki brązowego cukru /u mojej babci biały cukier/
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 żółtka
2 łyżki śmietany /gęsta, kwaśna/

Konfitura:

500 g rabarbaru /u mnie mrożony/
500 g truskawek mrożonych /mój dodatek/
1 filiżanka soku pomarańczowego /dodałam także skórkę z 1 pomarańczy/
100 g brązowego cukru
4 łyżeczki ekstraktu z wanilii
4 łyżeczki cynamonu /pominęłam/
6 łyżek rodzynek /pominęłam/

Dodatkowo:
bułka tarta i trochę roztopionego masła do wysmarowania formy /wyłożyłam papierem do pieczenia/, cukier puder do posypania i bita śmietana do serwowania

Wykonanie:
Wszystkie składniki ciasta razem posiekać i szybko zagnieść ciasto, rozcierając palcami masło, aby połączyło resztę składników. Uformować kulę, zawinąć w folię i włożyć do lodówki.
Piekarnik nagrzać do 160 stopni.
Przyciąć rabarbar, usuwając twarde końce, umyć i pokroić na kawałki /mój mrożony był już oczyszczony i pocięty na kawałki/.
Na patelnię z grubym dnem włożyć rabarbar, truskawki /ja wkładałam rozmrożone, ale myślę, że mogą być i zamrożone/, sok pomarańczowy, cukier i ekstrakt z wanilii. Przykryć i dusić do miękkości na wolnym ogniu. Zdjąć pokrywę, zwiększyć ogień, mieszając odparować ewentualny nadmiar płynów /przy truskawkach płynu jest więcej/. Po uzyskaniu konsystencji konfitury dodać cynamon i rodzynki /pominęłam/. Wymieszać i ostudzić. Konfitura nie musi być idealnie gęsta, jeszcze będzie się piekła w piekarniku i trochę odparuje.
Formę 30 x 40 cm wysmarować roztopionym masłem, posypać bułką tartą/wyłożyć papierem do pieczenia. 2/3 ciasta rozwałkować i wyłożyć nim przygotowaną formę. Rozłożyć konfiturę, na wierzch zetrzeć resztę ciasta. Wstawić do piekarnika i piec na złoty kolor, przez około 25 minut /większa blacha wymagała trochę więcej czasu/.

Wyjąć z piekarnika i poczekać aż trochę przestygnie - co może być trudne ciasto pachnie tak pięknie! Uwaga może parzyć ;)

Posypać cukrem pudrem i podawać z bitą śmietaną.

Smacznego!


* a także zabielany barszcz czerwony, galaretka z czerwonej porzeczki, pyzy, parzaki, pieczone ziemniaki, kiełbaski opiekane w piecu kaflowym, szczawiowa, itd....
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...