piątek, 29 stycznia 2010

Taki stan zakochania...

..który sprawia, że niektóre rozmowy kończą się w kuchni ;)


Mój wczorajszy dialog z Panem B skończył się zrobieniem Ciasta Zebry. Zamiast posprzątać, spakować się przed dzisiejszym wyjazdem zamknęłam się w kuchni i upiekłam ciasto - z radością. A potem była gorzka herbata, zapach wanilii, uśmiech na twarzy i roześmiane oczy :)


A jeść powinno się do 18:00 - podobno ;)
A po 20:00 - toż to grzech....eh!

Przed tym ciastem strasznie długo się opierałam, nie wiem dlaczego. Jest łatwe, szybkie w przygotowaniu i smaczne. Ze szklanką mleka, gorzką herbatą...zamiast śniadania albo bardzo słodkiej (i późnej, o zgrozo) kolacji.


Serdecznie zapraszam na Ciasto Zebra wieczorową porą
/za Dorotus/

Składniki:
5 jajek
1,5 szklanki cukru
1 szklanka wody *
1 szklanka oleju
3 szklanki mąki
2 łyżki kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
aromat do ciast /u mnie ekstrakt waniliowy/

Przygotowanie
Białka ubijamy z cukrem na sztywno, dodajemy żółtka oraz pozostałe składniki, mieszamy.
Ciasto dzielimy na 2 równe części. Do jednej dodajemy 2 łyżki kakao, a do drugiej dodatkowo 2 łyżki mąki.
Tortownicę o średnicy 24-26 cm smarujemy masłem i posypujemy bułką tartą /ja dodatkowo na dno kładę papier do pieczenia/. Na środek formy nakładamy na przemian po 2 łyżki ciemnego i jasnego ciasta (ma sie stopniowo rozlewać).
Pieczemy około godziny (sprawdzając patyczkiem) w temperaturze 180 stopni.
Po ostudzeniu polewamy polewą czekoladową jasną lub ciemną, wg uznania /pominęłam/.

Smacznego!


*Następnym razem ożyję wody gazowanej...a możne waniliowej coca-coli, albo piwa imbirowego....


czwartek, 28 stycznia 2010

Sałata z łososiem..

czyli szybka kolacja bądź obiad.

Po wczorajszym robieniu sushi zostało nam trochę pieczonego łososia - pachnącego sosem sojowym i lepkiego od sosu mirin. W lodówce znalazła się rukola. Nie było wyjścia - musi być sałatka na obiad. Kluczowy okazał się sos - kremowy a jednocześnie świeży. Dodatek wasabi sprawił, że sos był ostry /ale bez przesady/ i ładnie pachniał chrzanem.


Podaje przybliżone proporcje. Proponuję smakować i sprawdzać kiedy osiągniemy optimum smakowe. Łosoś w zależności jak jest pieczony może być bardziej mdły bądź ostry/wyrazisty. Nasz był dość wyrazisty, więc majonez w sosie nie przeszkadzał. Do łososia łagodniejszego w smaku dodałabym bardziej kwaskowaty i ostrzejszy sos - zmniejszyła ilość majonezu lub go pominęła, ewentualnie dodała więcej soku z cytryny.


Sałatka z łososiem i kremowym sosem z wasabi

Składniki:
Rukola
Łosoś /u nas był pieczony wg tego przepisu -> łosoś w mirin i sosie sojowym/
Dressing
4 łyżki jogurtu
2 łyżeczki majonezu
1/2 łyżeczki soku z cytryny /można więcej, można mniej zależy od tego jak kwaskowaty był jogurt/
1 łyżeczka wasabi /można więcej, można mniej - jest to kwestią smaku/
Przygotowanie:

Składniki dressingu mieszamy. Na talerzu układamy rukolę, łososia /porozrywanego na mniejsze kawałki/ Polewamy wszystko sosem i zajadamy :)

Smacznego!

wtorek, 26 stycznia 2010

W imieniu Mamy i Taty z radością informuję, że ....

23.01.10 wieczorem przyszła na świat Zuzia, pociecha oraz radość Mamy i Taty.
Zuzia powitała się ze światem wynikiem 10/10 punktów.

Cała trójka jest już w domu, czuje się dobrze. Teraz Mama, Tata i Zuzia odpoczywają po emocjach ostatnich dni i poznają się na wzajem.

Świeżo upieczona Mama pozdrawia i prosi o wyrozumiałość za chwilową nieobecność.

Grabiszka
/rękoma Cozerki/



P.S. od Cozerki
Zuzi i Rodzicom przesyłam ciepłe myśli, wirtualne uściski i pozytywne wibracje (a także pękam z dumy i wzruszenia, że przyjdzie mi odegrać w życiu Zuzi pewną ważną rolę - Dziękuję!).

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Prosta zupa z porem i ziemniakami

Siedzę w pokoju hotelowym i wspominam domowe jedzenie. Proste, ciepłe, jedzone z nogami po turecku, z kubka ogrzewającego ręce.

Zupa zrobiona z konieczności spożytkowania pora i ziemniaków, które zaczęły mocno nudzić się w czeluściach lodówki i szafki. Z potrzeby rozgrzania się po dniu chodzenia, załatwiania, marznięcia na przystankach.


Nie do końca ufałam takiemu połączeniu smaków, obawiałam się, że może być mdła i nijaka. Nic bardziej mylnego. Zupa jest delikatna. Słodka, maślana, rozgrzewająca. Co dziwne następnego dnia odgrzana smakuje równie dobrze (no, może była mniej fotogeniczna).

Podstawa zupy (pory, ziemniaki, masło) jest tak uniwersalna, że można ją podawać w różnych kombinacjach - mężczyzna podpowiedział boczek i parmezan do posypania, zamiast tymianku i jogurtu...a ja sobie myślę, że to dopiero początek eksperymentów :)

Zapraszam serdecznie na super łatwą i smaczną zupę. Przepis znaleziony u Liski, trafia na stałe do naszego stałego repertuaru szybkich i smacznych dań.


Zupa porowo-ziemniaczana

Składniki:
300 g porów (tylko biała część), pokrojone w plasterki
2-3 ziemniaki, obrane i pokrojone w kostkę
4 łyżki masła /dodałam troszkę mniej, Pan B nie jest wielbicielem masła/
1 łyżeczka suszonego tymianku
dowolne świeże zioła: lubię tu szczególnie tymianek, bazylię, odrobinę świeżej mięty czy majeranek
wywar jarzynowy - może być z kostki eko
1-2 łyżki gęstego jogurtu naturalnego lub śmietany (opcjonalnie)

Przygotowanie:
W garnuszku roztapiamy masło, dodajemy ziemniaki, podsmażamy 5 minut, dodajemy pory. Dusimy tak długo, aż warzywa nieco zmiękną, ok. 10-12 minut.
Dodajemy zioła suszone, wywar. Przykrywamy garnek, zmniejszamy ogień do minimum i gotujemy 40-50 minut.
Po ugotowaniu doprawiamy solą, pieprzem i świeżymi ziołami.
Wlewam do miseczek, podajemy z jogurtem i świeżym chlebem.

