niedziela, 24 stycznia 2010

Pączki

Pączki jadam rzadko. Te sklepowe zazwyczaj mi nie smakują, patrząc się nawet na te najładniejsze, gdzieś z tyłu głowy mam przeczucie, że poczuję zawód, że nie wgryzę się w miękkie ciastko a w kluchowatą, suchą bułę.Więc rezygnuję i wybieram coś innego.

Pączki, to rzecz ważna, zresztą tak jak i bułka z makiem. Nie lubię byle jakich, nawet gdy mam ochotę na jedno bądź drugie wolę wybrać coś innego, jeśli nie jestem pewna smaku. Dobre cukiernie/ciastkarnie jakoś ostatnio mnie omijają, nie po drodze mi do nich niestety.
Tak więc- pączek ma być dobry, a jak nie jest, to może nie istnieć. Wzięło mi się to chyba z domu. Nawet w tłusty czwartek, woleliśmy sobie z rodzicami odpuścić niż jeść byle co (w pracy i tak dostawaliśmy po jednym albo po dwa, więc tradycji działo się za dość)*.


Ale w tym roku postanowiłam zrobić je sama. Pan B je lubi (koniecznie z konfiturą, bez konfitury to nie pączek!), a ja lubię Pana B. Nadarzyła się też okazja, sobotnie siedzenie rodzinno-międzypokoleniowe :)
W sobotę rano zaopatrzyłam się w potrzebne produkty, wydrukowałam przepis podany przez Dorotus i wzięłam się do pracy.

Boję się ciasta drożdżowego, to żywy organizm, który rośnie i oddycha ;). Dodatkowo trema była jeszcze większa, bo na obiedzie (i deserze) miała być moja babcia, której ciasta drożdżowe nie mają sobie równych.


Na szczęście to ciasto sprawiło, że moje obawy zmalały. Wyrabiało się strasznie (lepkie, klejące, rzadkie) więc wylądowało w maszynie do pieczenia chleba. Skąd wyszło, gładkie, sprężyste i pachnące.
Potem rosło i rosło i wyrosło przepięknie. Moje obawy co do ciasta topniały, natomiast pojawiała się obawa przed smażeniem.
Tu było trochę zamieszania, bez termometru, trudno było mi ustalić odpowiednią temperaturę tłuszczu, trwało to chwilę i parę zmarnowanych pączków, ale się udało.
Po paru próbach wyczułam moment kiedy należy przewracać pączki, kiedy wkładać itd.

Pączki okazały się sukcesem (dziękuję, dziękuję Dorotus). Babcia podjadała jeszcze gorące stojąc ze mną w kuchni. Ja rosłam w duchu a ona chwaliła, że ciasto ładnie wyrosło, że ładnie się rumienią, że pachną i że to ciasto można by było wykorzystać na makowca. Babcia zamieniła się miejscami z tatą, który chowając się przed mamą dojadał czego nie powinien**. Gdy mama zorientowała się co się dzieje, przegoniła tatę i zajęła jego miejsce. Krzątając się wokół mnie jeszcze przed obiadem zjadła jednego albo i dwa (miód na moje serce) i nie mogła się nadziwić, że mi się chce i że to jeszcze wychodzi :) Ja rosłam i rosłam jak to ciasto :)
Pan'u B smakowało o czym dowiedziałam się przy czwartym pączku a potwierdził to piąty i szósty, bo do rana zostały tylko 3 (które udało mi się sfotografować)***:D


Zapraszam serdecznie na Pączki luksusowe

Składniki na około 45 sztuk pączków:
800 g mąki pszennej
8 żółtek
100 g masła, roztopionego
niepełne pół szklanki drobnego cukru do wypieków
1 opakowanie cukru wanilinowego - 16 g (lub pominąć, jeśli używacie cukru z prawdziwą wanilią)
50 g świeżych drożdży lub 25 g suchych drożdży
1,5 szklanki letniego mleka (1 szklanka=250 ml)
1/4 łyżeczki soli
2 łyżki rumu (lub wódki, spirytusu, itp.)
skórka otarta z 1 cytryny - opcjonalnie
Ponadto: olej do smażenia
cukier puder do oprószenia lub do zrobienia lukru
kandyzowana skórka pomarańczowa lub podrumienione posiekane orzechy do posypania
konfitura lub dżem do nadziewania

