sobota, 27 lutego 2016

Wpis niekulinarny. Magiczny poranek w lesie

Przed urodzeniem się naszego syna weekendowe poranki należały do mnie i do Dychy. Szłyśmy na godzinny albo i trzygodzinny spacer. Po drodze kawa albo i całe śniadanie. Jeśli tylko pogoda dopisywała (Co oznaczało, że nie lało, bo nasz pies boi się deszczu jakby był z cukru. Każda inna pogoda jest dobra na spacer.) zwiedzałyśmy bliższą i dalszą okolicę.
Razem z urodzeniem się G musiało ulec to zmianie. Nie wszędzie weźmiemy i Młodego i psa, place zabaw to nie miejsce dla Dychy, a od kiedy G odmówił jeżdżenia w wózku to zbyt dalekie spacery też nie wchodzą w grę, bo małe nóżki są szybkie i dzielne ale mają swoje ograniczenia.

Właśnie jesteśmy u kieleckich dziadków G, gdzie dom stoi na skraju lasu i można znaleźć się w raju w mniej niż minutę. Dziś bez przepisu, bo jakoś nic mi się nie łączy z tymi widokami i zimą, która przechodzi w wiosnę.
















1 komentarz:

Madame Malonka pisze...

Dziś moje lenistwo wzięło górę i nie poszłam na spacer, ale takie wyjścia o poranku potrafią być magiczne :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...