I gotowe!!!

Smacznego!

niedziela, 24 stycznia 2010

Pączki

Pączki jadam rzadko. Te sklepowe zazwyczaj mi nie smakują, patrząc się nawet na te najładniejsze, gdzieś z tyłu głowy mam przeczucie, że poczuję zawód, że nie wgryzę się w miękkie ciastko a w kluchowatą, suchą bułę.Więc rezygnuję i wybieram coś innego.

Pączki, to rzecz ważna, zresztą tak jak i bułka z makiem. Nie lubię byle jakich, nawet gdy mam ochotę na jedno bądź drugie wolę wybrać coś innego, jeśli nie jestem pewna smaku. Dobre cukiernie/ciastkarnie jakoś ostatnio mnie omijają, nie po drodze mi do nich niestety.
Tak więc- pączek ma być dobry, a jak nie jest, to może nie istnieć. Wzięło mi się to chyba z domu. Nawet w tłusty czwartek, woleliśmy sobie z rodzicami odpuścić niż jeść byle co (w pracy i tak dostawaliśmy po jednym albo po dwa, więc tradycji działo się za dość)*.


Ale w tym roku postanowiłam zrobić je sama. Pan B je lubi (koniecznie z konfiturą, bez konfitury to nie pączek!), a ja lubię Pana B. Nadarzyła się też okazja, sobotnie siedzenie rodzinno-międzypokoleniowe :)
W sobotę rano zaopatrzyłam się w potrzebne produkty, wydrukowałam przepis podany przez Dorotus i wzięłam się do pracy.

Boję się ciasta drożdżowego, to żywy organizm, który rośnie i oddycha ;). Dodatkowo trema była jeszcze większa, bo na obiedzie (i deserze) miała być moja babcia, której ciasta drożdżowe nie mają sobie równych.


Na szczęście to ciasto sprawiło, że moje obawy zmalały. Wyrabiało się strasznie (lepkie, klejące, rzadkie) więc wylądowało w maszynie do pieczenia chleba. Skąd wyszło, gładkie, sprężyste i pachnące.
Potem rosło i rosło i wyrosło przepięknie. Moje obawy co do ciasta topniały, natomiast pojawiała się obawa przed smażeniem.
Tu było trochę zamieszania, bez termometru, trudno było mi ustalić odpowiednią temperaturę tłuszczu, trwało to chwilę i parę zmarnowanych pączków, ale się udało.
Po paru próbach wyczułam moment kiedy należy przewracać pączki, kiedy wkładać itd.

Pączki okazały się sukcesem (dziękuję, dziękuję Dorotus). Babcia podjadała jeszcze gorące stojąc ze mną w kuchni. Ja rosłam w duchu a ona chwaliła, że ciasto ładnie wyrosło, że ładnie się rumienią, że pachną i że to ciasto można by było wykorzystać na makowca. Babcia zamieniła się miejscami z tatą, który chowając się przed mamą dojadał czego nie powinien**. Gdy mama zorientowała się co się dzieje, przegoniła tatę i zajęła jego miejsce. Krzątając się wokół mnie jeszcze przed obiadem zjadła jednego albo i dwa (miód na moje serce) i nie mogła się nadziwić, że mi się chce i że to jeszcze wychodzi :) Ja rosłam i rosłam jak to ciasto :)
Pan'u B smakowało o czym dowiedziałam się przy czwartym pączku a potwierdził to piąty i szósty, bo do rana zostały tylko 3 (które udało mi się sfotografować)***:D


Zapraszam serdecznie na Pączki luksusowe

Składniki na około 45 sztuk pączków:
800 g mąki pszennej
8 żółtek
100 g masła, roztopionego
niepełne pół szklanki drobnego cukru do wypieków
1 opakowanie cukru wanilinowego - 16 g (lub pominąć, jeśli używacie cukru z prawdziwą wanilią)
50 g świeżych drożdży lub 25 g suchych drożdży
1,5 szklanki letniego mleka (1 szklanka=250 ml)
1/4 łyżeczki soli
2 łyżki rumu (lub wódki, spirytusu, itp.)
skórka otarta z 1 cytryny - opcjonalnie
Ponadto: olej do smażenia
cukier puder do oprószenia lub do zrobienia lukru
kandyzowana skórka pomarańczowa lub podrumienione posiekane orzechy do posypania
konfitura lub dżem do nadziewania

Przygotowanie:
Mąkę pszenną przesiać, wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi najpierw zrobić rozczyn). Dodać pozostałe składniki i wyrobić, pod koniec dodając rozpuszczony tłuszcz. Wyrabiać kilka minut, aż ciasto będzie gładkie i miękkie**** (starając się nie dosypywać mąki, mimo iż ciasto będzie się kleić; polecam wyrabiać mikserem z hakiem do ciasta drożdżowego lub w maszynie do pieczenia chleba).
Wyrobione ciasto uformować w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (1 - 1,5 h).
Po tym czasie ciasto wyjąć na oprószony mąką blat. Rozwałkować na grubość około 1 - 1,3 cm i szklanką o średnicy 6,5 - 7 cm wykrawać pączki.
Odkładać je na blaszkę oprószoną mąką do podwojenia objętości (powinny być bardzo dobrze napuszone, ale nie przerośnięte). Można również formować z ciasta kulki, które od razu nadziewamy dżemem (ja zawsze nadziewam już po usmażeniu).
Po wyrośnięciu smażyć pączki w oleju rozgrzanym do temperatury 175ºC, po kilka minut z każdej strony. Temperatura oleju nie powinna być zbyt wysoka, ponieważ pączki szybko zbrązowieją od zewnątrz, a w środku będą surowe.
Po usmażeniu odkładać na bibułkę do odsączenia. Nadziewać konfiturą, jeśli nie zrobiliście tego wcześniej.

Jeszcze ciepłe lukrować lub pudrować /mi nie starczyło czasu na lukier, pączki tak szybko znikały/.

Dla maszynistów: Wszystkie składniki umieścić w maszynie do pieczenia według kolejności: płynne, sypkie, na końcu drożdże. Nastawić program do wyrabiania i wyrastania ciasta 'dough'. Po tym czasie ciasto wyjąć, lekko zagnieść, dalej postępować wg przepisu.