Przygotowanie:
Mąkę pszenną przesiać, wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi najpierw zrobić rozczyn). Dodać pozostałe składniki i wyrobić, pod koniec dodając rozpuszczony tłuszcz. Wyrabiać kilka minut, aż ciasto będzie gładkie i miękkie**** (starając się nie dosypywać mąki, mimo iż ciasto będzie się kleić; polecam wyrabiać mikserem z hakiem do ciasta drożdżowego lub w maszynie do pieczenia chleba).
Wyrobione ciasto uformować w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (1 - 1,5 h).
Po tym czasie ciasto wyjąć na oprószony mąką blat. Rozwałkować na grubość około 1 - 1,3 cm i szklanką o średnicy 6,5 - 7 cm wykrawać pączki.
Odkładać je na blaszkę oprószoną mąką do podwojenia objętości (powinny być bardzo dobrze napuszone, ale nie przerośnięte). Można również formować z ciasta kulki, które od razu nadziewamy dżemem (ja zawsze nadziewam już po usmażeniu).
Po wyrośnięciu smażyć pączki w oleju rozgrzanym do temperatury 175ºC, po kilka minut z każdej strony. Temperatura oleju nie powinna być zbyt wysoka, ponieważ pączki szybko zbrązowieją od zewnątrz, a w środku będą surowe.
Po usmażeniu odkładać na bibułkę do odsączenia. Nadziewać konfiturą, jeśli nie zrobiliście tego wcześniej.

Jeszcze ciepłe lukrować lub pudrować /mi nie starczyło czasu na lukier, pączki tak szybko znikały/.

Dla maszynistów: Wszystkie składniki umieścić w maszynie do pieczenia według kolejności: płynne, sypkie, na końcu drożdże. Nastawić program do wyrabiania i wyrastania ciasta 'dough'. Po tym czasie ciasto wyjąć, lekko zagnieść, dalej postępować wg przepisu.

Smacznego!


* mój dom rodzinny nie jest słodko-ciasteczkowy, tak więc mama nie piekła, bo my nie nalegaliśmy. Wolimy (nadal) dobry obiad niż dobry deser :).
** jest na diecie, liczę jednak, że jedno popołudnie łakomstwa mu nie zaszkodzi
*** Jedno zdjęcie zrobione wczoraj - bardzo chciałam uwiecznić na zdjęciu jasną obwódkę o której pisała Dorotus :D:D:D:D:D
**** ja w tym miejscu poddałam się i przerzuciłam wymieszane już ciasto do maszyny.

5 komentarzy:

cukrowa wróżka pisze...

Ja w sumie jeśli mam jeść niedobrego pączka, to wolę nie jeść. :] A rzadko kiedy trafia się w cukierni taki świeżutki. No i już od lat bezskutecznie poszukuję w każdej cukierni Pellowskiego pączków z toffi, które kiedyś kupiła tam mama. Nie ma. :<
A obwódka śliczna! :]

cozerka pisze...

Mam tak samo...znam dwie może trzy cukiernie w Warszawie, w których jadam pączki...

Z toffi...mniam, to musi być niesamowite :)

gosiaa99 pisze...

W tamtym roku napiekłam się tyle pąćzkó..wszystko na zamównie że praktycznie dopiero parę dni temu zapragnełam zrobić :) Cudowne ci wyszly i rzeczywiście piękna obwódka

Liska pisze...

Bardzo lubię pączki, zwłaszcza te domowe. Jedyne, co mnie zawsze zniechęca, to smażenie... Ughr. Te luksusowe wyglądają wspaniale i, ach, jak bym zjadła jednego...

cozerka pisze...

hihih...zapraszam w takim razie na pączka :) mi się spodobało.

Też nie lubię smażyć (nie ważne czy to pączki, czy to ryby czy zwykły schabowy), ale entuzjazm (którego nie ma przy rybie i schabowym ;)) wynagrodził mi wszystko. Zresztą wolę smażenie na głębokim tłuszczu niż na "płytkim" - w pierwszej metodzie wszystko trwa krócej.

Pozdrawiam serdecznie :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...