Smacznego!


* mój dom rodzinny nie jest słodko-ciasteczkowy, tak więc mama nie piekła, bo my nie nalegaliśmy. Wolimy (nadal) dobry obiad niż dobry deser :).
** jest na diecie, liczę jednak, że jedno popołudnie łakomstwa mu nie zaszkodzi
*** Jedno zdjęcie zrobione wczoraj - bardzo chciałam uwiecznić na zdjęciu jasną obwódkę o której pisała Dorotus :D:D:D:D:D
**** ja w tym miejscu poddałam się i przerzuciłam wymieszane już ciasto do maszyny.

piątek, 22 stycznia 2010

Pleśniak z owocami ... wspomnienia pewnego wrześniowego weekendu

Ostatnio przeglądając stare zdjęcia w komputerze, jeden album porwał mnie w sentymentalną podróż do Kołodziąża, gdzie we wrześniu spędziłyśmy z Martą (co_zerka) i naszymi panami cudowny weekend na wsi. Właśnie sobie uzmysłowiłam, że to wtedy po raz pierwszy doszło do naszego wspólnego gotowania a w głowach powoli rodził się pomysł na założenie wspólnego kulinarnego bloga. Makaron z sosem pomidorowym i z tuńczykiem czy poranna jajecznica przygotowane na kaflowym piecu, popołudniowe grillowanie na zielonej trawce, czy podjadanie orzechowych ciasteczek na rozkładanych krzesłach po środku lasu ... cudowny kulinarnie (i nie tylko) weekend. Koniecznie do powtórzenia !!!

Kulinarne przygotowania do weekendu na wsi zaczęłyśmy już w dniu wyjazdu w domu. Marta wypiekła pyszne domowe chlebki a ja przygotowałam dużą blachę pleśniaka. I dziś właśnie o pleśniaku ...



Zazwyczaj przygotowuję go z samym dżemem. Wtedy mając w domu mały koszyczek świeżych czarnych porzeczek (uprzednio zainspirowana przepisem na pleśniaka z blogu Moje Wypieki) postanowiłam zaeksperymentować i dodałam owoce do ciasta. Było warto. Ciasto nabrało bardziej kwaskowatego smaku .... mniam. Ponieważ w styczniu trudno o świeże porzeczki, tym razem wykorzystałem te z mrożonki owoców leśnych. Czarne porzeczki z opakowania trafiły do pleśniaka, truskawki do porannego koktajlu z mlekiem sojowym a wiśnie do muffinków czekoladowych. Nic się nie zmarnowało :)

Poniżej przepis ... i wspomnienia :)

Składniki:

200g masła
4 duże jajka (osobno białka i żółtka)
3 szklanki mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
2/3 szklanki + 2 łyżki drobnego cukru
szczypta soli
2 łyżki kakao
słoiczek gęstego dżemu z czarnej porzeczki
200g świeżych owoców czarnej porzeczki



Przygotowanie:

Do miski przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Schłodzone masło wkroimy do mąki i opuszkami palców rozcieramy składniki, aż zaczną przypominać zacierki. Dodajemy 2 łyżki cukru, szczyptą soli, 4 żółtka. Zagniatamy ciasto. Następnie dzielimy je na 3 części, do jednej z nich dodajemy kakao i ponownie zagniatamy. Formujemy 3 kule i wkładamy na 20 minut do lodówki do stwardnienia.

Piekarnik nastawiamy na 180 stopni (bez termoobiegu).

Wcześniej schłodzone białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli. Pod koniec ubijania dodajemy 2/3 szklanki cukru.

Blachę (o wymiarach 24cm x 32cm) wykładamy papierem do pieczenia. Pierwszą część schłodzonego jasnego ciasta ścieramy na tarce (duże oczka) na dno formy. Warstwę smarujemy dżemem i posypujemy owocami (wykorzystując mrożonkę, należy je wcześniej rozmrozić). Następnie ścieramy ciemną część ciasta z kakao, a na niej delikatnie układamy pianę z białek. Na wierzch ścieramy ostatnią, jasną część ciasta.

Tak przygotowane ciasto wkładamy na 45minut do nagrzanego piekarnika. Po upieczeniu pozostawiamy do całkowitego ostygnięcia, a przed podaniem możemy oprószyć je cukrem pudrem.



Smacznego :)

Koniecznie do powtórzenia ...



czwartek, 21 stycznia 2010

ba_ba ziemniaczana

Dziś Dzień Babci. Miałam wielką nadzieję, że moja córcia zrobi niespodziankę swoim przyszłym babcią i pojawi się na świecie w ich święto. No cóż, na razie nic się na to nie zapowiada ... a babcie będą młodsze stażem o rok :)

"ba_ba" to pierwsze wypowiedziane przeze mnie słowo :) Potem było "ma_ma", "ta_ta" i już poleciało dalej :) Lubię to słowo. Chociaż brzmi bardziej "twardo" niż babcia, mi kojarzy się z ciepłem, miłością i bezpieczeństwem, którymi otaczały mnie moje babcie ... i robią to nadal.

Babciu, Babciu siadaj blisko
Zaraz ci opowiem wszystko
Prawie całą noc siedziałam
I prezenty wymyślałam
Na kanapie się wierciłam
Aż dla Ciebie wymyśliłam ...
Z lodu pierścień i korale
I śniegowe cztery szale
Dziesięć czapek w śnieżną kratkę
I śniegową czekoladkę
Jak nie będzie ci smakować
To mnie możesz poczęstować



Zaproponowany dziś przepis został zainspirowany babką ziemniaczaną Liski z White Plate. Pomidory i suszone grzyby nadają cudowny aromat potrawie. U nas w duecie z paprykowym gulaszem, ale równie dobrze smakuje jako osobne danie. Polecam!



Składniki:

1 kg ziemniaków
4 cebule
2 łyżki oleju
1 łyżka sosu sojowego
3 jajka
3 łyżki bułki tartej
2 łyżeczki suszonego majeranku
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka suszonego tymianku
2 łyżeczki soli
garść suszonych grzybów namoczonych w ciepłej wodzie
1 puszka pomidorów w puszce
pieprz do smaku
plasterki masła do obłożenia wierzchu babki



Przygotowanie:

Piekarnik nastawiamy na 190 stopni (bez termoobiegu).

Ziemniaki obieramy i ścieramy na drobnej tarce. Przekładamy je na durszlak i pozostawiamy do odcieknięcia nadmiaru wody.

2 cebule ścieramy na tarce i dodajemy do ziemniaków. Dwie pozostałe kroimy w kostkę i podduszamy do miękkości na patelni z dodatkiem oleju. Dodajemy do nich zioła, czosnek, sos sojowy i jeszcze chwile trzymamy na ogniu. Łączymy z ziemniakami.

Następnie do masy dodajemy jajka, bułkę tartą, i pokrojone w paseczki grzyby. Dokładnie mieszamy. Na koniec wrzucamy pomidory z puszki a wszystko doprawiamy solą i pieprzem.

Masę przekładamy do formy wysmarowanej wcześniej olejem i oprószonej bułką tartą (u mnie keksówka o wymiarach 12cm x 36cm). Na wierzch układamy plasterki masła.

Wstawiamy formę do piekarnika i pieczemy ok 2 godzin. Jeżeli używacie szerszej formy, czas pieczenia może być nieco krótszy (ok 1,5 godziny). Gdyby pod koniec pieczenia wierzch babki za bardzo się przyrumieniał, można przykryć ją wtedy folią aluminiową, zmniejszyć temperaturę do 180 stopni i w ten sposób dopiekać.

Przed podaniem należy ją delikatnie przestudzić. Mi osobiście jeszcze bardziej smakowała drugiego dnia podsmażona na patelni.

Smacznego!

środa, 20 stycznia 2010

Drożdżówki z makiem

Drożdżówek ciąg dalszy :) Tym razem z makiem. I powiem Wam szczerze, że wg mojej oceny o niebo lepsze od ich poprzedniczek. Ale to może dlatego, że wszystko co z makiem wciągnę w dużych ilościach ;)

Sycące i bardzo wilgotne. Rozpływające się w ustach. I ta ilość maku. Polecam!



Ponieważ z podanego przepisu wyszło aż 16 dużych drożdżówek, sprawdziły się zarówno jako drugie śniadanie, poobiedni deser i wieczorna przekąska. Najedli się nimi moi domownicy, a połowa trafiła na drugą stronę Warszawy i też została spałaszowana jeszcze tego samego dnia :) Ostały się dwie, ale tylko do rana ... cudownie smakowały do dzisiejszej porannej kawy :)

Składniki:

500g mąki pszennej
70g cukru
75g masła
250ml letniego mleka
12g suchych drożdży (2 opakowania)
szczypta soli
masa makowa (u mnie kupna: puszka 900g z bakaliami)

Przygotowanie:

W małym garnuszku podgrzewamy mleko i rozpuszczamy razem masło, doprowadzając do letniej temperatury (nie może być gorące!). Do przesianej mąki wsypujemy drożdże. Dodajemy pozostałe składniki i wyrabiamy ciasto, aż będzie gładkie. Formujemy kulę i odkładamy przykryte w misce w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (ok. 1 - 1,5godz). Po wyrośnięciu ponownie dokładnie wyrabiamy.



Piekarnik nastawiamy na 220 stopni (bez termoobiegu).

Gotowe ciasto rozwałkowujemy na placek o wymiarach około 30cm x 50cm. Na placku rozsmarowujemy masę makową, pozostawiając 5cm marginesu wzdłuż dłuższego boku. Następnie formujemy/zawijamy roladę, którą kroimy na kawałki o grubości 3-3,5 cm. Układamy je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (u mnie dwie partie) w sporych odstępach. Za pomocą noża nacinamy drożdżówki wzdłuż środka każdego odciętego kawałka, aby jego boki uniosły się do góry. Odstawiamy przykryte pod ściereczką do "napuchnięcia" na 15 minut. Przed włożeniem do piekarnika smarujemy roztrzepanym jajkiem.

Pieczemy 10 minut. Studzimy na kratce. Można je polukrować, ale zazwyczaj kupne nadzienie makowe jest wystarczająco słodkie i nie ma takiej potrzeby.

Smacznego!



Dla maszynistek: Ciasto można wykonać też w maszynie do chleba. Należy postępować zgodnie z zasadami podanymi w przepisie na drożdżówki z makiem. Dalej postępujemy wg. przepisu powyżej.

wtorek, 19 stycznia 2010

Drop Scones

Mąż - Nie ma nic na śniadanie !!!
Ja - Przecież jest szynka, serki i pasta warzywna w lodówce.
Mąż - Ale nie ma chleba !!!
Ja - Nie wstawiłam wczoraj na noc, bo potrzebuje drożdże na drożdżówki. Jest chrupkie pieczywo.
Mąż - Nie lubię chrupkiego !!! Nie ma nic na śniadanie !!!


po 15 minutach ...

Mąż - Mam najwspanialszą żonę na świecie !!! :* !!!
Ja - Wiem ... wiem ... ;)




Poniżej przepis na najprostsze, najszybsze placuszki jakie znam.
Z podanych proporcji wyszło ok 20 sztuk.

Składniki:

165g mąki pszennej
pół łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
25g drobnego cukru
1 jajko,
225ml mleka

Wykonanie:

Wszystkie składniki łączymy ze sobą w mikserze/blenderze. Na palniku nagrzewamy patelnię (ja smażę placuszki na sucho, bez używania żadnego tłuszczu). Wylewamy malutkie okrągłe placuszki. Smażymy do momentu pojawienia się pęcherzyków powietrza. Przekładamy na drugą stronę i trzymamy jeszcze ok 1 minuty na patelni.

Podajemy ciepłe. Najlepiej smakują z Golden Syrupem, syropem klonowym lub Lemon Curd.



Smacznego!

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Zupa cebulowa...

czyli pochwała prostoty.

Zupę cebulową robiłam już wiele razy, gotuję ją z pamięci i za każdym jest trochę inna. A to cebulkę karmelizuję bardziej a to mniej, a to sama cebula jest bardziej słodka albo ostra. Czasami miksuje część zupy, czasami zostawiam dłuuugie wąsy :)...


Dziś pomysł na obiad był zupełnie inny, ale po drodze do domu okna warzywniaka tak ładnie się świeciły, biło od nich ciepło i jakaś zachęta, weszłam i w głowie pojawiła się myśl - zupa a zaraz za nią - cebulowa.

I tak też się stało!

Serdecznie zapraszam.

Zupa cebulowa

Składniki:
5 cebul o wadze około 0,5 kg
1 litr bulionu warzywnego, wołowego albo wody.
2-3 łyżki masła
1 łyżka oliwy z oliwek
1/2 szklanki białego wina /wytrawne, półwytrawne/*
1/2 łyżeczki tymianku
1 płaska łyżka mąki
Pieprz
Sól

Grzanki
2 mini bagietki
kilka plastrów żółtego sera /powinien być Gruyere, ja używam tego, który akurat mam w domu/
szczypta wędzonej słodkiej papryki

Przygotowanie:
Cebulę kroimy na cienkie piórka /najlepiej szatkownicą albo w melakserze/.
Na dużej patelni albo w szerokim garnku o grubym dnie rozpuszczamy masło i oliwę. Na patelnie wrzucamy cebulę i dusimy ją na małym ogniu. Cebulka ma dochodzić powoli i dopiero jak będzie już zupełnie miękka zacząć brązowieć (15-20 min).
Do miękkiej i złocistej cebuli dodajemy płaską łyżkę mąki, mieszamy i chwilę pozostawiamy na ogniu. Dolewamy wino, mieszamy. Dajemy winu się zagotować i dolewamy bulion/wodę, tymianek, pieprz i sól (ostrożnie z solą!).

Gotujemy 15-20 minut.

W czasie gdy zupa się gotuje przygotowujemy grzanki.
Byłkę kroimy na niewielkie kromki, układamy ser i posypujemy papryką**. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i czekamy aż ser zacznie się topić.

Gotową zupę wlewamy do miseczek. Na wierzchu układamy grzankę z serem.

Smacznego!


* kiedyś zamiast wina dodałam tyle samo piwa i było dobre, nawet bardzo.
** niektórzy dodają jeszcze czosnek.

Bakłażany w cynamonie

Oj dużo czasu minęło zanim przekonałam się do bakłażana. Przy każdej próbie zawsze brakowało mi "tego czegoś". Dopiero to danie pozwoliło mu załapać się do mojego warzywnego Top 10 :)

To raczej cynamon niż bakłażan przekonał mnie do wypróbowania tego połączenia. Oj było warto. Te dwa smaki komponują się nieziemsko. Do tego ciepła, ciągnąca się mozzarella ... i koniecznie zaproponowany sos.

Pyszna szybka przekąska. Na lunch lub kolację ze znajomymi. Gorąco polecam!


Bakłażany w cynamonie (dla 4 osób)

Składniki:

2 średniej wielkości bakłażany
mąka pszenna razowa
cynamon
2 kule sera mozzarella
olej do smażenia

Przygotowanie:

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200 stopni (180 stopni z termoobiegiem).Umyte bakłażany kroimy w plastry o grubości 0,5cm. Na patelnię wlewamy olej i mocno nagrzewamy. Plastry bakłażana obtaczamy w mące wymieszanej z cynamonem (osobiście jestem fanką cynamonu, więc na 1/2 szklanki mąki dodałam 2 czubate łyżeczki cynamonu ... ale proponuje poeksperymentować wg własnego uznania) i kładziemy na rozgrzanej patelni. Podsmażamy krótko z obydwu stron, zdejmujemy z patelni i odsączamy z tłuszczu (najlepiej na papierowym ręczniku).

Tak przygotowane bakłażany przekładamy do żaroodpornego naczynia do zapiekania (nie ma potrzeby smarowania naczynia tłuszczem), układając je warstwami na przemian z pokrojoną w cienkie plastry mozzarellą. Zapiekamy ok 15 minut, aż ser się rozpuści.



Korzenno-pomidorowy sos do bakłażanów

Składniki:

4 łyżki oliwy z oliwek
10 dag posiekanych orzechów włoskich (nie za drobno, tak by były wyczuwalne podczas przegryzania)
1 łyżka utartego na tarce świeżego imbiru
1 łyżka kandyzowanej skórki pomarańczowej (drobno pokrojonej)
1 puszka pomidorów (najlepiej pokrojonych w kostkę)
1 pęczek świeżej bazylii
1 łyżeczka kurkumy
2 łyżki syropu klonowego
1 łyżeczka cynamonu
sól/pieprz do smaku

Przygotowanie:

W rondelku rozgrzewamy oliwę z oliwek. Dodajemy orzechy włoskie, imbir i skórkę pomarańczową. Podsmażamy mieszając 2 minuty. Dodajemy pomidory z puszki i poszatkowaną świeżą bazylię. Gotujemy 5 minut. Dosypujemy kurkumę, zmniejszamy gaz i gotujemy pod przykryciem ok 15 minut.
Zdejmujemy z palnika, dodajemy syrop klonowy, cynamon i dokładnie mieszamy. Pozostawiamy do ostygnięcia. Podajemy letni.



Smacznego!

niedziela, 17 stycznia 2010

McDom...

czyli hamburgery domowe. Szybkie, łatwe, przyjemne i zdrowe :D

Bo czasami w domu jest święto bez okazji, jedzenie które bawi i cieszy.

Jakiś czas temu zrobiłam hamburgery - pyszne mięsko, pyszne dodatki i kupna buła...wszystko pięknie, ale TA buła! Do niczego, wata w dodatku gumowata, bez smaku i faktury.

Dziś powtórzyliśmy przygodę z hamburgerami i było idealnie. Domowe bułki, domowe hamburgery, warzywa i ser...


Zapraszam na "śmieciowe" domowe jedzenie.

Szybkie hamburgery Nigelli Lawson /Nigella ekspresowo/

Składniki:
250g chudej mielonej wołowiny
1 łyżka karmelizowanej cebuli ze słoika/ lepsze są z prawdziwą startą na tarce :D
1 1/2 łyżeczki maślanki lub naturalnego jogurtu
1 1/2 łyżeczki sosu sojowego
1 1/2 łyżeczki sosu Worcestershire
duża szczypta pieprzu
olej

Wykonanie:
Mieszamy wołowinę z cebulą, maślanką/jogurtem, sosem sojowym i sosem Worcestershire. Doprawiamy pieprzem. Dzielimy mięso na porcie i przygotowujemy z nich kotlety (u mnie było to 2 dość duże).

Rozgrzewamy patelnie do grillowania i smarujemy mięso olejem. Smażymy kotlety przez 2 minuty z jednej strony, następnie obracamy i smażymy jeszcze przez 1 minutę /ja przyciskałam mocno do patelni aby kotlety były płaskie/. Gotowe mięso zdejmujemy z patelni i pozostawiamy na chwile (1-2 minuty).


Wspaniałe bułeczki hamburgerowe /znalezione u Liski/

Składniki
3/4 szklanki cieplej wody
1/3 szklanki mleka w proszku
2 łyżki masła, roztopionego i ostudzonego
1,5 łyżki cukru
3/4 łyżeczki soli
1 łyżeczka drożdży instant
1 jajko
2,5 szklanki mąki

Do posmarowania bułek:
1 żółtko
1 łyżka mleka
sezam

Przygotowanie*:
Wodę, mleko, masło i cukier umieszczamy i mieszamy w misce. Dodajemy drożdże, mieszamy i odstawiamy na 10 minut.

Po 10 minutach dodajemy jajko, połowę mąki i sól, zagniatami (można mikserem).
Zagniatamy gładkie ciasto - powinno być elastyczne i się nie lepić, ale nie należy dodawać zbyt dużo dodatkowej mąki.
Ciasto przekładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na 45 minut.

Po tym czasie formujemy 8 bułeczek**, które po uformowaniu w kulkę, spłaszczamy dłonią.
Bułeczki układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, przykrywamy ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia na 45 minut.

Piekarnik nagrzewamy do 200 st C.

Wyrośnie te bułeczki smarujemy żółtkiem wymieszanym z mlekiem i posypujemy sezamem. Wstawiamy do piekarnika na 13-15 minut.
Po upieczeniu studzimy.

Wystudzoną bułkę przekrawamy na pół, kładziemy na chwilę na patelnie grillową /przecięciem do dołu/, czekamy aż bułeczki się zarumienią.
Do podgrzanych byłeczek wkładamy nasze hamburgery i dodatki...u nas rukola, cheddar, ogórek i pomidory.

Pycha...

Smacznego!


P.S. Poszukiwania idealnego hamburgera trwają nadal. Po głowie chodzi mi pewien pomysł, więc już niebawem druga odsłona McDom'owej kuchni.

* Cudownie robi się te bułeczki. Szybko, przyjemnie. Z ciastem nie miałam problemów, zagniotło się szybko i szybko wyrosło. Polecam bardzo, bardzo gorąco.
** U mnie było ich 6

sobota, 16 stycznia 2010

Kostka mocno kakaowa

Ale ucieszyła mnie wiadomość o wystartowaniu "Kakaowego Przeglądu". Uwielbiam kakao, uwielbiam czekoladę, ach mogłabym z tymi produktami przesiadywać całe dnie w kuchni i eksperymentować nad różnymi słodkościami ... i nie tylko.

Długo zastanawiałam się jakie danie zgłosić do przeglądu. Wybrałam to najbardziej kakaowe (10dag kakao podane w przepisie to średniej wielkości opakowanie dostępne w sklepie). Połączenie go z mlekiem, miodem i płatkami owsianymi daje niesamowitą kompozycje smakową. Mój mąż po skosztowaniu pierwszego kawałka z sentymentem stwierdził, że smakuje jak "ciastka kryzyski", które królowały na początku lat 80tych na każdym polskim stole. Tak więc polecam kostkę każdemu: tym, którzy tęsknią za tym smakiem sprzed 30 lat i tym, którzy chcieliby poznać go na nowo :)



Składniki (na dużą blachę):

1 kostka masła
1 szklanka mleka
1 szklanka miodu
10dag kakao
50dag płatków owsianych
10 dag rodzynek
szczypta kardamonu
dodatkowo u mnie wiórki kokosowe do posypania

Wykonanie:

W misce łączymy ze sobą miód i kakao z kilkoma łyżkami mleka. W osobnym garnku na małym ogniu rozpuszczamy masło z pozostałą częścią mleka. Dodajemy kakao z miodem i dokładnie mieszamy. Dosypujemy płatki owsiane, rodzynki, kardamon. Gotujemy kolejne 2 minuty, cały czas mieszając, by uniknąć przywierania do dna garnka. Zestawiamy z palnika.



Blachę wykładamy papierem pergaminowym/folią aluminiową (osobiście preferuję papier, mniej się przykleja do masy). Przelewamy gotową masę i wygładzamy jej wierzch. Opcjonalnie posypujemy wiórkami kokosowymi. Pozostawiamy do przestygnięcia, a następnie wkładamy do lodówki do całkowitego schłodzenia. Wyjmujemy na pół godziny przed podaniem. Blok kroimy w kostkę.



Smacznego!

czwartek, 14 stycznia 2010

Kuchnia czynna po 17:00

czyli co jeść gdy nie ma czasu gotować.....

Makaron na mieście...
Sałatka na wynos...
Kanapka pod Pana Kanapki...
Drożdżówka* w drodze do autobusu...
Kebab po pracy..
Batonik po drodze..

Na samym początku mojej przygody zawodowej uwielbiałam jeść "na mieście". Nie ważne czy knajpka obok pracy, czy pączek ze sklepu na dole, czy obiad na byle jakiej pracowej stołówce. To było coś, wyjść z kolegami, pogadać, pośmiać się, zjeść lunch... :)


Nic na szczęście nie trwa wiecznie - nawet złudzenia :) Najpierw zajrzałam do portfela - pusto i cienko, potem na coraz uważniejszym okiem patrzyłam co jem...soda dodawana do potraw na stołówce, średnio świeże sałatki, czerstwe pączki, tłuste kebaby.
Dziś do pracy biorę kanapkę, wczorajszy obiad albo owoc i jogurt. Żelaznym zapasem w szufladzie jest też zupa miso i ryżowe chrupki /od których jestem uzależniona/.

A jak wracam do domu to szybko coś dobrego, coś co wynagrodzi stanie w korkach i na przystankach. Coś na co nie będę czekać aż się odgrzeje, ugotuje. Coś co mogę zjeść czekając na Pana B aby później zjeść późną i miłą kolację.

Dziś była zimowa sałatka z cykori. Słodko - gorzka, prosta i taka, która świetnie sprawdzi się po pracy ale także wytrzyma w pudełeczku do lunch'owej pory.

Sałatka z cykorii z bakaliami.

Składniki:
  • 1 cykoria
  • 1 łyżka majonezu
  • 1 łyżka jogurtu
  • Mała garść rodzynek**
  • Mała garść orzechów włoskich

Przygotowanie:
Cykorie porwać na kawałki. W małej miseczce wymieszać jogurt z majonezem, polać sosem cykorię i wymieszać. Posypać orzechami i rodzynkami....i zajadać :D

Smacznego!



* chociaż taką to bym zjadła :)
** kiedyś z braku rodzynek użyłam suszonych moreli a nawet cząstek mandarynek i też było bardzo dobrze.

środa, 13 stycznia 2010

Drożdżówki z serem

Są niezastąpione: jako najbardziej pożądana przegryzka w sklepikach szkolnych, drugie śniadanie oszczędnego studenta, szybka przegryzka zapracowanego pracoholika. Mogłabym wymieniać, wymieniać i wymieniać ... drożdżówki, bo o nich mowa. Chyba każdemu z nas nie raz uratowały ściśnięty żołądek. Z makiem, marmoladą, budyniem czy serem. Za 2 jak i za 8 złotych. Do wyboru do koloru ...

U mnie dziś w wersji z białym serem, suszonymi wiśniami i koniecznie posypane skórką pomarańczową. Na weekend szykuję się do wersji z makiem :) A przepis zainspirowany drożdżówkami z blogu Moje Wypieki. Polecam!



Składniki na ciasto (6 dużych drożdżówek):

250g mąki pszennej
7g suchych drożdży
2 łyżki miodu
2 łyżki drobnego cukru
1 jajko
40g miękkiego masła
125ml letniego mleka
szczypta soli


Składniki na masę serową:

1/4 szklanki cukru pudru
1 jajko (oddzielnie żółtko i białko)
1 łyżka cukru waniliowego
250g sera twarogowego
garść rodzynek (u mnie suszone wiśnie)
kandyzowana skórka pomarańczy



Mleko, miód, cukier i jajko mieszamy razem. Dodajemy mąkę wymieszaną z drożdżami, miękkie masło i sól. Wyrabiamy gładkie ciasto, które następnie przekładamy do miski. Przykrywamy ściereczką i pozostawiamy w ciepłym miejscu do podwojenia objętości (ok 90 minut).

W międzyczasie przygotowujemy nadzienie serowe, łącząc i miksując dokładnie składniki. Na koniec dosypujemy rodzynki/wiśnie.

Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni (bez termoobiegu).

Z wyrośniętego ciasta formujemy 6 bułeczek (kule, jak na zwykłe bułeczki). Odkładamy ponownie w ciepłe miejsce na 20 - 30 minut do napuszenia (przykryte ściereczką). Po tym czasie używając szklanki z niedużym dnem robimy w każdej bułeczce mocne wgłębienie, nakładamy do niego nadzienie serowego, posypujemy skórką pomarańczową a ciasto smarujemy dla połysku białkiem.

Pieczemy 15 minut (ja piekłam 18 i wg mnie to o 3 minuty za dużo)

Ciasto na bułeczki można też wyrobić w maszynie. Wystarczy wszystkie składniki wsypać w kolejności: mokre, suche, drożdże i nastawić program do wyrastania ciasta. Następnie postępować wg przepisu powyżej.



Najlepiej smakują jeszcze letnie :)

Smacznego :)

wtorek, 12 stycznia 2010

cukinia + oscypek + ciasto francuskie ... dwie propozycje

Uwielbiam oscypki. Trzy lata temu spędziłam służbowo z Zakopanem 6 tygodni. Miałam okazję codziennie kosztować tych dobroci: małe, średnie, duże, na zimno lub z grilla z żurawiną, od przekupek na Krupówkach, w barach jako przystawka lub w restauracjach jako składnik dań kuchni góralskiej. Nie muszę pisać, że oprócz tego do domu wróciłam z torbą wypchaną oscypkami. Podróżnym z przedziału zapewniłam aromatyczną podróż na trasie Zakopane - Warszawa :)

O oscypkach przypominam sobie zawsze zimą. Może dlatego, że są to najczęściej przywożone prezenty od znajomych z śnieżno-białych wypadów w góry. I niby są dostępne przez cały rok w supermarketach i na straganach ulicznych prowadzonych przez "warszawskie góralki" ... do takich nie mam jakoś zaufania. Jak oscypek to z Zakopanego!

Tak było i z tym serkiem. To podarunek od mojej przyjaciółki Edyty (całuski !!!), która przedświąteczny tydzień spędziła ze swoją rodzinką w Murzasichle pod Zakopanem. Torba oscypków trafiła do naszej lodówki ... jeszcze raz dziękujemy ... mniam :)



Plan był prosty: na kolację robię tartę z cukinią i oscypkiem. Po skrojeniu cukinii i starciu oscypka na tarce okazało się, że rozwałkowane przeze mnie ciasto nie pomieści na sobie wszystkich dobroci. 1/3 wróciła do lodówki. Ale nie na długo ... po 18 godzinach zostały wykorzystane jako składniki dzisiejszego lunchu. Poniżej obydwie propozycje.

Tarta z cukinią i oscypkiem

Składniki:

płat ciasta francuskiego
2 średniej wielkości cukinie
pół pojemniczka kwaśnej śmietany
1 duży ząbek czosnku
1/2 dużego oscypka (lub 3 małe)
sól i pieprz do smaku



Wyjmujemy ciasto francuskie z zamrażalnika i pozostawiamy do rozmrożenia.
Piekarnik nastawiamy na 200 stopni (lub 180 z termoobiegiem).

Cukinie myjemy i kroimy w plastry o grubości ok 1cm. Oscypek ścieramy na tarce z dużymi oczkami. Połowę mieszamy ze śmietaną i zmiażdżonym czosnkiem. Doprawiamy pieprzem (sól można sobie darować, ponieważ sam oscypek jest wystarczająco słony).

Rozmrożone ciasto wałkujemy i wylepiamy nim formę do tarty. Boki zawijamy podwójnie. Przygotowaną masę śmietanową rozsmarowujemy na cieście. Następnie rozkładamy plastry cukinii, tak by nachodziły na siebie. Tak przygotowaną tartę wkładamy do nagrzanego piekarnika.

Pieczemy przez 15 minut. Po tym czasie otwieramy piekarnik i posypujemy tartę pozostałym startym oscypkiem. Zamykamy piekarnik i pieczemy przez kolejne 15 minut (w sumie 30 minut) w tej samej temperaturze. Wyjmujemy i pozostawiamy na 5 minut do delikatnego przestygnięcia.


Francuskie sakiewki z cukinią i oscypkiem.

Składniki:

płat ciasta francuskiego
1 średniej wielkości cukinia
1/2 puszki pomidorów pokrojonych w kostkę
garść świeżej bazylii
1/2 dużego oscypka (lub 3 małe)
sól i pieprz do smaku
1 jajko



Wyjmujemy ciasto francuskie z zamrażalnika i pozostawiamy do rozmrożenia.
Piekarnik nastawiamy na 200 stopni (lub 180 z termoobiegiem).

Cukinie myjemy i kroimy w plastry o grubości ok 1cm. Oscypek ścieramy na tarce z dużymi oczkami. Pomidory mieszamy z poszatkowaną bazylią i doprawiamy solą i pieprzem.

Z ciasta francuskiego wycinamy cztery prostokąty. Na dwóch rozsmarowujemy po połowie sos pomidorowy, następnie układamy cukinie i posypujemy startym oscypkiem (zostawiamy troszkę sera na posypanie sakiewek na wierzchu). Nakładamy na całość pozostałe prostokąty i sklejamy sakiewki (przyciskając palcami jak pierogi). Wierzch ciasta smarujemy rozbełtanym jajkiem. Tak przygotowane sakiewki wkładamy do nagrzanego piekarnika.

Pieczemy przez 20 minut. Otwieramy piekarnik i posypujemy wierzch ciasta serem. Wkładamy z powrotem i pieczemy kolejne 10 minut (w sumie 30 minut). Po wyjęciu pozostawiamy na 10 minut do przestygnięcia.

Która wersja bardziej Wam odpowiada? :)


Smacznego!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Babka Makowa oraz niedzielne wizyty u Dominikanów

Niedziela, śnieżne mroźne popołudnie. Na 16:00 jak co tydzień jedziemy na warszawską Starówkę, na mszę do Dominikanów do kościoła Św. Jacka na ul. Freta ...

Uwielbiam to miejsce ... ze względu na Braci, atmosferę w jakiej żyją i pracują, niesione słowo, które zapada wprost w serce i jest na czasie. Miejsce gdzie niewyczuwalne są nakazy i zakazy, moherowe berety, mało zrozumiałe przesłanie księdza z ambony (z czym najczęściej kojarzy się Kościół), natomiast "obowiązuje w nim tylko jedno objawione prawo - miłość"*. To dzięki temu miejscu po długiej przerwie na nowo zaczęłam swoją rozmowę z Bogiem. Dzięki cotygodniowym spotkaniom mam siłę ... i chęć ... i jest mi tak dobrze i wyjątkowo. Polecam z całego serca, szczególnie niedzielne msze dla spacerowiczów o 16:00. Bo czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym :)

... ale wracając do niedzielnego popołudnia. Od kilku tygodni jego plan wygląda mniej więcej tak samo: po późnym śniadaniu zasiadamy w pidżamach przed telewizorem/komputerem/weekendową gazetą i chillujemy. Następnie mąż pakuje torbę sportową i ucieka na półtorej godziny na siłownię (odkąd przesiaduję więcej w kuchni musiał wykupić sobie karnet i cyklicznie walczy z czyhającymi nowymi kilogramami hihihihihi). Ja w tym czasie najczęściej nadrabiam zaległości książkowo/gazetowe, rozmawiam i bawię się z ZUZU i leniuchuję. Na 16:00 jedziemy na Starówkę. Po mszy zaliczamy mini spacer i z powrotem do domu. Lecz w tą niedzielę przedporodowy przypływ sił nie pozwolił mi bezczynnie leżeć i podczas nieobecności męża, mając zaledwie ponad godzinę, postanowiłam mu zrobić słodką niespodziankę :) Jaka była radość, gdy przywitał nas po spacerze zapach wyjętej dwie godziny wcześniej z piekarnika babki. Miłe popołudnie i miły wieczór ...


Składniki:

5 jajek (oddzielnie białka i żółtka),
1 szklanka mąki pszennej,
1 szklanka cukru,
1 szklanka suchego maku,
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia,
1/2 kostki masła



Foremkę do babki smarujemy masłem i oprószamy mąką/bułką tartą.
Piekarnik nastawiamy na 180 stopni (bez termoobiegu).

Żółtka i cukier ucieramy do białości, następnie dodajemy masło (najlepiej w temperaturze pokojowej). Do masy przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia i dobrze wszystko mieszamy. Dodajemy mak a na końcu ubitą z białek pianę. Masę delikatnie łączymy ze sobą za pomocą łyżki. Przekładamy do foremki.

Pieczemy 45 minut. Po wystygnięciu wyjmujemy z foremki i delikatnie oprószamy cukrem pudrem.

Smacznego!

* tymi słowami "ten lepszy kościół" opisuje Szymon Hołownia, który patrzy trzeźwo i tak jak lubię na "te" sprawy.

niedziela, 10 stycznia 2010

Rozpieszczam się...

siedzę sama w domu. Nic nie wyszło z planów wyjazdowych i spacerowych, czekam aż Pan B wróci i zjemy razem obiad. W między czasie pokręcę się pod domu, ogarnę kąty, poczytam, przygotuję wszystko na obiad a na razie zabijam zimno ciepłem. Za oknem wieje i ostre płatki śniegu a może deszczu biją o okno, a w domu świecą się kolorowe lampki i migają światełka w świątecznych świecznikach.


Czas na kakao. Mistrzem i wielbicielem kakao jest mój Tata. Mam takie wspomnienie. Niedziela albo sobota rano, w kuchni krzątamy się w trójkę, nad starym garnkiem w którym gotuje się mleko trwa dyskusja - dodać cukru czy lepiej nie, jeszcze trochę kakao czy już wystarczy. Takie niespisane i nieopisane rytuały.


Pisząc tego posta siedzę z kubkiem gorącego kakao, dokładnie takiego które przygotowuję Tato (jest bez dodatków, mocne, gęste, bardziej gorzkie niż słodkie). Do tego ekspresowe placuszki Nigelli (które smakują jak biszkopt, tyle że w wersji mini*) i można zaczynać dzień


Mój kubek kakao to:
Mleka tyle ile mieści się w kubku
1,5 czubatej łyżeczki kakao (mam duuży kubek, ok 350 ml)
1 łyżeczka miodu
czasami pół łyżeczki ekstraktu z wanilii

Do garnuszka z gotującym się mlekiem wsypuje kakao. Mieszam energicznie (najczęściej trzepaczką), słodzę i dodaje ewentualne dodatki... Chyba, że robię je z Tatą, wtedy to trwa zdecydowanie dłużej :)


Placuszki Nigelli (Nigella Ekspresowo)
z gotowego mix'u

Mix na placki
600 g mąki
3 łyżki proszku do pieczenia
2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka soli
400 g cukru waniliowego albo drobnego cukru /dla mnie za dużo, następnym razem dodam mniej/

Składniki mieszamy i zamykamy w słoju. Kiedy przyjdzie nam ochota na placki dodajemy do mix'u:

Na 150 g suchego mixu /co jest porcją dla 3 głodnych osób/
1 jajko
250 ml mleka
1 łyżka stopionego masła /czasami zastępuje olejem o neutralnym smaku/

Przygotowanie:
Składniki mieszamy na gladką masę. Na rozgrzaną patelnię nakładamy 1,5 lub 2 łyżki ciasta. W momencie gdy pojawiają się pęcherzyki powietrza przewracamy placuszki na drugą stronę i dosmażamy jeszcze przez minutę.

Podajemy z czym dusza zapragnie. Wg mnie do słodkich placuszków pasuje coś przełamującego ich smak.

Smacznego!

* muszę usmażyć większego placuszka i spróbować zrolować go jak roladę...hmmm..

P.S. Kakaowy przegląd czas zacząć :D
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...